- Kiedy na postoju pytaliśmy się konwojentów o cel podróży, ci ironicznie odpowiadali, że jedziemy do Berlina. Byli oni informowani, że wiozą samych folksdojczów - wspomina Maria Kulczyńska.
Przedwojenny Lwów.Foto: Józef Pitułko/wikipedia/domena publiczna
4 stycznia 1945 roku NKWD dokonało masowych aresztowań Polaków zamieszkałych we Lwowie.
Były one częścią szeroko zakrojonej akcji trwającej od 3 do 8 stycznia 1945 roku i objęły około 17 tysięcy osób. Wśród zatrzymanych znaleźli się pracownicy naukowi Uniwersytetu i Politechniki Lwowskiej, wielu lekarzy, inżynierów, artystów, członków AK oraz cywilnych współpracowników Rządu w Londynie.
- Nie umieliśmy tym razem, mimo doświadczeń z lat 1939-1941, zrozumieć motywów masowej branki. Dopiero znacznie później dowiedzieliśmy się, że obywatele sowieccy, którzy przez jakiś okres żyli pod niemiecką okupacją, podlegają rygorom tzw. gosudarstwiennoj pieriewierki, czyli przeglądowi ich stosunku do okupanta - wspominała uczestniczka tych tragicznych wydarzeń, Maria Kulczyńska. - Mieliśmy paszporty z lat 1939-1941, kiedy to "dobrowolnie" głosowaliśmy za przyłączeniem ziem wschodnich do Rosji, więc odpowiadaliśmy wobec wyżej wymienionych władz na równi ze wszystkimi innymi obywatelami sowieckimi.
Listy kandydatów na gosudarstwienną pieriewierkę przygotowano już pół roku wcześniej. Brano pod uwagę wszelkie dostępne źródła informacji, włącznie z anonimowymi donosami. Wśród aresztowanych pracowników Politechniki Lwowskiej znaleźli się polscy profesorowie: Ewa Pilatowa, Włodzimierz Burzyński, Edward Suchara, Marian Janusz, Juliusz Makarewicz, Tadeusz Kuczyński, Stanisław Fryze, Emil Łazoryk, Witold Minkiewicz, Kazimierz Przybyłowski, Edwin Płażek oraz Aleksander Kozikowski.
W przeprowadzanych po aresztowaniu procesach wydawano wyroki skazujące na 5, 10 lub 15 lat, rzadziej uniewinniające. Niewielka część aresztowanych została zwolniona do domów, większość deportowano w głąb Związku Radzieckiego, do łagru "Krasnodon" i skierowano do ciężkiej fizycznej pracy przy wyrębie lasów lub w kopalniach antracytu w Zagłębiu Donieckim.
- Nie wiedziałyśmy nic, ani jaki los nas czeka, ani gdzie i kiedy nas wyładują. Ruszający wolno pociąg brzmiał przez ściany wagonów zgodnym, głośnym chórem "Nie rzucim ziemi skąd nasz ród". Do taktu obracających się kół składałam sobie w duszy uparte ślubowanie: "wrócę - wrócę - wrócę" - opowiada Maria Kulczyńska.
Oficjalnie władze sowieckie deklarowały, że opuszczenie Lwowa przez Polaków jest dobrowolne. W rzeczywistości jednak robiono wszystko, by opuścili oni miasto. Akcje takie, jak ta rozpoczęta na początku stycznia 1945 roku "przeciwko polskim folksdojczom i nacjonalistom", miały przyspieszyć decyzję o wyjeździe do Polski i były jedną z wielu form nacisku oraz prowokacji organizowanych przez NKWD. Chodziło o to, by zmieniając stosunki narodowościowe w mieście, wytrącić stronie polskiej ostatni argument w toczącej się jeszcze wtedy dyplomatycznej walce o zachowanie miasta w granicach Polski.
mk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz