Raz prozą, raz rymem - walczymy z propagandowym reżimem
Na zdjęciu - jeden z najlepiej opłacanych agentów SB (oficjalnie prawdopodobnie zarabiał więcej niż ,,Bolek", ale nie ulega wątpliwości że ,,Bolek" jako ten który realizował dla SB nieporównywalnie ważniejsze zadania, takie jak rozwalenie Solidarności od środka i zdławienie w niej prawdziwego buntu, pod stołem dostawał nieporównywalnie większe kwoty), Lesław Maleszka, pomagający nieść trumnę swojego przyjaciela, Stanisława Pyjasa, prawdopodobnie zamordowanego przez SB. Maleszka donosił komunistom na swojego przyjaciela i brał za to pieniądze.
Kaczyńskiemu zarzuca się, że ,,spał do południa". Maleszka nie spał. Działał. Działał bardzo aktywnie. Również w ,,Solidarności". A jak ktoś działał w Solidarności, to automatycznie był legendą, prawda...?
Legendą to jest gadanie, że jak ktoś działał w Solidarności to nie może być parszywą szują i najgorszą esbecką kanalią. Komuniści poupychali w niej wielu swoich padlinożerców, żeby przejąć ten bunt i żeby komuna ,,upadła" na warunkach... komuny.
Przyjaciel Maleszki i Pyjasa, Bronisław Wildstein, rozmawiał z Maleszką w 2001 roku, tuż po tym jak odkrył, że jego przyjaciel był komunistycznym agentem sprzedających własnych kumpli i narażającym ich na śmierć. ,,Mówił, że skończył współpracę w 1981 roku. A był agentem do 1989. Mówił, że po śmierci Staszka przestał utrzymywać z SB kontakty na tydzień. Że oni go w końcu zgarnęli z ulicy i przekonywali, że nie mają ze śmiercią Pyjasa nic wspólnego. I że on im uwierzył. Tymczasem z papierów wynika, że meldował o naszym zachowaniu już w pierwszych godzinach po zabójstwie. Bez przerwy wybiegał z mieszkania, gdzie się naradzaliśmy. Lilka Batko pytała go: gdzie ty tak ciągle chodzisz. Powiedział, że Bacha, jego dziewczyna, jest zdenerwowana i musi do niej dzwonić. Ja w swojej teczce, już grubo po tej rozmowie w Rozdrożu, przeczytałem jego memoriały do SB z lata 1977 roku. On pisał, że są cztery osoby, po wyeliminowaniu których SKS przestanie istnieć. To byłem ja, Lila Batko, Boguś Sonik i Józek Ruszar. Więc on proponował, jak nas załatwić. W moim przypadku receptą miały być alkohol, narkotyki i moje znajomości w świecie przestępczym. Pisał: jeśli nie będzie niezbitych dowodów, da się to zaaranżować."
W ,,wolnej Polsce" esbecki donosiciel Maleszka, doradzający komunistom jak mają zamordować jego przyjaciół, został dziennikarzem ,,Gazety Wyborczej", w której spędził łącznie kilkanaście lat (!), i na łamach której moralizował Polaków i sprzeciwiał się lustracji.
Maleszka w ,,Wyborczej" bronił demokracji, jak oni wszyscy. Pisał: ,,„Podzielam obawy, że wiele wystąpień polityków prawicowych podminowuje autorytet prawa i kruszy instytucje demokratycznego państwa. Apele o rozliczenie PRL, z iście inkwizytorską pasją wzywające do dekomunizacji, lustracji, delegalizacji SdRP, zrealizować by można jedynie w warunkach stanu wyjątkowego i zawieszenia swobód obywatelskich."
Zdaniem Wildsteina, Michnik mógł wiedzieć, że Maleszka był esbeckim konfidentem na długo przed tym, jak dowiedziała się o tym cała Polska. ,,Pamiętam, jak Adam Michnik zaprosił mnie w 1997 roku do swojej gazety. Wdaliśmy się w debatę o lustracji. I on nagle krzyczy: to szkodliwe, bo okaże się, że tylko my jesteśmy winni. Okaże się, że to tylko Maleszka i... Tu wymienił drugie nazwisko. Ja rozumiałem, że to przypadkowe przykłady. Że mógł również wymienić moje nazwisko. To wspomnienie wróciło do mnie po latach."
Gdy już sprawy nie udało się zamiatać pod dywan, ,,Wyborcza" musiała opublikować oficjalny komunikat, napisany przez ich redaktorów naczelnych, z Michnikiem na czele. Zaczęło się nieźle. ,,Ujawniony niedawno fakt wieloletniej współpracy naszego kolegi, redaktora i publicysty Leszka Maleszki z peerelowską Służbą Bezpieczeństwa był ciosem dla całego zespołu i środowiska „Gazety Wyborczej”.
Potem było już jednak coraz żałośniej. I tak jak proces morderców księdza Popiełuszki zmienił się w proces pokazowy przeciwko zamordowanemu księdzu i Kościołowi, tak komunikat ,,Wyborczej" w sprawie żałosnego esbeka w jej redakcji zmienił się w pokazowy manifest przeciwko radykalnej dekomunizacji: ,,Zawsze uważaliśmy i nadal uważamy, że w wolnej Polsce więcej złego niż dobrego przynosi sądzenie i skazywanie takich ludzi, publiczne roztrząsanie jako dowodów w ich sprawie raportów, zeznań, SB-ckich fałszerstw – świadectw ludzkiej słabości, strachu i upodlenia. O tym wszystkim pamiętamy i będziemy pamiętać; o tym trzeba wiedzieć, to także budzi moralne obrzydzenie."
Najbardziej obrzydliwe było jednak zakończenie. ,,Leszek Maleszka stracił w naszych oczach wiarygodność i szacunek. Jego nazwisko musi na długie lata zniknąć z łam „Gazety”, bo to nazwisko wprowadzało nas i Czytelników w błąd. Czy można się podnieść z moralnego upadku? Czy człowiek może wrócić z tak dalekiej podróży? Czy możemy i powinniśmy mu w tym pomóc? Nie wiemy. Ale byłoby okrutną pychą z naszej strony wykluczyć pozytywne odpowiedzi na te pytania."
Po tym komunikacie, ,,Wyborcza" płaciła esbeckiemu agentowi pensję jeszcze przez kilka długich lat.
Ach, gdyby ,,Wyborcza" miała dzisiaj - dla pisowców i wszystkich innych polityków nie godzących się na kształt Polski ustalony przy okrągłym stole - odrobinę, KROPLĘ chociaż z tego oceanu miłosierdzia i wyrozumiałości, jakim tak ochoczo obdarzała Maleszkę, Jaruzelskiego, Bolka, Kiszczaka i innych komunistycznych zdrajców narodu polskiego...
Naprawdę nie zastanawia cię, dlaczego całe to michnikowsko-kodziarskie środowisko chce tych pierwszych bezwzględnie, bezlitośnie i bez żadnego ,,zmiłuj" stawiać przed Trybunałem Stanu, a w przypadku komunistów mających krew Polaków na rękach, wykluczenie pomocy im (!!!) nazywa... okrutną pychą?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz