ORP " Groźny" 351

ORP " Groźny" 351
Był moim domem przez kilka lat.

czwartek, 27 maja 2021

Zamach na protektora Czech i Moraw Reinharda Heydricha

 #wydarzenie #historyczne

27.05.1942 r.
Czechosłowaccy cichociemni dokonali w Pradze zamachu na protektora Czech i Moraw Reinharda Heydricha, który zmarł 4 czerwca w wyniku powikłań pooperacyjnych.
"Heydrich siedział za biurkiem. Był to wysoki mężczyzna o wspaniałej sylwetce, o szerokim, niezwykle wysokim czole, małych niespokojnych oczach, przebiegłych jak oczy zwierzęcia, o niepospolitej sile wyrazu, długim drapieżnym nosie i pełnych wargach. [...] Głos jego był zbyt piskliwy jak na tak wysokiego mężczyznę, a sposób mówienia miał nerwowy i urywany [...] Cechowała go niesamowita ambicja. Wydawało się, że w tej sforze wściekłych wilków pragnie udowodnić swoją wyższość nad innymi, przejąć przewodnictwo. Musiał być pierwszy, najlepszy, we wszystkim, a środki nie grały tu roli - podstęp, zdrada czy przemoc. Pozbawiony jakichkolwiek skrupułów i obdarzony intelektem zimnym jak lód, potrafił być nieludzki do granic skrajnego okrucieństwa." Taki opis Reinharda Heydricha pozostawił w swoich "Wspomnieniach" Walter Schellenberg, jeden z głównych współpracowników Heydricha. Kariera tego człowieka rozpoczęła się na początku lat trzydziestych, gdy postanowił wstąpić do partii NSDAP oraz SS, gdzie otrzymał 10120 numer. Szybko zapoznał się z Heinrichem Himmlerem, który nakazał mu sformowanie Służby Bezpieczeństwa SD. Heydrich szybko awansował, obejmując kolejne ważne stanowiska w hitlerowskim aparacie policyjnym. Już wtedy obserwatorzy jego zawrotnej kariery widzieli w nim jednego z najważniejszych dygnitarzy hitlerowskiej władzy. David Irving dopatruje się nawet ogromnej zażyłości między Heydrichem a Hitlerem, która świadczyć miała o planach führera odnośnie przyszłości młodego współpracownika, którego rzekomo widział w roli swojego następcy. Ale zanim dostrzegalna stała się słabość przywódcy państwa niemieckiego do Heydricha, ten musiał pokonać skomplikowaną i krętą drogę na sam szczyt. 27 września 1939 roku został mianowany szefem Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA), na której to pozycji pozostał do końca życia. We wrześniu 1941 roku, obok sprawowanej już funkcji, otrzymał kolejną - został bowiem mianowany zastępcą protektora Rzeszy dla terytorium Czech i Moraw. De facto objął on to stanowisko, zastępując na tym miejscu Konstantina von Neuratha. 27 grudnia przybył do stolicy Czech, Pragi, skąd zameldował führerowi do Berlina:
"Mein führer, melduję posłusznie, że dziś po południu, zgodnie z dzisiejszym zarządzeniem führera, przejąłem tymczasowo obowiązki protektora Rzeszy na obszarze Czech i Moraw. Oficjalne przejęcie nastąpi jutro o 11.00 na Hradczanach. Wszystkie raporty polityczne i depesze będą docierały do pana za pośrednictwem Reichsleitera Bormanna. Heil mein führer! Podpisano Heydrich, SS-Obergruppenführer." Wyjeżdżając z Berlina, Heydrich pozostawił za sobą licznych przeciwników, którym nie w smak był wzrost pozycji młodego szefa RSHA, liczącego sobie wtedy zaledwie trzydzieści siedem lat. Mimo iż niegdyś Heydrich był ulubionym protegowanym Himmlera, teraz szef SS czuł się zagrożony umacniającym się na kolejnych stanowiskach mężczyzną. Zanim jednak Reinhard Heydrich przybył na Hradczany, dał się poznać czeskiej ludności, zyskując sobie przydomek "Rzeźnika z Pragi". Jeszcze 15 grudnia 1941 roku przeprowadzono masową egzekucję, podczas której rozstrzelano kilkadziesiąt osób podejrzewanych o działalność antyniemiecką. Aparat represji i terroru rozwinąć miał się już wkrótce, pod pełnią rządów bestialskiego Heydricha, który z pogardą patrzył na śmierć bezbronnych ludzi. Sam zbytnio nie przejmował się własnym bezpieczeństwem, co mierziło z kolei Himmlera odwiedzającego praskiego protektora. A protektor rozgościł się na Hradczanach. Podczas jego uroczystego powitania, gdy przybył do Pragi, Czesi wyciągnęli z zamknięcia klejnoty koronacyjne czeskich królów. Legenda głosiła, iż tylko prawowity dziedzic może je założyć. Heydrich, nie bacząc na przesądy, postanowił przymierzyć insygnia koronacyjne. Wedle tej samej legendy miała go za to czekać rychła śmierć. Tymczasem śmierć spowiła swym całunem Czechy i Morawy, gdzie Heydrich wprowadził bezwzględną walkę z sabotażystami i ruchem oporu, zapowiadając złagodzenie kursu tylko w wypadku całkowitej uległości. Przewinienia miały być karane śmiercią przez rozstrzelanie. Co więcej, wymyślono prawo "aresztu ochronnego", które mówiło, iż każdy może zostać zatrzymany na czas nieokreślony bez podawania przyczyny aresztowania. Taka polityka znacznie osłabiła prężny do tej pory ruch oporu. Mnożyła się liczba donosicieli, którzy czerpali z kolaboracji znaczne korzyści, gestapo prowadziło zakrojoną na szeroką skalę działalność wywiadowczą. Sam Heydrich, mimo iż stale groził Czechom, kreował wizerunek przykładnego męża i ojca, fotografując się często z żoną Liną, synami Klausem i Heiderem oraz maleńką córką Silke. Wszystko to coraz silniej oddziaływało na czeskie podziemie kierowane z Londynu przez Rząd Emigracyjny. W Wielkiej Brytanii powstał jednak szaleńczy pomysł. Szaleńczy, gdyż grożący zemstą na skalę do tej pory niespotkaną w okupowanych Czechach.
Jak już mówiliśmy, pozycja Heydricha stale rosła. Czy możliwe jest, iż Adolf Hitler planował uczynić go spadkobiercą władzy w utworzonym przez siebie imperium, co chcieliby widzieć niektórzy historycy? Nie wyciągajmy zbyt pochopnych wniosków - w tym czasie III Rzesza znalazła się u szczytu potęgi, a Hitler ani myślał dzielić się władzą z kimkolwiek, nie mówiąc już o mianowaniu ewentualnych następców. Sukcesy w Protektoracie widoczne były gołym okiem - czeskie fabryki dawały jedną trzecią produkcji zbrojeniowej Rzeszy, ustały protesty, zmniejszono ilość aktów dywersji i sabotażu przeciwko Niemcom. Musiało to zaniepokoić przebywających stale u boku Hitlera Himmlera i Bormanna, dla których poparcie wodza stanowiło rzecz najcenniejszą. Czy planowali oni spisek przeciwko Heydrichowi? Tego nie wiemy, jednak sam zainteresowany zwierzył się Walterowi Schellenbergowi, iż obawia się o własne życie i nie jest pewien, czy duet Bormann-Himmler (co ciekawe, istnienie takiej koalicji nie byłoby zapewne możliwe, gdyż obaj hitlerowscy dygnitarze rywalizowali ze sobą i... szczerze się nie znosili) nie działa za jego plecami. Schellenberg przytacza nawet anegdotę, wedle której Heydrich miał stopniowo tracić zaufanie w oczach Hitlera z powodu knowań Bormanna. Polityczna izolacja Heydricha, który przebywał w Pradze, na pewno była powodem spadku jego notowań. Nie możemy jednak zapominać, iż z Protektoratu napływały do Berlina same optymistyczne informacje świadczące o rzetelnie wykonywanej przez wysłanego tam Niemca pracy.
Zagrożenie ze strony współziomków nie było w tym czasie największym dla Heydricha. Nie spodziewał się on bowiem, iż w Wielkiej Brytanii urodzi się plan pozbawienia go życia przez członków czeskiego ruchu oporu. Działania tego rodzaju były głośno komentowane przez przebywających na miejscu czeskich polityków, którzy zdawali sobie sprawę, iż śmierć Heydricha spowoduje falę represji względem czeskiej ludności cywilnej, a śmierć jednego nazisty pociągnie za sobą śmierć setek bezbronnych Czechów. Podobnego zdania byli ci, którzy zdecydowali się na współpracę z okupantem. Rząd protektoratu, oddany Niemcom, upatrywał spore zagrożenie w działalności podziemia i starał się temu za wszelką cenę zapobiec. Woleli oni kolaborację, dzięki czemu gwarantowali sobie i cywilom bezpieczeństwo, niż ryzykowną grę z o wiele silniejszym zaborcą. Do tego właśnie nie chciały dopuścić koła rządzące za granicą, obawiając się z kolei złamania ducha bojowego narodu. Poddanie się woli okupanta byłoby tego wystarczającym dowodem. Dlatego też po przybyciu Heydricha do Czech już w pierwszych meldunkach z Pragi uwidoczniło się to, czego tak bardzo obawiali się działający na terenie Wielkiej Brytanii Czesi. Postanowili oni zorganizować zamach na następcę Neuratha (ten 27 września 1941 roku poprosił Hitlera o urlop zdrowotny - jego prośba została spełniona). Na jesieni zorganizowano w Londynie specjalną odprawę, na której zaplanowano uderzenie w niemieckiego dygnitarza w dniu 28 października, dzień czeskiego święta narodowego. Ostatecznie do próby zamordowania Heydricha nie doszło. Jeden z zamachowców odniósł ciężką ranę podczas szkolenia, co wykluczyło go z akcji i zmusiło Czechów do jej przesunięcia w czasie.
Bogusław Wołoszański w książce z cyklu "Sensacje XX wieku" ("Ten okrutny wiek" cz. II) wysuwa tezę, iż za zamachem stali Brytyjczycy, którzy chronili w ten sposób Wilhelma Canarisa. O antagonizmach na linii Canaris-Heydrich wiemy dość dużo. Szef RSHA domyślał się, a może miał i dowody, iż Canaris prowadzi podwójną grę i jako szef niemieckich służb wywiadowczych (Abwehry) jest zamieszany we współpracę z aliantami. Canaris balansował na bardzo cienkiej linii, decydując się na przekazywanie informacji Brytyjczykom. Czy właśnie dlatego postanowiono zlikwidować Heydricha? Czy głównym powodem była próba chronienia najbardziej godnego zaufania i najlepszego źródła informacji prosto z serca niemieckiego dowództwa? Tego nie możemy być pewni. Spróbujemy natomiast odtworzyć zamach na Reinharda Heydricha przeprowadzony w dniu 27 maja 1942 roku, w nieco ponad pół roku po objęciu przez niego stanowiska w Protektoracie.
W sierpniu 1941 roku grupa kierowana przez czeskiego przywódcę podziemia Morávka zameldowała Londynowi, iż potrzebna jest pomoc. Przy pomocy radiostacji zwracano się z prośbą o przysłanie do Czech spadochroniarzy, którzy pomogliby w prowadzeniu oporu przeciwko okupantowi. Być może przybysze przeprowadziliby też szereg akcji dywersyjnych. Już wcześniej w Wielkiej Brytanii podjęto decyzję o rozpoczęciu szkolenia czeskich cichociemnych. 30 kwietnia 1941 roku pierwsza dziewiątka wysłana została na specjalny kurs spadochroniarski. Głównym celem było utworzenie brygady spadochronowej kierowanej przez płk dypl. Františka Moravca, który przebywał na emigracji. Grupa ta w znacznej mierze składała się z żołnierzy, którzy przebyli długi szlak bojowy - od zajęcia Czech przez wojska niemieckie, przez Polskę, Francję i Wielką Brytanię. Żarliwi patrioci - starannie dobierani przez skrupulatnego Moravca. Spisano listę kilkudziesięciu nazwisk, wśród których na ostatnim miejscu pojawił się Jozef Gabčík. Kolejne zbiory i kolejne kursy. Szkolenie prowadzono na terenie Szkocji, gdzie uczono Czechów wykonywania zadań bojowych, teorii, obsługi broni czy skoków. Wszystko bardzo żmudne i trudne. Następnie przyszli spadochroniarze odbywali kolejne kursy przygotowawcze, ucząc się między innymi sabotażu, obsługi radiostacji, walki wręcz czy Alfabetu Morse'a. 3 października 1941 roku odbyła się w Londynie odprawa, na której postanowiono, iż starszy sierżant Gabčík i sierżant Svoboda dokonają zamachu na Heydricha 28 października, w dzień czeskiego święta narodowego. Do ich odlotu jednak nie doszło, gdyż Svoboda miał przykry w skutkach wypadek, co uniemożliwiło mu wykonanie zadania. Wkrótce dowództwo postanowiło wysłać inne grupy. Pierwsza miała polecieć ekipa dowodzona przez porucznika Alfréda Bartoša ps. Emil Sedlák. W jej skład weszli jeszcze st. sierż. Josef Valčik ps. Zdenék Toušek i radiotelegrafista Jiři Potůček ps. Alois Tolar. Opatrzono ich kryptonimem "Silver A". Jeszcze w listopadzie podjęto pierwsze próby przerzucenia grupy Bartoša, jednak zakończyły się one niepowodzeniem. Czesi przystąpili do dalszego szkolenia, które dotyczyło także dwóch innych grup - "Anthropoid" złożonej z st. sierż. Jozefa Gabčika ps. Zdeněk Vyskočil i Jana Kubiša ps. Ota Strnad oraz "Silver B" z Janem Zemkiem, Vladimírem Škachą w składzie. Odlot nastąpił 28 grudnia o godz. 22.00 z lotniska Tangmore na pokładzie Halifaxa z kpt. R. C. Hockeyem jako pilotem. O 2.24 dokonano zrzutu najbardziej nas interesującej grupy "Anthropoid". To Kubiš i Gabčík zobowiązali się zabić Heydricha. Wylądowali oni około 8 kilometrów na wschód od Pilzna, skąd mieli udać się do Pragi.
Gabčík i Kubiš musieli się ukrywać. Mieli jednak niebywałe szczęście, gdyż już 4 stycznia 1942 roku zostali odszukani przez wysłanników z Pragi, których poinformowano o zrzuceniu spadochroniarzy. Przybyli Piskáček i Novák zabrali ich do Pragi. Później Kubiš wrócił do Nehvizd i zadbał o ukrycie spadochronów. Obydwaj krótko przebywali jeszcze w Pilźnie. W tym czasie rozbiciu uległa grupa "Silver B" - Škacha został postrzelony i uwięziony. 28 marca 1942 roku do Czech przybyły kolejne dwie grupy opatrzone kryptonimami "Out distance" (Adolf Opálka, Karel Čurda i Ivan Kolařik) i "Zinc" (por. Oldřich Pechal, st. sierż. Arnošt Mikš i st. szer. Viliam Gerik). Druga z nich została rozbita, tylko Gerik uszedł z życiem, decydując się na współpracę z Niemcami. W marcu grupa "Anthropoid" skontaktowała się z Bartošem, który pomagał im w przygotowaniach do zamachu. Początkowo planowano, iż uderzenie nastąpi na drodze od Pragi do czeskiej granicy, którą często przebywał Heydrich. Jego podróże okazały się jednak nieregularne, co uniemożliwiło dokonanie uderzenia, gdyż narażało na szwank życie zrzutków. Z 27 na 28 kwietnia do Czech przybyły jeszcze dwie grupy - "Bioscope" (sierż. Bohuslav Kouba, plut. podchor. Josef Bublik i plut. Jan Hrubý) i "Bivouac" (Fantišek Pospišil, sierż. Jindřich Čoupek i kapral Libor Zapletal). Jak zobaczymy, pierwsza z grup także odegrała sporą rolę w akcji przeciwko Reinhardowi Heydrichowi.
Jak wspominają ci, którzy mieli kontakt z parą Gabčík-Kubiš w ostatnich dniach przed zamachem, obydwaj byli niezwykle zdyscyplinowani i świetnie wyszkoleni. Doskonale zdawali sobie sprawę z ryzyka, wiedząc, iż akcja jest niemalże samobójcza. Mimo to przygotowywali się do niej z zapałem. Choć nigdy wcześniej nie odwiedzili Pragi, doskonale orientowali się w jej architekturze. Zamachowcy zbadali dokładnie całą codzienną trasę przejazdu Heydricha między jego domem a praskim biurem protektora. Około 20 maja dostali oni telegram z Londynu, w którym zapewne znalazło się potwierdzenie tego, iż mają uderzyć na Heydricha. Co więcej, czeskie podziemie ustaliło, iż 27 maja szef RSHA wyjedzie do Berlina i być może nie powróci już do Pragi, obejmując jakieś inne stanowisko. Terminarz Heydricha zdobyty został w jego biurze - jeden z członków ruchu oporu ukradł kartkę znajdującą się na biurku. Czas naglił. Ostatecznie na miejsce zamachu wybrano ostry zakręt na ulicy Holesovice, gdzie auto musiało wykonać mocny zwrot, co powodowało, iż kierowca zmuszony był niemalże do zatrzymania się. Zamachowcy mieli udać się tam na rowerach, a następnie wykorzystać ten środek transportu do ucieczki. W teczkach schowali bomby i pistolet maszynowy. Sygnał o zbliżaniu się samochodu Heydricha miał dać Valčík, używając w tym celu lusterka. Dodatkowo opracowano i ubezpieczono trasę ucieczki obu Czechów. Nadszedł 27 maja, dzień zapowiadał się pięknie. Świecące słońce wprawiało Heydricha w doskonały nastrój. Po zjedzeniu śniadaniu i pobieżnym przeglądzie miejscowej prasy wsiadł do czarnego mercedesa kierowanego przez szofera SS-Oberscharführera Johannesa Kleina. Szef RSHA nie bał się podróżować po Pradze, nie spodziewał się zbrodniczych incydentów. Dlatego też jeździł otwartym wozem, mimo przestróg najbliższego otoczenia, któremu nie w smak było narażanie cennego życia dygnitarza hitlerowskiego. Wreszcie samochód z tablicą rejestracyjną z napisem SS-3 ruszył w ostatnią drogę.
Rankiem Heydrich i Klein wyruszyli do Pragi. Już wtedy wiedzieli, że może być to ich ostatnia podróż, bowiem protektor zdawał sobie sprawę, iż wkrótce zostanie przeniesiony. Dojeżdżali do Kobylic, zwalniając przed tym piekielnym zakrętem. 10.32 - Josef Valčik puszcza zajączka. Nagle drogę mercedesa zabiega człowiek z pistoletem maszynowym. Klein nie wie, co ma robić. Spanikowany kierowca popełnia błąd, zwalniając samochód. Heydrich także nie reaguje, podnosząc się z siedzenia i z niedowierzaniem patrzy w oczy zamachowca. Gabčik naciska spust stena. Nie słychać jednak strzałów... Broń się zacięła. Teraz do akcji wkracza Kubiš, który rzuca przed koła auta specjalnie skonstruowaną bombę. Nie trafia w samochód, jednak wybuch powoduje duże zniszczenia. Heydrich wypada z samochodu i rozpoczyna bezładną strzelaninę, otwierając ogień do zamachowców. Klein próbuje gonić Gabčika. Nie ma jednak większych szans - z powodu otyłości młody Czech odbiegł mu na dużą odległość. Heydrich wlecze się do samochodu, z jego boku cieknie krew. Protektor zostaje załadowany na przejeżdżający wóz i odwieziony do szpitala. W tym czasie trwa szaleńcza ucieczka spadochroniarzy. Na miejscu, w szpitalu, okazuje się, iż uszkodzeniu uległa śledziona i wątroba protektora. Propaganda nazistowska szybko doszukuje się w tym cudu i podaje informacje o rychłym powrocie do zdrowia Heydricha. Niestety, praska placówka nie wykonała zabiegu operacyjnego. Himmler wstrzymał czeskich lekarzy i nakazał im oczekiwanie na przysłanego z Niemiec dr Karla Gebhardta, osobistego lekarza szefa SS. Stan Heydricha pogarszał się z dnia na dzień. Protektor wytrzymał długo i dopiero 4 czerwca zmarł z powodu zakażenia rany. Nawet Gebhardt nie był w stanie mu pomóc. Przybył bowiem za późno, aby uratować swojego nowego pacjenta.
Gabčik i Kubiš nie zdawali sobie sprawy, że udało im się zamordować znienawidzonego protektora. Po zamachu stwierdzili, iż misja nie zakończyła się sukcesem. Musieli się ukryć, zdając sobie sprawę, iż gestapo i SS ruszają do poszukiwań. Zamachowcy zaczęli realizować zaplanowaną drogę ucieczki. Najpierw udali się na ul. Ressla, gdzie znajomy ksiądz miał ich przechować w kościele Cyryla i Metodego. Tam spływali kolejni spadochroniarze, którzy planowali wkrótce zorganizowany powrót do Wielkiej Brytanii. Karel Čurda, jeden ze zrzutków, nie udał się jednak do kościoła, lecz do mieszkania matki na południu Moraw. Wkrótce, przerażony ogromem represji na terenie Czech, postanowił współdziałać z okupantem. Nęciła go też wysoka, bo pięciomilionowa (w koronach) nagroda. Udał się zatem do praskiego oddziału gestapo na ulicy Bredzkiej w pałacu Petschka, gdzie opowiedział o misji swoich kolegów, zdradzając nazwiska zamachowców. Ponadto, już na torturach, wydał jeszcze rodzinę Moravców, którzy współdziałali z ruchem oporu i przez krótki czas ukrywali spiskowców. Gestapo pochwyciło Moravców w ich domu. Pani Moraviec udało się zażyć truciznę i, mimo reanimacji, zmarła. Jej syn, Ata, podczas tortur, zdradził miejsce ukrycia Gabčika i Kubiša w kościele Cyryla i Metodego. Poza nimi znajdowało się tam jeszcze pięciu innych spadochroniarzy - Valčik, Opálka, Hrubý, Bublik i Svarzec. Wcześniej Niemcy rozpoczęli poszukiwania połączone z aktami eksterminacji na wielką skalę. Wyznaczono spore nagrody. Przesłuchiwano, nie bez brutalności, kolejnych świadków, którzy z czasem ustalili rysopis zamachowców. Wreszcie, 16 czerwca, do Pragi przybył Čurda. Swój judaszowy występek przypłaci później życiem, gdyż po wojnie stanął przed czeskim sądem, który za zdradę skazał go na śmierć przez powieszenie - wyrok został wykonany 29 kwietnia 1947 roku w Pradze. Co ciekawe, jeszcze zanim rozpoczęto operację Moravec miał wątpliwości co do Čurdy i w ostatniej chwili dokooptował go do akcji. Instynkt go nie zawiódł.
18 czerwca rozpoczęto operację uderzenia na kościół. Zmobilizowano do niej 740 ludzi, doskonale uzbrojonych. Esesmani ruszyli do boju po uprzednim otoczeniu budynku. Akcją dowodził Heinz von Pannwitz. Na miejsce sprowadzono Čurdę, który namawiał kolegów do złożenia broni i przekonywał, iż będą bezpieczni. Czesi odpowiedzieli ogniem, pozbawiając życia kilku nacierających. Dopiero, gdy do krypty zaczęto wlewać wodę, a esesmani z przybocznej gwardii Franka szturmowali tę ostatnią kryjówkę zrzutków, Czesi popełnili zbiorowe samobójstwo - dwóch zażyło truciznę, pięciu zastrzeliło się. Ciała rozpoznał Čurda. Kubiš, który zażył truciznę, zmarł w drodze do szpitala.
Uderzenie w samo serce hitlerowskiego aparatu okupacyjnego w Czechach musiało pociągnąć za sobą przykre konsekwencje. Bezpośrednio po wykonaniu zamachu gestapo rozpoczęło falę aresztowań w kręgach podejrzanych o współpracę z czeskim podziemiem. Represje objęły 13 tys. ludzi, z których 600 pozbawiono życia. Jak wyliczono, liczba wszystkich ofiar skazanych na śmierć przez doraźne sądy (jako konsekwencja majowego zamachu) sięgnęła liczby 1357 osób. Nie był to jednak koniec aktów eksterminacji. Niemcy rozpoczęli bowiem pacyfikowanie czeskich wsi - Ležáky i Lidice - które w różny sposób powiązane zostały ze spiskiem na życie Heydricha. Mężczyzn zamieszkujących obie miejscowości rozstrzelano bez sądu - śmierć poniosło 199 ludzi w Lidicach i 111 w Ležákach. Kobiety z tej drugiej miejscowości zostały wysłane do obozu koncentracyjnego w Ravensbrück. Represje objęły także dzieci - uratowały się tylko te, których wygląd odpowiadał niemieckiemu wyobrażeniu o aryjskim pochodzeniu. Te, które nie posiadały odpowiednich rysów twarzy, zostały wysłane do komór gazowych. W Lidicach rzecz miała się podobnie, tyle tylko, że tam dorośli zostali rozstrzelani na miejscu. Z masakry ocalało trzynaścioro dzieci, które przetransportowano do obozu w Chełmnie. Rozkazy odnośnie zniszczenia obu miejscowości podjął Karl-Hermann Frank, który sprawował w Protektoracie Czech i Moraw funkcję sekretarza stanu oraz dowódcy SS i Policji w tym rejonie. Zasadniczo Niemcom nie udało się udowodnić, iż Lidice pomagały zamachowcom, jednakże padł pomysł krwawego odwetu. 9 czerwca do wioski przyjechał oddział policji dowodzony przez SS-Hauptsturmführera Maksa Rostocka. Już wcześniej niemieccy żołnierze rewidowali lidickie domy, aresztowali kilku mieszkańców. Pozostali na wolności łudzili się, iż nie grozi im niebezpieczeństwo. Rzeczywistość okazała się gorsza - mężczyźni zostali rozstrzelani pod ścianą jednego z domów, gdzie umieszczone zostały specjalne materace tłumiące pociski, które odbić się mogły i rykoszetem ugodzić strzelających. W 1945 roku Frank został skazany na śmierć przez powieszenie. Wyrok wydał Trybunał Ludowy w Pradze. Wykonano go 22 maja 1946 roku na Hradczanach. Egzekucję obserwował zgromadzony tam tłum kilku tysięcy ludzi. Z kolei 24 czerwca nastąpiła pacyfikacja wsi Ležáky, gdzie ukryta była radiostacja grupy "Silver A". Jeszcze jedna wieś, o której rzadko się wspomina, została obarczona ciężarem represji. Mianowicie chodzi o Bernartice, które straciły 29 mężczyzn z 86 aresztowanych przez Niemców.
Ciało Reinharda Heydricha umieszczone zostało na katafalku i spoczywało na nim przez dwa dni (trumnę przyozdobiono swastykami). Straż przy nim pełnili najwyżsi oficerowie SS i gestapo. Następnie kondukt pogrzebowy ruszył do Berlina, gdzie odbyły się główne uroczystości. W międzyczasie zwłoki znalazły się na Wilhelmstrasse, gdzie hołd zmarłemu szefowi RSHA oddali najbliżsi współpracownicy i Heinrich Himmler. Zanim nastąpił pogrzeb odbyły się jeszcze uroczystości w Kancelarii Rzeszy, podczas których specjalne przemówienia wygłosili Hitler i Himmler. Wszystko zorganizowano z wielkim rozmachem, kreując Heydricha na bohatera i nieustępliwego bojownika o dobro Rzeszy. Nawet admirał Canaris uległ nastrojowi pogrzebu i zapłakał nad trumną niedawnego wroga, nazywając go... "wielkim człowiekiem" i "przyjacielem". Wreszcie trumna spoczęła na berlińskim Cmentarzu Inwalidów. Długo jeszcze Niemcy mieli pamiętać o szefie RSHA zamordowanym przez czeskie podziemie, Hitler nakazał bowiem wydać specjalną serię znaczków pocztowych z podobizną Heydricha.
W ten oto sposób grupa "Anthropoid" wykonała powierzone jej zadanie, likwidując jednego z najgroźniejszych dygnitarzy hitlerowskich. Podziemie czeskie odżyło, przypominając sobie, że wciąż trwa II wojna światowa i tylko zbrojny opór przeciwko okupantowi pozwoli Czechom na odzyskanie utraconej pozycji na politycznej arenie Europy. Prawdopodobnie jeszcze jeden raz uratowany został adm. Canaris, któremu nie zagrażał już Heydrich, jego najbardziej zawzięty wróg. Nie wiemy, w jakim stopniu majowy zamach stanowił próbę ratowania nadszarpniętej pozycji szefa Abwehry, jednak możemy być pewni, iż w dużym stopniu zmienił sytuację na korzyść Canarisa, który teraz mógł czuć się względnie bezpiecznie i prowadzić podwójną grę za plecami niemieckich kolegów. Tak czy inaczej Czesi błysnęli, przypominając światu, że gdzieś tam, w Europie Środkowej, wciąż toczą się walki, a naród czeski nie ustaje w oporze godzącym w samo serce niemieckiego Protektoratu. Ceną była śmierć kilku tysięcy ludzi i nasilenie aktów przemocy na terenie Protektoratu. Ceną niewymierną do życia jednego człowieka. Ale hitlerowski aparat przemocy nie znał pojęcia sprawiedliwości.
Johny Cartman
Akcja pełna przypadków i szczęśliwych dla zamachowców zbiegów okoliczności ale wobec bardzo słabej pozycji Czechów wśród aliantów,żeby nie rzec wręcz posądzenia o jawną kolaborację musieli coś zrobić.
Może być obrazem

Brak komentarzy: