26.01.1938 r.
Gen. Tadeusz Kutrzeba określił w przedstawionych marszałkowi Edwardowi Rydzowi-Śmigłemu założeniach planu wojny z Niemcami. Przewidywano w nim, że do 1941 r. potencjał wojenny Niemiec będzie trzykrotnie wyższy od osiągniętego w tym samym czasie przez Polskę.
W polskiej historiografii utarło się przekonanie, że Polska nie miała żadnych szans w starciu z Wehrmachtem. Koncepcja Naczelnego Wodza – Marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego o tzw. bitwie granicznej z całą pewnością ułatwiła III Rzeszy zwycięstwo w kampanii wrześniowej. W polskiej generalicji był jednak człowiek, który miał zupełni inną wizję wojny obronnej z Niemcami. Był nim generał Tadeusz Kutrzeba. Jego śmiały plan mógł zmienić losy kampanii wrześniowej. Dlaczego więc nie pozwolono mu go zrealizować?
Potencjał militarny Polski i Niemiec w 1939 roku zdecydowanie korzystniej wypadał na rzecz III Rzeszy. Nasz kraj nie był jednak pozbawiony szans w starciu „Dawida z Goliatem”. Jeden z najwybitniejszych dowódców wojskowych okresu międzywojnia – generał Tadeusz Kutrzeba, już w 1938 roku trafnie przewidział możliwości obronne Rzeczypospolitej.
Polski rząd, jak również dowództwo wojskowe świadome zagrożenia ze strony Rzeszy Niemieckiej liczyło na pomoc Wielkiej Brytanii i Francji. Pomoc, która jak się okazało nigdy nie nastąpiła. Brytyjczycy nie byli bowiem w stanie we wrześniu 1939 roku stawić czoła Wehrmachtowi, z kolei Francja teoretycznie miała wystarczające siły, aby podjąć skuteczną ofensywę przeciwko Niemcom. Niestety pamięć wydarzeń z okresu I wojny światowej w latach 1914-1918 sparaliżowała nie tylko rząd, ale również społeczeństwo francuskie. Jedyną wówczas szansą na obronę był sojusz brytyjsko-francusko-polsko-radziecki. Gdyby doszło do jego podpisania zmieniłby on całkowicie układ sił w Europie. Był on jednak całkowicie nierealny. Miałby on sens wówczas, gdyby wojska radzieckie miały możliwość interwencji przeciwko Niemcom, a więc prawo przejścia przez terytorium Polski. Na to rząd polski nigdy nie wyraził zgody. Ponadto sojusz byłby korzystny wyłącznie dla państw zachodnich. Wielka Brytania i Francja trzymałyby w szachu Niemcy, narzucając im prawo kontynuowania zbrojeń do wysokości określonej traktatami. Doskonale to obrazuje traktat brytyjsko-niemiecki z 1935 roku, określający granice rozbudowy niemieckiej floty. Silna Polska oraz kontrolowane Niemcy byłyby wówczas zaporą nie do przejścia dla wojsk sowieckich w razie agresji na zachód.
W oparciu o traktaty sojusznicze z Francją i Wielką Brytanią opracowany został również plan obrony Rzeczypospolitej przez agresją niemiecką. Traktat z Wielką Brytanią zawierał bowiem zastrzeżenie, że warunkiem pomocy udzielonej Polsce przez Brytyjczyków, jest podjęcie przez wojska polskie zbrojnej obrony, co oznaczało, że nasz kraj musi stawić wyraźny opór Niemcom, aby otrzymać pomoc sojusznika. Ten warunek był dla naszych strategów podstawą do opracowania koncepcji tzw. bitwy granicznej. Jej celem było wprowadzenie w pierwszych dniach wojny, jak największej ilości wojsk do walki tak, aby nie było wątpliwości, że nasz kraj podjął walkę z wrogiem. Plan ten z punktu widzenia politycznego był w pełni uzasadniony, jednak z punktu widzenia wojskowego miał katastrofalne skutki we wrześniu 1939 roku. Jak się bowiem okazało, część polskiej armii wykrwawiała się w ciężkich walkach z Niemcami, zaś część pozostawała nie atakowana. Tak było między innymi z armią „Poznań” dowodzoną przez gen. Tadeusza Kutrzebę, którego przypuszczenia potwierdziły się już 1 września 1939 roku. Armia „Poznań” nie była bowiem atakowana, a meldunki wskazywały jednoznacznie, że niemieckie dywizje szły z północy i południa. Ponadto rozpoznanie sił armii „Poznań” w pobliżu przejścia granicznego Geyersdorf wykazało, że przed armią gen. Kutrzeby nie ma większych sił. Natomiast w trudnym położeniu znalazła się armia „Łódź” w stronę której posuwała się niemiecka 8. armia gen. Johanna Blaskowitza. Jego celem była koncentracja sił, która miała na celu przeprowadzenie jak najszybszego uderzenia na Warszawę. Blaskowitz nie dostrzegał jednak, że spiesząc się do stolicy Rzeczypospolitej zapomniał o ubezpieczeniu lewego skrzydła swojej armii.
Tą nieuwagę dowódcy 8. armii zauważył gen. Tadeusz Kutrzeba. Podjął on śmiały plan połączenie sił armii „Poznań” i armii „Pomorze” pod swoim dowództwem. Umożliwiłoby to stworzenie związku liczącego ok. 150 tysięcy żołnierzy, który był w stanie zagrozić wojskom Blaskowitza. Niestety bez zgody Naczelnego Wodza Marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego dowódca armii „Poznań” nie mógł przejąć pod kontrolę armii „Pomorze” i przejść do ofensywy. Plan gen. Kutrzeby nie zyskał aprobaty Naczelnego Dowództwa, a marsz. Rydz-Śmigły popełnił fatalny błąd, uniemożliwiając stworzenie frontu mogącego zatrzymać przeciwnika, zadając mu poważne straty. Rozkazem dowództwa gen. Kutrzeba rozpoczął wycofywanie się z Wielkopolski w stronę Warszawy, nie porzucając jednak odważnego planu uderzenia na 8. armię, która toczyła krwawe boje z armią „Łódź”. Pogarszająca się sytuacja wojskowa w Polsce spowodowała zgodnie z wcześniej opracowanym planem ewakuację rządu, która rozpoczęła się z 4 na 5 września. Dwa dni później Kwaterę Główną opuścił Naczelny Wódz Marszałek Edward Rydz-Śmigły. Wciąż jednak istniała szansa na zmianę losów kampanii wrześniowej. Wojska generała Blaskowitza parły w kierunku Warszawy rozciągając swe wojska na całej długości, odsłaniając tym samym swoje skrzydło. W razie niespodziewanego ataku nie były w stanie odeprzeć uderzenia. To właśnie chciał wykorzystać gen. Kutrzeba, dlatego nadal upierał się przy planie wspólnego uderzenia armii „Poznań” i „Pomorze” na rozciągnięte wojska Blaskowitza. Wstępna zgoda generała Wacława Stachiewicza na rozpoczęcie akcji umożliwiła rozpoczęcie działań, które całkowicie zaskoczyły wojska niemieckie.
9 września na rozkaz generała Tadeusza Kutrzeby do walki ruszyła Grupa Operacyjna gen. Edmunda Knoll-Kownackiego. Po raz pierwszy Polacy mieli przewagę, którą zaczęli wykorzystywać. Polską ofensywę nad Bzurą skutecznie rozpoczęła Wielkopolska Brygada Kawalerii, uderzając na nieprzygotowaną do obrony niemiecką 30. dywizję. Już pierwszego dnia walk Niemcy stracili 800 zabitych, 750 rannych oraz ok. 3000 wziętych do niewoli. Potężne i niespodziewane uderzenie dwóch polskich armii było dla Niemców ogromnym zaskoczeniem. Żołnierze niemieccy podążający w stronę Warszawy musieli zatrzymać się i skręcić na północ, aby odeprzeć polskie natarcie. To się jednak nie udało. Armie „Poznań” i „Pomorze” odbijały zajęte już przez Niemców miasta, jak: Łęczyca, Sochaczew, Stryków, Łowicz, Głowno oraz Ozorków. Podjęta przez wojsko polskie ofensywa nad Bzurą osiągnęła apogeum 12 września. Ten dzień zapadł jednak w pamięci Polaków z zupełnie innej przyczyny. W Abbeville 12 września premier Francji – Edouard Daladier i premier Wielkiej Brytanii – Neville Chamberlain podjęli decyzję o nie udzieleniu pomocy Polsce w walce z Niemcami. W Polsce niestety nikt o tym nie wiedział, a decyzja podjęta setki kilometrów od naszych granic, oznaczała dla naszego kraju klęskę w starciu z wojskami hitlerowskimi.
Brak pomocy zachodnich sojuszników skazywał nasz kraj na „pożarcie” niemieckich armii, które wzmocnione dwiema cofniętymi spod Warszawy dywizjami pancernymi uderzyły na armię „Poznań” i „Pomorze”. Piętnaście dużych jednostek wojskowych oddanych pod dowództwo gen. Blaskowitza stanowiło siłę nie do odparcia dla wojsk polskich. Generał Kutrzeba bezskutecznie oczekiwał pomocy gen. Juliusza Rómmla, który przygotowywał się do obrony stolicy. Ponadto Niemcy rzucili przeciwko armii „Poznań” i „Pomorze” swoją najpotężniejszą broń, której wojsko polskie nie mogło się przeciwstawić – Luftwaffe. Uderzenie niemieckie zepchnęło polskie oddziały, które cofały się w kierunku stolicy. 17 września na Polskę spadł cios w plecy – wschodnią granicę Rzeczypospolitej zaatakowały wojska sowieckie.
Tym samym wypełnił się pakt Ribbentrop – Mołotow z 23 sierpnia 1939 roku. Wobec agresji z obydwu stron nasz kraj był bezradny. Już 19 września generał Kutrzeba nakazał swoim wojskom przebijać się w stronę Warszawy. Po dotarciu do stolicy został zastępcą gen. Juliusza Rómmla. W niecałe dziesięć dniu później – 28 września gen. Kutrzeba rozpoczął rozmowy kapitulacyjne z gen. Blaskowitzem. W niewielkim autobusie na Rakowcu podpisany został akt kapitulacji bohatersko walczącej Warszawy. Kilka dni później wojsko polskie stoczyło w październiku 1939 roku ostatnią bitwę kampanii wrześniowej pod Kockiem. Podzielona już wówczas między Niemcy i Związek Radziecki Rzeczpospolita, po raz kolejny znikła z mapy Europy.
Przewidywania generała Tadeusza Kutrzeby w pełni się potwierdziły podczas bitwy nad Bzurą. Jego śmiały plan początkowo odrzucony przez Naczelnego Wodza w pełni się sprawdził. Zaskoczone wojska 8. armii niemieckiej nie były w stanie odeprzeć polskiej ofensywy. Niemcy musieli najpierw zdusić polskie natarcie, co oznaczało opóźnienie ataku na Warszawę. Niestety zbyt późno podjęta decyzja przesądziła o losach operacji. Dzisiaj możemy jedynie gdybać, co by się stało w przypadku wyrażenia zgody przez Naczelnego Wodza w początkowej fazie kampanii wrześniowej.
Fragmenty opracowania gen. Kutrzeby "Wojna bez walnej bitwy"
"Niestety, nie mogły w tym czasie decydować zamiary i chęci nasze, lecz jedynie wytworzone położenie. O jakimkolwiek transporcie kolejowym nie można było myśleć wobec bezwzględnej przewagi powietrznej Niemców. Nie można było też marzyć o własnym powodzeniu tam, gdzie występowały większe ilości czołgów nieprzyjaciela. W takich obszarach mogliśmy jedynie się bronić i to tylko wówczas, jeśli natrafiliśmy na sprzyjające warunki terenowe. Lasy,miasta,nadawały się do czasowej obrony, chociaż ulegały zniszczeniu. Jedynym obszarem, w którym około 6 września posiadaliśmy nienaruszone siły, był obszar objęty linią: Płock - Gopło- Łęczyca -Łowicz, czyli obszar operacyjny armii "Poznań". Armia ta była jeszcze nienaruszona, miała więc znaczne siły do dyspozycji (cztery DP, dwie BK). Do tego rejonu można było łatwo ściągnąć, marszami pieszymi, oddziały armii "Pomorze" w sile około czterech dywizji."
"Decydującą rzeczą było - wygrać bitwę na zachód od Wisły. Aby to umożliwić, musiałyby sąsiadujące armie: gen Przedrzymirskiego na północy i gen Szylinga na południu, nie dopuścić do jej zagrożenia, Armia Przedrzymirskiego musiała by wówczas powstrzymać siły niemieckie wychodzące z Prus Wschodnich i kierujących się na Wisłę, trzymając się silnie na zachodzie, a folgując na wschodzie. Armia Szylinga nie powinna dopuścić, by siły niemieckie ze Śląska wkroczyły do naszej bitwy nad Bzurą, w kierunku na Łódź, Radom czy Warszawę. Kierunek Kraków - Lwów był, w stosunku do tej bitwy, był drugorzędny. Zamiar wycofania wojska do Rumunii lub Węgier trzeba było zarzucić".
"Nie chcę malować wizji dalszych, operacyjnych skutków owej "walnej bitwy". Sądząc najskromniej, byłaby to klęska 8 armii niemieckiej. Klęska ta mogła być przez Niemców zlokalizowana, co skończyło by się naszą przegraną, albo klęska 8 armii mogła spowodować również niepowodzenie 10 armii niemieckiej. W tym wypadku, ofensywa niemiecka musiała by się zatrzymać dla przegrupowania frontów natarcia, które się bardzo rozeszły. Ale nawet w wypadku niepowodzenia tej naszej kontrofensywy, chcącej sięgnąć głębiej tj. przez Wisłę do Małopolski Wschodniej, kampania polsko - niemiecka przedłużyła by się o sporo dni. Krwawe straty niemieckie były by znaczne. Warszawa była by ocalała. Armia polska uległa by w całości, ale w bitwie w otwartym polu"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz