Sprawa traktowania żołnierzy wziętych do niewoli to z pewnością najtrudniejszy temat dotyczący wojny polsko-bolszewickiej. Do dziś kładzie się on cieniem na relacjach polsko-rosyjskich, prowadząc do zadrażnień nie tylko między historykami, ale także rządami obu państw.

Wielka Wojna, która przetoczyła się przez kontynent europejski i resztę świata w latach 1914–1918 była ogromnym wstrząsem dla ówczesnych społeczeństw. Jej skala i brutalność przewyższyła wszystkie konflikty, jakie znała ludzkość, a ogólna liczba jeńców sięgnęła sześciu milionów. Byli oni przynajmniej formalnie chronieni przez prawo międzynarodowe, opierające się na konsensusie państw sygnatariuszy traktatów dotyczących zasad prowadzenia działań zbrojnych.

Wśród tych porozumień należy wymienić przede wszystkim I konwencję genewską z 1864 roku (później rozszerzoną w 1906 roku), która ustanowiła znak służb medycznych – czerwony krzyż. Ponadto pamiętać trzeba o deklaracji brukselskiej z 1874 roku, którą przyjęto z inicjatywy cara Aleksandra II (opierała się ona głównie na tzw. Kodeksie Liebera, będącym zbiorem reguł wojennych z okresu wojny secesyjnej). To w niej po raz pierwszy zwrócono uwagę na konieczność „odpowiedniego traktowania” jeńca oraz jego ruchomości. Poszczególne rządy, które uczestniczyły w konferencji, miały wprowadzić owe ustalenia do własnych kodeksów wojskowych na zasadzie dobrowolnej – Rosja uczyniła to w 1877 roku podczas wojny z Turcją.

Austriaccy jeńcy wojenni w obozie w Karelii, 1915 r. (fot. ze zbiorów Biblioteki Kongresu USA, ID ppmsc.04423, domena publiczna)

W 1899 roku przyjęto z kolei konwencję haską – propozycję w tej sprawie złożył społeczności międzynarodowej car Mikołaj II. W akcie tym, podpisanym przez wszystkie największe państwa z wyjątkiem Chin, zawarto ogólne normy prowadzenia wojny lądowej. Przepisy te doprecyzowano w 1907 roku na prośbę prezydenta USA Theodore’a Roosevelta pod wpływem wojny rosyjsko-japońskiej, która wykazała przydatność wcześniejszego prawodawstwa międzynarodowego. Carat jednakże nie ratyfikował konwencji genewskich ani drugiej konwencji haskiej.

Po odzyskaniu niepodległości podjęła kroki w celu wypełnienia zaleceń konwencji genewskiej. W odniesieniu zaś do konwencji haskiej klauza si omnes (jeżeli wszyscy) oznaczała, że ma ona moc wiążącą jedynie w przypadku, gdy wszystkie państwa biorące udział w konflikcie są sygnatariuszami dokumentu. Warszawa respektowała jednak te postanowienia, regulując status jeńca przepisami wykonawczymi Ministerstwa Spraw Wojskowych. Rosja bolszewicka natomiast nie uznawała się oficjalnie za spadkobiercę Rosji carskiej, więc nie respektowała nawet pierwszej konwencji genewskiej. Rząd sowiecki twierdził, że w ogóle nie jest zobowiązany do przestrzegania prawa międzynarodowego w zakresie ochrony jeńców. To z kolei stworzyło dla Moskwy pole do licznych nadużyć.

Plakat Czerwonego Krzyża z 1917 r. (il. Albert Herter, ze zbiorów Biblioteki Kongresu USA, digital ID cph.3g08369)

Ani rosyjski ani tym bardziej polski Czerwony Krzyż nie został dopuszczony do wizytacji obozów z polskimi jeńcami. Tymczasem Warszawa, pomimo ogromnych trudności w zapewnieniu jeńcom odpowiednich warunków bytowych, wynikających głównie z obiektywnych przesłanek, na takie wizytacje pozwoliła, m.in. organizacjom amerykańskim i brytyjskim, gdyż od tego zależała jej wiarygodność w oczach państw Ententy. Ich raporty, nieraz bardzo krytyczne, zachowały się w polskich i rosyjskich archiwach.

Braki w źródłach i propaganda anty-Katynia

Postęp w badaniach nad losem jeńców wojny polsko-bolszewickiej nie wyeliminował wszystkich wątpliwości. Do dzisiaj ustalenie ich dokładnej liczby po obydwu stronach wciąż nastręcza istotnych problemów, wynikających zarówno ze specyfiki materiału źródłowego, jak i rosyjskiej polityki historycznej dążącej do zrównoważenia zbrodni sowieckich „okrucieństwem” państwa polskiego wobec czerwonoarmistów.

Należy podkreślić, że w Wojsku Polskim funkcjonowało ewidencjonowanie własnych stanów oparte o wytyczne władz wojskowych. Stany wyżywienia i bojowe poszczególnych armii, dywizji, pułków oraz pododdziałów raportowano na wszystkich szczeblach dowodzenia. Dawało to w miarę pełny zestaw danych na temat własnych wojsk.

W przypadku liczebności jeńców sowieckich pojawia się jednakże trudność polegająca na rozdziale kompetencji Wojska Polskiego między obszar operacyjny (Naczelne Dowództwo WP) a cywilny (Ministerstwo Spraw Wojskowych). W pierwszym przypadku pojmani, którzy przebywali bezpośrednio przy związkach taktycznych w formacjach roboczych i w szpitalach polowych, nie byli wykazywani na listach obozowych ministerstwa. Z kolei w drugim przypadku jeńcy dość często uciekali z miejsca przetrzymywania, gdyż polskie wojska etapowe nie były specjalnie liczne.

Ponadto Wojsko Polskie umożliwiało żołnierzom sowieckim, jeśli mieli polskie korzenie, wstąpienie w jego szeregi, a także rekrutowało do formacji sojuszniczych (ukraińskich, białoruskich, kozackich) tych jeńców, którzy po prostu pragnęli się odciąć od władzy kremlowskiej. Przypadków takich było wiele i należy je liczyć nawet nie w tysiącach, ale w dziesiątkach tysięcy, co generuje dodatkowe komplikacje.

Centralny rejestr jeńców, który miało do dyspozycji NDWP, zachował się niestety szczątkowo. Strona rosyjska, wobec braku precyzji w ustaleniach polskich historyków, wykorzystuje tę lukę z pełną premedytacją, obecnie w ogóle nie uwzględniając wskazanych czynników i zawyżając liczbę jeńców – niekiedy dość znacząco.

Jeńcy sowieccy w przemarszu przez Radzymin, 15 sierpnia 1920 r. (fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe, sygn. 3/1/0/1/384/2)

Armia Czerwona nie wypracowała analogicznego rozwiązania pozwalającego na ustalanie stanów liczebnych i posługiwała się bardziej ogólnikowymi danymi z poboru, a jeńców przekazywała NKWD i WCzeKa, które nigdy nie upubliczniały danych o więźniach. Sowiecka ewidencja polskich jeńców zatem nie istnieje albo Moskwa do dzisiaj ją ukrywa. W związku z tym dysponujemy w tej kwestii jedynie liczbami szacunkowymi, trudno bowiem dociec na przykład, ilu Polaków zostało wcielonych do Armii Czerwonej dobrowolnie, a ilu pod przymusem. Pewna część żołnierzy wziętych do sowieckiej niewoli uciekła, inni zostali zamordowani, odbici w czasie walk na froncie lub wypuszczani po przejściu indoktrynacji z zadaniem agitacji (choć zjawisko to było rzadkie).

Dodatkowo do 1921 roku Moskwa nie uznawała za żołnierzy Wojska Polskiego jeńców z liczącej 10 tys. ludzi 5 Dywizji Strzelców Polskich, którzy dostali się do niewoli jako część korpusu ekspedycyjnego państw alianckich w Rosji. To samo dotyczyło żołnierzy polskiego pochodzenia służących w siłach zbrojnych państw centralnych, a tym bardziej wcielonych do armii carskiej i więzionych w sowieckich łagrach z powodów politycznych. Mimo to niekiedy włączano ich do ogólnej liczby jeńców na potrzeby wewnętrzne.

Defilada 5 Dywizji Strzelców Polskich w Nowonikołajewsku (obecnie Nowosybirsk) (fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe, sygn. 3/1/0/1/243/3)

Oficjalne rosyjskie wyliczenia bazują na liczbie repatriantów, którzy po 1921 roku powrócili do Rzeczypospolitej, co oczywiście każe postawić pytanie o losy tych żołnierzy, którym nie dane było wrócić do ojczyzny. Pytanie to ma charakter retoryczny, aczkolwiek Moskwa do dzisiaj nie ustosunkowała się do tej kwestii, co wiążę się z polityką tzw. anty-Katynia, która ma na celu relatywizację zbrodni dokonanej na polskich oficerach poprzez zestawienie z rzekomym wymordowaniem jeńców sowieckich w liczbie sięgającej nawet 60 tys.

Większość historyków rosyjskich podchodzi do tej kwestii nierzetelnie, gdyż wykorzystują oni polskie archiwalia wyrywkowo, publikując jedynie te fakty, które mogą służyć do stawiania uogólnionych tez, przy jednoczesnym stosowaniu niejasnej metodyki liczenia jeńców. Dobrym tego przykładem jest tekst prof. Iriny Michutiny, w którym stwierdza ona, że płk Ignacy Matuszewski, szef Oddziału II NDWP, potwierdził, że w polskim obozie w Tucholi zmarło 22 tys. jeńców sowieckich. Tymczasem Matuszewski napisał jedynie, że rosyjska gazeta emigracyjna „Swoboda” podała taką liczbę. Oczywiście takich przykładów jest wiele i można jedynie domniemywać, na ile wynikają one z niedociągnięć warsztatowych, a na ile z prowadzonych działań politycznych i dezinformacyjnych.

Jeńcy sowieccy wzięci do niewoli przez oddziały 5 Pułku Piechoty Legionów, 24 lipca 1920 r. (fot. CAW-WBH, sygn. K-25-514)

Polska wobec pojmanych czerwonoarmistów

Pierwszym organem na ziemiach polskich powołanym do spraw jenieckich było Biuro Opieki nad Jeńcami, podporządkowane w 1917 roku Radzie Regencyjnej. Następnie w lipcu 1918 roku Departament Wojny niemieckiego gubernatorstwa utworzył Wydział Jeńców, który był odpowiedzialny za powrót żołnierzy polskich z niewoli. Instytucja ta dała początek Państwowemu Urzędowi do Spraw Jeńców utworzonemu 11 listopada 1918 roku. Nieco później powołano także Wydział Jeńców Departamentu I MSW, powiązany z Oddziałem V Demobilizacyjnym Sztabu Generalnego.

Komórki te zajmowały się nie tylko sprowadzaniem Polaków do kraju, ale miały również za zadanie umożliwić żołnierzom byłej armii carskiej powrót z niewoli niemieckiej i austro-węgierskiej. Wobec braku wytworzenia odpowiednich instytucji terenowych oraz granicznych, dla odradzającej się Rzeczypospolitej był to znaczący kłopot.

Aby zobrazować to zagadnienie, warto podać, że Niemcy wzięli do niewoli łącznie 2 mln Rosjan, zaś od 15 listopada 1918 roku do 20 stycznia 1919 roku na ziemie kontrolowane przez polski rząd przybyło z zachodu łącznie ponad 510 tys. osób, z tego: 210 tys. Polaków, 281 tys. Rosjan i 20 tys. jeńców innych narodowości. Ich głównym węzłem przesiadkowym była Warszawa ze względu na jej połączenie kolejowe z Rosją.

Jeńcy rosyjscy w twierdzy przemyskiej podczas jej oblężenia, 1915 r. (fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe, sygn. 3/1/0/1/30/6)

Przemieszczanie się tych mas miało charakter całkowicie spontaniczny. Ostatecznie zjawisko to zostało zahamowane w styczniu 1919 roku poprzez zamknięcie granic i skierowanie jeńców rosyjskich na okrężną drogę morską przez Bałtyk. Wiązało się to również z wyrażeniem zgody przez polski rząd w grudniu 1918 roku na działalność Rosyjskiego Czerwonego Krzyża.

W 1919 roku boje toczone przez Wojsko Polskie na froncie litewsko-białoruskim nie były zbyt intensywne, a co za tym idzie również liczba jeńców sowieckich przebywających w polskiej niewoli była niewielka. W listopadzie wynosiła ona trochę ponad 7 tys. Tym niemniej walki z Armią Czerwoną wymuszały na polskiej administracji określone działania, stąd pod koniec marca 1919 roku utworzono w ramach MSW Inspektorat Obozów Jeńców, który współpracował z Departamentem Gospodarczym, a od kwietnia 1920 roku również z Referatem Sanitarnym. Jeszcze na początku 1919 roku uruchomiono zgodnie z konwencją haską Centralne Biuro Informacyjno-Wywiadowcze PCK. Określono również – zgodnie z prawem międzynarodowym – normy żywnościowe, a także żołd i obowiązki jeńców oraz stosowane wobec nich kary.

Jeniec z Armii Czerwonej przy pracy; rysunek autorstwa Kamila Mackiewicza z 1920 r. (il. ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego, sygn. 3/22/0/-/394/4)

Jeśli chodzi o posiłki, wzięci do niewoli żołnierze byli podzieleni na kategorie od C do E, zgodnie ze stopniem oraz obowiązkami (niektórzy pracowali fizycznie). I tak w kwietniu 1919 roku MSW zarządziło, że jeniec szeregowy ma otrzymywać dziennie 500 gr chleba, 150 gr mięsa i 700 gr ziemniaków, a ponadto przysługiwała mu kawa, jarzyny i mydło. Według norm w ciągu tygodnia więzień powinien spożywać trzy razy w tygodniu mięso wołowe, dwa razy w tygodniu mięso końskie i dwa razy w tygodniu ryby (suszone, świeże lub śledzie). Niektórym przysługiwały także papierosy. Były to więc standardy całkiem dobre (jak na ówczesne warunki), które z całą pewnością umożliwiły przeżycie, choć odbiegające od norm Wojska Polskiego.

Oczywiście, w praktyce różnie bywało z zaopatrzeniem, zwłaszcza w 1920 roku. Trzeba bowiem mieć na uwadze, że Polska była wyniszczona i szargana wieloma klęskami, o czym zapominają nader często historycy rosyjscy. Zresztą nawet polscy żołnierze często niedojadali, a na froncie głodowali i wspierali się rekwizycjami. W tej sytuacji starano się zapewnić jeńcom substytuty żywnościowe, choć zwykle o mniejszej kaloryczności. Większe problemy wiązały się natomiast z odpowiednim zaopatrzeniem w ubrania, buty i koce. Tych niedoborów nie udało się zlikwidować aż do końca wojny.

Grupa jeńców sowieckich, 1920 r. (fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe, sygn. 3/1/0/1/396/1)

Jeńcy sowieccy byli kwaterowani w obozach, które polska administracja przejęła po okupancie niemieckim i austriackim. W większości przypadków obiekty te były zdewastowane i nieprzystosowane do przyjęcia większej liczby żołnierzy. Wojsko odbierało je stopniowo z rąk władz cywilnych i starało się remontować. W pierwszej fazie wojny były to obozy w Strzałkowie, Wadowicach, Łańcucie, Pikulicach, Dąbiu i Brześciu Litewskim, a później w Szczypiornie, Tucholi oraz Łukowie. Jeńcy mieli wydzielone miejsca do spania, choć z braku pryczy w barakach spali także w ziemiankach. Obsługą świetlic zajmowali się głównie członkowie organizacji YMCA.

Przy obozach znajdowały się szpitale polowe, a z czasem tworzono również szpitale zakaźne. Ogólnie jednak warunki medyczne były złe, Polska borykała się bowiem z ogromnym deficytem leków oraz służb sanitarnych (dużą pomoc w tym zakresie okazało USA). Czerwonoarmiści przynosili ze sobą masowo tyfus plamisty oraz choroby weneryczne, później zaś zmagali się z epidemią cholery, umieralność była więc wśród nich wysoka.

Jeńcy sowieccy wzięci do niewoli w Żytomierzu, kwiecień 1920 r. (fot. CAW-WBH, sygn. K-25-367)

Istotny problem z jeńcami zaczął się wraz ze zwycięstwem w bitwie warszawskiej. Do niewoli trafiło wówczas nawet 50 tys. czerwonoarmistów. Ich liczba uległa powiększeniu wraz z kolejnymi sukcesami Wojska Polskiego, zwłaszcza nad Niemnem. Ocenia się, że po zakończeniu walk (18 października 1920 roku) na terenie Polski znajdowało się ok. 90 tys. jeńców sowieckich (łącznie za okres całej wojny 105–110 tys.). Spośród nich na terenie Polski zmarło nie więcej niż 18 tys., w większości w wyniku epidemii chorób zakaźnych.

Zabójstwa w obozach zdarzały się rzadko (np. w czasie próby ucieczki, co było zgodne z konwencjami) i zwykle były ścigane przez sąd wojenny. Na froncie także unikano mordowania jeńców sowieckich, z wyjątkiem walk z korpusem Gaja Bżyszkiana na północnym Mazowszu w czasie bitwy warszawskiej – gen. Władysław Sikorski, wstrząśnięty skalą okrucieństwa wroga, rozkazał wówczas postępować bez litości. Na podstawie traktatu pokojowego do Rosji Sowieckiej wyjechało 65 797 żołnierzy (niektórzy pozostali w Polsce, osoby innej narodowości, np. Łotysze czy Węgrzy, powrócili do swoich krajów).

Jeńcy sowieccy schwytani pod Makowem Mazowieckim (fot. CAW-WBH, sygn. K-25-716)

Losy polskich jeńców w niewoli sowieckiej

Trudno mówić o tym, że Rosja sowiecka stworzyła umocowany w prawie międzynarodowym system kontroli nad jeńcami. Rząd bolszewicki powołał wprawdzie w 1918 roku Centralne Kolegium ds. Jeńców i Uchodźców (Centroplebież) odpowiedzialne za repatriację jeńców państw centralnych, jednakże w przypadku jeńców polskich aż do połowy 1920 roku nie wydano odgórnych rozporządzeń w tym zakresie, pozostawiając decyzje w gestii dowódców frontów.

Ekshumacja ciał żołnierzy polskich z 4 Armii wziętych do niewoli przez Armię Czerwoną i żywcem zakopanych pod Słonimiem, 15 stycznia 1920 r. (fot. CAW-WBH, sygn. K-25-1123)

W czerwcu Prezydium Wszechrosyjskiego Centralnego Komitetu Wykonawczego pod kierownictwem Michaiła Klainina zdecydowało o izolowaniu polskich jeńców i poddawaniu ich „terapii” ideologicznej. Decydenci sowieccy przywiązywali dużą uwagę do rozdzielania szeregowców od oficerów, co w praktyce przekładało się na częste mordowanie tych drugich jeszcze na froncie. Dopiero latem 1920 roku ujednolicono kontrolę nad jeńcami, zlecając ją Kierownikom Wywiadu w sztabach dywizji oraz Oddziałowi Wywiadowczemu w sztabach armii. Przy Zarządach Politycznych Frontów funkcjonowały Komisje Inspekcyjne i to one zasadniczo odpowiadały za wysyłkę i ewakuację jeńców polskich w głąb państwa sowieckiego.

Trudno jednoznacznie oszacować, w ilu obozach przetrzymywano Polaków. Przyjmuje się, że istniało od 30 do nawet 70 takich ośrodków, m.in. w: Moskwie, Wiaźmie, Smoleńsku, Mohylewie, Homlu, Charkowie, Twerze czy Kałudze. Na ich potrzeby adaptowano obiekty koszarowe, klasztory i więzienia. Podobnie jak w Polsce budowano również ziemianki i borykano się z istotnymi problemami żywieniowo-higienicznymi.

Sowietom nie zależało jednak na poprawie warunków bytowych w obozach, gdyż Polacy wykazywali duży opór przed agitacją komunistyczną. O interwencji organów przedstawicielskich w sprawie jeńców nie mogło być przecież mowy (w Polsce posłowie na sejm złożyli kilka interpelacji dotyczących wziętych do niewoli żołnierzy wroga). Jedynie ci spośród żołnierzy, którzy ulegli propagandzie lub dobrze rokowali w tym zakresie na przyszłość, mogli liczyć na lepsze warunki w obozach zwanych „plenbieżami”.

Ocalałych z pogromów oficerów od razu kierowano do specjalnych ośrodków dla kontrrewolucjonistów w Riazaniu i Omsku, gdzie zmuszano ich do katorżniczej pracy fizycznej. Sugeruje to ich celową eksterminację jako „najgroźniejszego elementu klasowego”. Materiał źródłowy nie pozostawia wątpliwości, że traktowano ich najgorzej z polskich jeńców, pozbawiano wszelkich ruchomości, znęcano się nad nimi i stosowano wobec nich odpowiedzialność zbiorową. Żołnierze byli głodzeni, umierali z wycieńczenia i chorób.

Ilu polskich żołnierzy trafiło do niewoli? Ze strony rosyjskiej padały różne liczby, wahające się od 30 do 60 tys. ludzi. Ta druga ma umocowanie w źródłach sowieckich, tyle że nie bardzo wiadomo, o jakich jeńców chodzi – problem ten opisałem wyżej. Należy raczej sądzić, że jeńców z Wojska Polskiego sensu stricto było ok. 43–45 tys. Spośród nich na podstawie traktatu ryskiego wróciło do kraju 26 440 żołnierzy, choć NKDW twierdziło, że było to 35 tys. osób – wiarygodność tej instytucji pozostawia jednak wiele do życzenia.

 

Polska Komisja ds. Repatriacji opiniowała, że w samych tylko obozach sowieckich zmarło 14 tys. żołnierzy, ilu zostało zamordowanych na froncie? Nie sposób odpowiedzieć precyzyjnie, gdyż po pierwsze nie traktowano ich jako jeńców i siłą rzeczy nie ewidencjonowano, a po drugie brali oni udział w bojach. Liczba ta musi jednak sięgać wielu tysięcy (warto choćby pamiętać o mordowaniu żołnierzy Brygady Syberyjskiej przez korpus Gaja), o czym świadczą liczne wspomnienia, dokumenty oraz zdjęcia z ekshumacji przedstawiające okaleczone i torturowane ciała.