Gwałty, morderstwa i kradzieże, czyli „wyzwolenie” po sowiecku
Nocą z 3 na 4 stycznia 1944 roku w miejscowości Sarny na Wołyniu, wojska sowieckie przekroczyły przedwojenną granicę Polski.
Rząd Rzeczypospolitej Polskiej na Wychodźstwie zadeklarował gotowość współpracy z Sowietami w walce z Rzeszą Niemiecką oraz wyraził nadzieję, że Związek Sowiecki uszanuje prawa i interesy RP i jej obywateli na zajmowanych terenach. Jednak wkraczająca Armia Czerwona nie zachowała się jak sojusznik, ale jak zdobywca i wróg, mordując, gwałcąc i grabiąc polskich obywateli, którzy sprzeciwiali się nadchodzącej czerwonej tyranii.
Praktycznie każdy region Polski po wkroczeniu czerwonoarmistów był naznaczony zbrodniami. Gdziekolwiek się pojawili, swoim zachowaniem nie przypominali wyzwolicieli, a coraz częściej żołnierzy armii okupacyjnej, mającej za nic prawa i godność ludności cywilnej. Stosunek do Armii Czerwonej, początkowo całkiem przychylny lub co najmniej neutralny, zmieniał się z dnia na dzień, na bardziej niechętny, a nawet wrogi.
Przemarsz wielomilionowych rzesz czerwonoarmistów miał jeszcze inne konsekwencje. Przede wszystkim niezwykle masowe kradzieże mienia prywatnego i publicznego, ale też powszechne, bezmyślne dewastacje nieruchomości i ich wyposażenia oraz – szczególnie bolesne – masowe gwałty na kobietach
Statystyki nie pozostawiały najmniejszych wątpliwości. Tylko na terenie Wielkopolski ok. proc. morderstw było dziełem żołnierzy sowieckich, podobnie jak ok. proc. napadów rabunkowych i aż proc. gwałtów dokonywanych na kobietach i dzieciach
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz