ORP " Groźny" 351

ORP " Groźny" 351
Był moim domem przez kilka lat.

wtorek, 7 lipca 2020

Przebraże. Polski bastion na Wołyniu, który zdołał obronić się przed UPA i zadać banderowcom dotkliwe straty


Fragment mapy Wojskowego Instytutu Geograficznego z zaznaczonym Przebrażem.

fot.WIGFragment mapy Wojskowego Instytutu Geograficznego z zaznaczonym Przebrażem.

Gdy wokół szalał obłęd, a Polacy każdej nocy drżeli z przerażenia, ta wieś nie zamierzała się poddawać. Zamiast czekać, aż po nich przyjdą z siekierami i pistoletami, mieszkańcy sami chwycili za broń, zmieniając swoją osadę w najprawdziwszą twierdzę.

Pierwsze informacje o tym, że ukraińscy nacjonaliści organizują brutalne ataki na Polaków zaczęły docierać do położonego 25 kilometrów od Łucka Przebraża już jesienią 1942 roku. Wieś liczyła 200 zagród, w których – wedle danych z końca lat 30. – zamieszkiwało 1150 mieszkańców narodowości polskiej. Razem z położonymi w pobliżu kilkoma koloniami sołectwo Przebraże liczyło około 2000 mieszkańców. Była to polska wysepka pośród miejscowości z ogromną przewagą ludności ukraińskiej (w będącym siedzibą urzędu gminy Trościańcu Ukraińcy stanowili 85% mieszkańców).

Mieszkańcami Przebraża szczególnie wstrząsnęła wieść o tragedii Parośli. Kolonii, w której z zimną krwią zamordowano od 149 do 173 mieszkańców. Także narastające nastroje antypolskie wśród żyjących w sąsiednich wsiach Ukraińców nakręcały spiralę strachu.

Pod koniec lutego 1943 roku w Przebrażu odbyła się narada, która zaważyła na dalszym losie Polaków z całej okolicy. Spotkali się wówczas Marian Sinicki, Franciszek Ludwikowski, Dominik Konefał, Albert Wasilewski, Stanisław Olszewski, Stanisław Bochniewicz, Ludwik Malinowski i Władysław Cybulski, którzy postanowili o powołaniu  we wsi samoobrony. Dowódcą tej naprędce stworzonej formacji najpierw został Zygmunt Nestorowicz, ale szybko, bo w kwietniu 1943 roku, ustąpił on miejsca Henrykowi Cybulskiemu.

Tablica nagrobna Ludwika Malinowskiego (fot. IMnext, lic. CC BY-SA 4.0)

fot.IMnext, lic. CC BY-SA 4.0Tablica nagrobna Ludwika Malinowskiego (fot. IMnext, lic. CC BY-SA 4.0)

Kandydatura Cybulskiego wydawała się naturalna – był podoficerem rezerwy Wojska Polskiego, któremu udało się uciec z sowieckiego łagru. Poza tym był miejscowym, leśnikiem doskonale znającym okoliczne tereny, a od 1942 roku również członkiem Armii Krajowej. Mężczyzna wspominał po latach, że godząc się na przyjęcie funkcji nie miał pojęcia, jaką odpowiedzialność na siebie bierze. Był wówczas o krok od utworzenia własnego oddziału partyzanckiego, jednak musiał zrezygnować z tego pomysłu.

Dowódcą odcinka cywilnego mianowano Ludwika Malinowskiego, byłego podoficera armii carskiej i legionistę, który miał tę dodatkową zaletę, że doskonale znał język niemiecki, co czyniło go jednocześnie najodpowiedniejszą osobą do kontaktów z niemieckimi władzami.

Od kilku wiejskich chłopaków do małej armii

Początkowo samoobrona liczyła zaledwie około 25-30 ludzi. Zostali oni skoszarowani w szkole, którą mieszkańcy wsi wybudowali wspólnymi siłami przed wojną. Niestety mężczyźni, którzy mieli bronić swoich ziomków w razie napadu Ukraińskiej Powstańczej Armii, nie przedstawiali żadnej poważnej siły bojowej. Brakowało im nie tylko przeszkolenia, ale też broni. Z podobnymi problemami borykały się inne kolonie. W nich także się organizowano, stawiając na system wczesnego ostrzegania o niebezpieczeństwie dzięki wystawianiu wart.

Z czasem miejscowi zrozumieli, że działanie niewielkich, rozproszonych samoobron nie zapewni im bezpieczeństwa. Zaczęto się konsolidować.

Niezwykłe historie o kobietach, które przetrwały tragedię opowiedziała w swojej najnowszej książce "Dziewczyny z Wołynia" Anna Herbich (Znak Horyzont 2018)

Niezwykłe historie o kobietach, które przetrwały tragedię opowiedziała w swojej najnowszej książce „Dziewczyny z Wołynia” Anna Herbich (Znak Horyzont 2018)

W samym Przebrażu organizowano konkretne struktury, mające zapewnić dyscyplinę i porządek. Stworzono między innymi sąd wiejski, sztab (którego dowódcą mianowano osobę powszechnie znaną niezachwianego poczucia sprawiedliwości) oraz oddelegowano człowieka, którego zadaniem były kontakty z partyzantami radzieckimi. Powołano także szpital i przychodnię oraz otwarto warsztat rusznikarski.

Latem 1943 roku samoobrona liczyła już ponad 500 ludzi, którzy na wniosek Cybulskiego zostali zgrupowani w czterech plutonach. Dowódcami byli podoficerowie Marceli Żytkiewicz, Tadeusz Mielnik, Franciszek Malinowski oraz Władysław Cybulski, brat Henryka. Aby zabezpieczyć się przed reakcją Niemców na rosnący potencjał wojskowy miejscowości, wystarano się o oficjalne pozwolenie na kilkanaście karabinów dla obrony przez bandytami.

Członkowie delegacji, jaka udała się do okupacyjnych władz, uzasadniali, że potrzebują broni, by móc… w spokoju przygotowywać kontyngenty na rzecz Trzeciej Rzeszy. Władze usilnie starały się ogałacać wsie z plonów i z trzody chlewnej, łatwo więc uległy prośbom chłopów deklarujących swoją dobrowolną współpracę. Milicjanci z Przebraża otrzymali od Niemców kilkanaście przeżartych rdzą i nadających się raczej do muzeum karabinów, jednak te zostały szybko zastąpione prawdziwą bronią. Ważniejsze było pozwolenie, które w razie niespodziewanego przyjazdu okupanta do wsi mogło uratować życie członkom samoobrony.

Wiosną 22-osobowa grupa Polaków z Przebraża wybrała się, w celu zakupu ziemniaków, do ukraińskiej wsi Czetwertnia, gdzie znajdował się majątek ziemski pod zarządem okupanta. Wobec rosnącej liczby uchodźców szukających schronienia we wsi, pojawiły się problemy z zaopatrzeniem, które ta wyprawa miała rozwiązać. Ekspedycja odbyła się za pozwoleniem Niemców, ale to nie sprawiło wcale, że Polacy byli bezpieczni. Gdy 6 maja 1943 roku wyruszyli ośmioma furmankami w drogę powrotną, zostali napadnięci przez członków UPA. Uwięziono ich, a później mordowano po dwie osoby w stodole. Z całej grupy ocalało tylko trzech ludzi.

Rodzina Rudnickich zamordowana we wsi Chobułtowa (fot. domena publiczna)

fot.domena publicznaRodzina Rudnickich zamordowana przez Ukraińców we wsi Chobułtowa (fot. domena publiczna)

Po zwłoki zabitych wyruszyła kolejna ekspedycja, tym razem uzbrojona i w liczbie ponad czterdziestu osób. Tym razem Polacy nie natknęli się na uzbrojonych nacjonalistów, ale tylko na przerażonych chłopów. Ukraińscy starcy wskazali im miejsce zbiorowej mogiły, a po jej rozkopaniu pomagali w wyjmowaniu ciał i układaniu ich na wozie. Kilku z nich zobowiązano do pomocy przy przewożeniu zwłok. Gdy później puszczono ich wolno, byli zdumieni. Spodziewali się, że padną ofiarą zemsty za to, co zrobiono Polakom. Po zbrodni w Czetwertniej Polacy wciąż jednak wierzyli, że nie każdy Ukrainiec jest ich wrogiem. Z drugiej strony z dnia na dzień wyzbywali się nadziei, że uda im się przetrwać i uniknąć ataku, jeśli tylko nie będą wychylać nosa z Przebraża. Teraz dla każdego stawało się jasne, że walka z UPA jest nieunikniona.

Dokładano wielkich starań, by podnieść potencjał obronny wsi. Pierwsze umocnienia, wzniesione po powołaniu samoobrony, szybko okazały się zbyt wąskie. Oddziały operowały na obszarze około 30 kilometrów kwadratowych, obejmującym siedem kolonii sołectwa. I cały ten teren zdecydowano się otoczyć okopami, zasiekami z drutu kolczastego wziętego z dawnych linii Armii Czerwonej oraz gniazdami karabinów maszynowych. Cięższą broń pozyskiwano na przykład wymontowując ją z porzuconych radzieckich pojazdów. W ten sposób samoobrona dorobiła się nawet działa artyleryjskiego.

Twierdza zbiera rozbitków

5 czerwca 1943 roku liczący około 200 osób oddział z Przebraża wybrał się z furmankami w kierunku oddalonych o około 20 kilometrów Kołek w celu ewakuowania polskiej ludności. W drodze powrotne zebrano też mieszkańców kilkunastu innych mijanych miejscowości. Jak wspominał Cybulski, w konwoju podróżowali ludzie z całym swoim dobytkiem, wioząc żywność, narzędzia gospodarskie i pędząc żywy inwentarz.

Ukraińska Powstańcza Armia nie pozwalała im poruszać się swobodnie. Na drodze, jaką mieli podążać, nacjonaliści spalili most, przez co przeprawa przez rzekę okazała się żmudna i powolna. Grupa była także ostrzeliwana z oddali, jednak ze względu na silną eskortę, UPA nie odważyła się zaatakować.

Ośrodki samoobrony w województwie wołyńskim w 1943 (fot. Lonio17, lic. CC BY-SA 4.0)

fot.Lonio17, lic. CC BY-SA 4.0Ośrodki samoobrony w województwie wołyńskim w 1943 (fot. Lonio17, lic. CC BY-SA 4.0)

Równo miesiąc po tym wypadzie, Ukraińcy po raz pierwszy uderzyli na Przebraże. Od dłuższego czasu UPA gromadziła siły, w pełni świadoma, że niepozorna wieś została zamieniona w bastion polskiego oporu. W nocy z 4 na 5 lipca bojówkarze w sile około 1000 mężczyzn ruszyli do akcji, puszczając z dymem 22 polskie wsie i mordując ich mieszkańców oraz paląc polskie domy w ukraińskich osadach. Nad ranem dotarli do kolonii Zagajnik, którą obstawiał pluton Tadeusza Mielnika. Doszło zaledwie do rozpoznania walką, jednak oddział samoobrony był zmuszony się wycofać.

Dopiero pojawienie się grupy dowodzonej przez Henryka Cybulskiego pozwoliło odeprzeć atak. Od wschodu, lasem zbliżała się inna grupa UPA. Jeden z oddziałów natknął się na polskie stanowiska obronne z bronią maszynową i został zmuszony do ustąpienia pola. Przed południem napastnicy ostrzelali z moździerzy kolonię Chołopiny. W międzyczasie jeden z patroli samoobrony rozbił w Majdanie Jezierskim oddział UPA, który próbował podejść do Przebraża. Ostatecznie UPA nie zdecydowało się na skierowanie do ofensywy wszystkich dostępnych sił. Walki, w których po polskiej stronie zginęło 10 osób, ustały popołudniu 5 lipca. Przebraże obroniło się, ale był to dopiero początek prawdziwej walki.

Po kolejnych utarczkach z ukraińskimi nacjonalistami dowódca samoobrony postanowił zastosować jedno z najstarszych prawideł sztuki wojennej. Uznawszy, że najlepszą obroną jest atak zdecydował o przeprowadzeniu uderzenia wyprzedzającego na bazę banderowców. Dzięki zebranym uprzednio informacjom wywiadowczym, Cybulski wiedział, gdzie uderzyć, by wróg odczuł to jak najdotkliwiej. UPA w ukraińskiej miejscowości Trościaniec miało swoje centrum szkoleniowe. 12 lipca Henryk Cybulski poprowadził akcję właśnie tam.

Samoobrona przypuściła atak nocą. Zaskoczenie Ukraińców, dotąd przekonanych, że Polacy znajdują się na ich pastwie, było całkowite. Oddziały kwaterujące w miejscowości zostały rozbite, a chłopom nakazano opuszczenie wsi, nie mszcząc się na nich.

Fragment mapy Wojskowego Instytutu Geograficznego z zaznaczonym Przebrażem i częścią miejscowości wymienionych w tekście.

Fragment mapy Wojskowego Instytutu Geograficznego z zaznaczonym Przebrażem i częścią miejscowości wymienionych w tekście.

Polacy działali zgodnie z rozkazem komendanta Armii Krajowej Wołyń z 22 kwietnia 1943 roku, który wprost zakazywał stosowania bestialskich metod, uskutecznianych przez rezunów. Zabraniano mordów na cywilach, a także palenia ukraińskich domów oraz atakowania w akcjach odwetowych kobiet i dzieci. Po odejściu polskiego oddziału, Ukraińcy wrócili do swoich domów. Także członkowie UPA nie zamierzali rezygnować z bazy w Trościańcu i szybko znów utworzyli tu swój posterunek.

Kiedy samoobrona przeprowadziła podobną akcję w innej bazie wypadowej, z której atakowano Przebraże – w Hanczycach – postąpiono już o wiele bardziej stanowczo. Polacy spalili ukraińskie chaty. Jak wspominał po latach dowódca oddziału partyzanckiego Józef Sobiesiak „Maks”, działający na Wołyniu: „Nie było to miłe uczucie – wracając z akcji zostawiać za sobą łunę pożaru…”.

Aby uratować się od głodu

Atak przeprowadzony przez UPA 5 lipca unaocznił słabe punkty obrony Przebraża. Zaczęto ulepszać i rozbudowywać umocnienia. Podniesiona została liczba schronów, poprawiano okopy, rozszerzano zasieki. Większą uwagę skierowano także na kwestię rozmieszczenia sił. Niezwykle ważne były również działania służby wywiadowczej. Jedna jej komórka zbierała informacje od Niemców i w miastach, a nawet przeniknęła do Schutzpolizei – nazistowskiej policji porządkowej. Druga zapuszczała się na tereny kontrolowane przez UPA i tam zbierała wieści, gromadząc dane także od Ukraińców wrogo nastawionych do nacjonalistów i ich zbrodni. Dzięki wywiadowi zawsze wiedziano o wizytach Niemców z wyprzedzeniem i nigdy nie zdradzono przed nimi, jak wielkimi siłami dysponuje samoobrona.

Wobec rosnącej liczby uchodźców zgromadzonych za zasiekami Przebraża palącym problemem stało się zapewnienie im aprowizacji. Z podobnymi kłopotami zmagały się wszystkie ośrodki Wołynia, które zapewniały ochronę wypędzonym. UPA zdając sobie sprawę z tego, że może Polaków głodzić, starała się odciąć wszystkie linie zaopatrzenia oraz zastraszać Ukraińców, którym przez myśl przechodziło sprzedawanie żywności sąsiadom.


W miastach problem starała się choć trochę załagodzić Rada Główna Opiekuńcza – polska organizacja charytatywna, działająca za zgodą władz okupacyjnych. Jednak Przebraże musiało sobie radzić samo. Inspektorat Armii Krajowej w Łucku zorganizował przerzut mąki z tamtejszego młyna, ale była to zaledwie kropla w morzu potrzeb. Najgorętszy czas dla samoobrony przypadł na okolice żniw.

Aby odegnać widmo głodu zarówno od walczących, jak i uchodźców, podjęto próbę zbierania zboża i ziemniaków z pól. 31 lipca 1943 roku rozegrała się, jak to nazywa Władysław Filar w książce „Przebraże. Bastion polskiej samoobrony na Wołyniu”, prawdziwa bitwa o chleb. Tego dnia grupa ludzi wybrała się pod eskortą jednej kompanii samoobrony na pola. Wyjazd do rodzinnych miejscowości stanowiłby za duże ryzyko, zatem szukano żywności bliżej. Polacy żęli zboża, jakie pozostały na polach ukraińskich miejscowości, po tym, jak przebrażanie przepędzili ich mieszkańców. Żeńców zaczęli atakować banderowcy, na co eskorta odpowiedziała ogniem. Patrol UPA wycofał się tracąc dwóch zabitych, jednak Polaków zaatakował kolejny duży oddział.

Żniwiarze wycofywali się z furmankami wyładowanymi drogocennym zbożem, a kompania samoobrony okopała się na skraju lasu, odpierając natarcie powiększających się sił UPA. Cybulski rzucił do walki pozostałe oddziały polskie, a po odparciu trzech kolejnych ataków przeważających sił wroga, wezwał wszystkich posiadających broń uchodźców znajdujących się w twierdzy, by wsparli walczących Polaków. Walki trwały wiele godzin. Szalę zwycięstwa na korzyść przebrażan przechyliło dopiero użycie działek 45 mm, których ostrzał spowodował wybuch wozu z amunicją należącego do banderowców.

Dopiero wówczas UPA pospiesznie się wycofało, pozostawiając na polu walki wielu zabitych i sporo sprzętu. Istnieją przypuszczenia, że plan Ukraińców obejmował przepędzenie Polaków z pól, rozbicie części samoobrony, a później zdobycie Przebraża z marszu, na co wobec przewagi liczebnej mieli szansę.

Jeden z uczestników walk w Przebrażu, dowócca oddziału partyzanckiego Józef Sobiesiak (fot. Longina2005, lic. CC BY-SA 4.0)

fot.Longina2005, lic. CC BY-SA 4.0Jeden z uczestników walk w Przebrażu, dowódca oddziału partyzanckiego Józef Sobiesiak (fot. Longina2005, lic. CC BY-SA 4.0)


Szturm na Przebraże

Do największego ataku na twierdzę doszło 31 sierpnia 1943 roku. Tego dnia UPA rzuciła do walki około 6000 strzelców (w tym 3000 żołnierzy z doborowych sotni) i drugie tyle siekierników, otaczając Przebraże przed świtem. Zabezpieczyli nawet kwestię wywiezienia łupów, przygotowując w nieodległej Zofijówce zgrupowanie taborów. Dowódcy obrony, wiedząc o ruchach banderowców w tym rejonie byli przygotowani na atak. Ukraińcy zaczęli od silnego przygotowania artyleryjskiego.

Jak wspominał po latach Henryk Cybulski, dowództwo Przebraża postanowiło wykorzystać słynny fortel spod Zbaraża, znany z prozy Sienkiewicza, i wysłać swojego człowieka, by ściągnął odsiecz. Jeden z członków samoobrony postanowił zagrać rolę Skrzetuskiego i zgłosił się na ochotnika w celu porozumienia się z radzieckimi partyzantami Nikołaja Prokopiuka. Mężczyzna mimo osłabienia zdołał się przekraść przez bagna (wszystkie inne przejścia były obstawione) do ich obozu i poprosił o pomoc, przedstawiając sytuację. Radzieccy partyzanci zgodzili się zaatakować UPA i dotrzymali słowa. O 15 ruszyło generalne natarcie.

Na niektórych odcinkach wróg podchodził na odległość zaledwie pięćdziesięciu metrów do polskich pozycji, jednak obrońcom udawało się go odrzucić. Grupa 120 członków samoobrony przekradła się przez bagna i razem z partyzantami pułkownika Prokopiuka zaatakowała UPA od tyłu. Ten manewr był dla Ukraińców kompletnym zaskoczeniem. Trwali bowiem w przekonaniu, że nikt nie przyjdzie twierdzy z pomocą. Wśród szturmujących Przebraże wywołało to panikę, a ich dowództwo i sztab zostały okrążone. Ukraińcy stracili orientację w sytuacji do tego stopnia, że gdzieniegdzie otwierali bratobójczy ogień.

Pomnik komendanta partyzanckiej samoobrony Przebraża na Wołyniu Ludwika Malinowskiego. Obiekt znajduje się w Niemodlinie na placu Obrońców Przebraża (fot. IMnext, lic. CCA SA 4.0 I)

fot.IMnext, lic. CCA SA 4.0 IPomnik komendanta partyzanckiej samoobrony Przebraża na Wołyniu Ludwika Malinowskiego. Obiekt znajduje się w Niemodlinie na placu Obrońców Przebraża (fot. IMnext, lic. CCA SA 4.0 I)

Zdezorientowani banderowcy, którzy w wyniku polskiego fortelu całkowicie wytracili impet, zostali odparci, a ich wschodnie zgrupowanie kompletnie rozbite. W czasie ataku na twierdzę po stronie ukraińskiej padło około 400 zabitych i wielu rannych. Polacy pojmali 40 jeńców oraz zdobyli sporo broni, w tym 6 erkaemów i 17 cekaemów oraz 6 moździerzy. Jeszcze długo po zakończeniu walki samoobrona ścigała po lasach otaczających Przebraże niedobitki sił ukraińskich. W bitwie zginęło także wielu Polaków, jednak zwycięstwo było bezapelacyjne. Warto przy tym podkreślić, że oddział Prokopiuka, który składał się w większości z Ukraińców, został we wsi powitany jak bohaterowie.

Nie trzeba było długo czekać na reakcję Niemców na bitwę, jaka rozegrała się 31 sierpnia. Tak silny ośrodek samoobrony, dobrze wyszkolony i uzbrojony, nie mógł dłużej umykać ich uwadze. Aby spacyfikować Polaków wysłano nad Przebraże samoloty, które zbombardowały wieś.

W kolejnych miesiącach samoobrona zajmowała się głównie przygotowaniem do zimy oraz gromadzeniem broni i amunicji, której zapasy zostały nadszarpnięte przez niedawne walki. Walki z UPA ograniczały się raczej do mniejszych potyczek, a z czasem samoobrona z Przebraża zaczęła przejmować w nich inicjatywę, atakując bazy Ukraińców, często we współpracy z radzieckimi partyzantami.

Polakom udało się doczekać wkroczenia Armii Czerwonej, które na tym konkretnym odcinku uspokoiło sytuację. Nie na długo jednak. W 1945 roku, gdy Moskwa zdecydowała o przesunięciu na zachód granic Polski, mieszkańcy wsi i uchodźcy, jacy się w niej chronili, zostali wysiedleni na „Ziemie Odzyskane”, a Przebraże zniknęło z mapy, zmieniając nazwę na Hajowe.

Brak komentarzy: