ORP " Groźny" 351

ORP " Groźny" 351
Był moim domem przez kilka lat.

piątek, 27 grudnia 2019

114 przypadkowych mieszkańców Wawra i Anina.

27 grudnia 1939 roku w podwarszawskiej miejscowości Wawer Niemcy dokonali jednej z największych zbrodni na Polakach.
W odwecie za zabicie przez dwóch miejscowych polskich kryminalistów dwóch niemieckich podoficerów niemieckiego batalionu budowlanego aresztowano 114 przypadkowych mieszkańców Wawra i Anina. Najmłodszy z nich miał 15 lat, a najstarszy 70. Wszystkich postawiono przed tak zwanym sądem doraznym po czym skazano ich na śmierć przez rozstrzelanie. Egzekucji dokonały 2 i 3 Kompania Batalionu nr 6 31 Pułku Policji Porządkowej pod dowództwem Fryderyka Wilhelma Wenzla. 7 osób mimo ciężkich obrażeń przeżyło egzekucję.
Zbrodnia w Wawrze była pierwszą masową
zbrodnią na ludności cywilnej Warszawy i
okolic, oraz w Generalnym Gubernatorstwie .
W reakcji na to wydarzenie polski ruch
stworzył konspiracyjną młodzieżową
Organizację Małego sabotażu „Wawer” ,
związanej z organizacją harcerską Szare
Szeregi, która liczyła 500 członków i wykonała
w latach 1940-1945 około 170 akcji przeciwko
okupacyjnym siłom niemieckim.
Wspomina Janina Przedlacka, która w egzekucji straciła męża Józefa, urzędnika elektrowni miejskiej w Warszawie i syna Mieczysława, studenta:
"Leżeli obok siebie. Twarz męża była zmasakrowana do niepoznania. Oko wybite, nos spłaszczony. Kołnierz futrzany od palta podarty w strzępy. Leżał skurczony, jak w okropnym bólu. Był już zimny. Wiedziałam, że nie żyje. Za to syn leżał wyprostowany, z czapką na głowie, oczy otwarte, jakby za chwilę miał wstać. Zdawało mi się, że żyje. Rozpięłam mu koszulę, ciało było jeszcze ciepłe i spocone. Zaczęłam je wycierać i rozcierać. Chciałam za wszelką cenę przywrócić go życiu. Czekałam na cud.
Zaczęli schodzić się ludzie. Niewypowiedziana rozpacz ogarnęła wszystkich. Ludzie biegali jak obłąkani. Płakali, wyli z bólu i bezradności, przysięgali odwet. Chcieli zabierać zabitych do domu. Stawiali ich na nogi, zaklinali, żeby ożyli, by się odezwali. Twarda konieczność jednak kazała opanować się. Ktoś powiedział, że na razie nie można zabierać zwłok, trzeba pochować na miejscu. Składaliśmy więc do dołu mężów, synów, ojców, jednego obok drugiego. Pokrywaliśmy im twarze -czym kto mogl-kapeluszami, szalikami, chustkami, aby im im się do oczu piasku nie nasypało.
Zostałam sama. Zbolała i zrozpaczona, skrzywdzona w sposób, którego żadna mowa ludzka nie jest w stanie wyrazić"
/Boguś

Brak komentarzy: