5 sierpnia 1944 roku nad powstańczą Warszawę przyleciały pierwsze alianckie bombowce, by zrzucić niezbędne zaopatrzenie dla żołnierzy AK. W sojuszniczych samolotach siedzieli polscy lotnicy, którzy złamali brytyjski rozkaz, aby pomóc walczącej stolicy.
Starania o zapewnienie alianckiej pomocy dla Powstańców Warszawskich podjęto jeszcze przed rozpoczęciem walk. Po 1 sierpnia polskie naciski dodatkowo zintensyfikowano. Szczególnie palącą kwestią było dostarczenie bezcennej broni i amunicji. Pierwszy apel walczącego miasta o zrzuty dotarł do sojuszników już 2 sierpnia. Natomiast dzień później, po liście prezydenta Władysława Raczkiewicza do premiera Winstona Churchilla, brytyjskie Ministerstwo Lotnictwa wysłało telegram polecający marsz. Johnowi Slessorowi, jeśliby pozwalałyby na to względy operacyjne, wysłanie dostaw dla Warszawy.
4 sierpnia pogoda uległa poprawie i przeprowadzenie lotów nad Polskę było możliwe. Pomimo tego dowódca Mediterranean Allied Air Forces zakazał udzielenia pomocy Warszawie, twierdząc, że powinni uczynić to znajdujący się blisko miasta Sowieci. Ponieważ zakaz nie dotyczył lotów nad Polskę, tego samego dnia od godz. 19.45 z włoskiego lotniska Campo Casale wystartowało łącznie 14 alianckich bombowców wypełnionych zasobnikami i paczkami dla walczącego kraju. Cztery z nich mjr Eugeniusz Arciuszkiewicz, dowódca polskiej 1586 eskadry, zdecydował się potajemnie wysłać nad Warszawę.
Ostatecznie trzy maszyny, pomiędzy godz. 0.48 a 1.43 dokonały pierwszych zrzutów dla Powstania.
W związku z wysokimi stratami, jakie poniosły tej nocy pozostałe załogi, marsz. Slessor podjął brzemienną w skutkach decyzję o wstrzymaniu na kolejne dni wszystkich lotów nad Polskę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz