Nie daj sobie wmówić warszawsko-brukselskiej bajki, że za protestami polskich rolników stoi rosyjska propaganda. Bruksela, za oczywistym przyzwoleniem polskiego resortu rolnictwa, dwoi się i troi, aby zwykli obywatele nie zorientowali się, że ziemie rolne oraz niemal wszystkie zyski z handlu produktami rolnymi na terenie Ukrainy należą do wielkich korporacji z Luksemburga, Niemiec, Belgi czy Holandii.
Innymi słowy, dochody z handlu ukraińskim zbożem, kukurydzą, rzepakiem czy miodem NIE TRAFIAJĄ do obywateli Ukrainy. Pieniądze z ukraińskiego rynku rolnego głównie są transferowane (i trafiają ostatecznie) do międzynarodowych korporacji, co oczywiście - o zgrozo - dzieje się za przyzwoleniem Komisji Europejskiej.
Trzeba jasno powiedzieć - większość ukraińskich rolniczych oligarchów z Ukrainy nie walczy o swoją ojczyznę, lecz (licząc ogromne zyski) spędza czas np. na Lazurowym Wybrzeży we Francji, a niekontrolowane otwarcie granicy z Ukrainą na produkty rolne NIE POMAGA walczącym na Ukrainie! Tutaj liczą się pieniądze.
Niewiele osób wie, ale gdyby przeanalizować dziesięć największych podmiotów posiadających ziemię na Ukrainie – trzy z nich zarejestrowanych jest na Cyprze, dwa w Luksemburgu, dwa w USA i po jednym w Arabii Saudyjskiej, Holandii i Ukrainie. Dobrze słyszysz – tylko jeden poważny gracz z branży rolnej na Ukrainie jest zarejestrowany na… Ukrainie. Co więcej, jak donoszą media, 5 milionów hektarów (czyli tyle, ile wynosi jedna trzecia wszystkich gruntów ornych w Polsce) zostało w ostatnich latach sprywatyzowanych u naszego wschodniego sąsiada... z naruszeniem prawa.
Z pewnością Gazeta Wyborcza określi środowisko strajkujących rolników „ruskimi onucami i agentami Putina”, ale prawda jest taka, że Bruksela doskonale wie, co się dzieje w europejskim rolnictwie - jednak boi się zareagować i pozwala na taką narrację w całej Europie. Bo który z unijnych eurokratów zrezygnuje ze swojego dostatniego życia i zdecyduje się pójść na zwarcie z potężnym biznesem, opartym na niewyobrażalnych pieniądzach? Który europejski komisarz, czy polski minister rolnictwa, stanie po stronie polskich rolników, skoro wie, że to walka Dawida z Goliatem? Przecież o wiele łatwiej jest przymknąć oko na niekontrolowany import ukraińskich produktów rolno-spożywczych do Polski (oraz innych państw Unii Europejskiej), z którego pieniądze NIE TRAFIAJĄ do ukraińskich rolników - lecz do multimiliarderów, którzy ginąć za Ukrainę NIE ZAMIERZAJĄ! Narracja, że zezwalając na niekontrolowany import ukraińskich produktów rolnych do Unii Europejskiej, pomagamy „walczącej Ukrainie” jest KŁAMSTWEM! Propaganda, za którą stoją miliardy Euro, idzie pełną parą…
Polski rząd (z Panem Premierem oraz krzyczącym Panem ministrem Kołodziejczakiem, który zablokował mnie na platformie X), który w Sejmie woli zajmować się pigułką „dzień po”, in-vitro i aborcją, powinien W TRYBIE PILNYM zacząć uczciwie wsłuchiwać się w postulaty rolników, i nie pozwolić, aby wytyczne płynące z Brukseli oraz patologiczna eko-polityka rolna budowała nadal przyczółek dla międzynarodowych korporacji, ignorując polską wieś, tragedie polskich rolników i ich rodzin.
Obciążenia dotykające europejskich (w tym polskich) rolników i producentów żywności drastycznie rosną, co wywołuje naturalne protest, a budżet przeznaczany za wsparcie rolnictwa i rynku żywności w Unii Europejskiej od lat zmniejsza się - dziś wynosi zaledwie ok. 31% środków w unijnej kasie. W momencie akcesji Polski do struktur unijnych, na rolnictwo Unia przeznaczała 75%!
Należy wyraźnie powiedzieć - przez niekontrolowany napływ nieprzebadanych towarów spożywczych z Ukrainy, produkcja rolna staje się nieopłacalna. Polscy rolnicy nie chcą dopłat i zielonego ładu – chcą móc pracować. To wszystko! Dziś aż trzy na dziesięć gospodarstw rolnych nie jest w stanie utrzymać się samodzielnie w Polsce. A każdego miesiąca jest coraz gorzej.
Za czasów Covida, europejska propaganda nazywała walczących Europejczyków „agentami Putina” - w przypadku strajków rolniczych sytuacja jest identyczna i sprzedajne media przyjęły tę samą narrację. Problem jednak polega na tym, że polscy rolnicy są biało-czerwoni i walczą o polskie rodziny oraz polskie biznesy – w przeciwieństwie do oligarchów ukraińskich, którzy wciąż... mają Brukselę „po swojej stronie”. Po swojej stronie mają także prasę, bowiem... to magnaci narzucają narrację w mediach. Zasady gry wydają się patologicznie proste.
Jeśli ktoś nie rozumie, dlaczego Warszawa i Bruksela grają „na przeczekanie” i, zwodząc rolników, nie rozwiązują realnie problemów rolników, to czas przypomnieć sobie słowa klasyka: „pieniądze są dobrym sługą, lecz złym panem”.
PS. Rolnicy - ani kroku wstecz! TU JEST POLSKA i nikt nie jest niczyim niewolnikiem! Macie po swojej stronie i wiele walczących środowisk. Także i mnie.
#protestrolnikow #Polska #Ukraina #zielonylad
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz