30.07.101 p.n.e.
Legiony rzymskie odniosły zwycięstwo nad germańskimi najeźdźcami w bitwie pod Vercellae.
Na wzgórzach pod Aquae Sextiae jeszcze rozkładały się trupy Teutonów i Ambronów gdy ich pogromca, Gajusz Mariusz, zaczął przygotowania do kolejnej kampanii przeciw barbarzyńcom. Wybrany na konsula, miał dowodzić rzymską armią w walce z Cymbrami w 101 r. p.n.e. Plemię to odłączyło się od swych pobratymców i wyruszyło inną drogą do planowanego celu najazdu – Italii. Podczas gdy Teutoni i Ambronowie chcieli przejść wzdłuż wybrzeża Morza Śródziemnego, Cymbrowie skierowali się ku alpejskim przełęczom. Horda barbarzyńców zagrażała Rzymowi. Legioniści Mariusza po raz kolejny mieli być ostatnią linią obrony...
Wojna w Alpach
W zamierzeniu Cymbrów miała powstrzymać inna armia, blokując przełęcze. Jej dowódcą był prokonsul (konsul z zeszłego roku) Kwintus Lutacjusz Katulus. Niestety, siły jakie otrzymał były zbyt małe by obsadzić wszystkie przejścia przez góry. Zorientowawszy się w sytuacji, wódz wycofał swych ludzi na południe, nad wybrzeża Adriatyku. Kazał zbudować fortyfikacje polowe nad rzeką Natizo i tam odeprzeć najeźdźców. Jednak jego żołnierze byli w większości słabo przeszkolonymi rekrutami, a on nie miał takich umiejętności i autorytetu jak Mariusz. Sam widok nadchodzących barbarzyńców podziałał na oddziały prokonsula bardzo deprymująco. Cymbrowie sforsowali łańcuch górski w bardzo oryginalny sposób – użyli tarcz jako sanek. Legioniści Katulusa w osłupieniu patrzyli na tysiące dzikusów zjeżdżających po ośnieżonych zboczach. Na domiar złego okazało się, że wrogowie potrafią sprawnie budować mosty i rzeka nie jest dla nich przeszkodą. Germanie niebawem przeprawili się przez Natizo. Katulus dobrze wiedział, że morale jego armii jest niskie i obawiając się wybuchu paniki oraz drugiego Arausio wydał rozkaz odwrotu. Osłaniała go jedna kohorta (zapewne ochotnicy). Kilkuset żołnierzy z niesamowitą determinacją broniło umocnień przed ponad stutysięczną hordą. W końcu jednak musieli ulec i okrążeni dostali się do niewoli. Ich odwaga wzbudziła wielki podziw barbarzyńców. Bojoryks, wódz Cymbrów, uwolnił Rzymian i pozwolił im bezpiecznie odejść. Ten bohaterski epizod nie zmienił jednak ogólnego wyniku kampanii – choć Katulus nie poniósł prawie żadnych strat, to nie powstrzymał wroga. Cymbrowie przeszli przez góry i wkroczyli do Galii Przedalpejskiej. Byli o krok od Italii.
W tej trudnej sytuacji postanowiono powierzyć walkę z Cymbrami Mariuszowi. Konsul zrezygnował nawet z odbycia triumfu z okazji zwycięstwa nad Teutonami i Ambronami, wyjechał z Rzymu i natychmiast udał się na północ. Jednocześnie nakazał swoim legionom z Galii powrót za Alpy. Cymbrowie działali bardzo powoli, nie kierując się od razu na Rzym, przez co wojska Mariusza miały czas połączyćsię z oddziałami Katulusa. Podbudowani powiększeniem sił i obecnością słynnego wodza Rzymianie byli gotowi do walki.
Zaginione plemię:
Co jednak sprawiło, że Cymbrowie nie uderzyli od razu na południe, ale podążyli na zachód u podnóża Alp? Liczyli oni, że połączą się ze swoimi pobratymcami – Teutonami, którzy mieli udać się do Italii inną drogą. Barbarzyńcy dotarli do Padu i nie znaleźli nawet śladu Teutonów. Napotkali za to połączone siły rzymskie pod dowództwem Gajusza Mariusza. Tutaj do Cymbrów dotarły pierwsze pogłoski o zagładzie drugiego plemienia. Nie chcieli jednak w nie wierzyć i odwlekali rozpoczęcie walki.
W końcu wódz Cymbrów wysłał do Mariusza poselstwo, żądając ziemi do osiedlenia się dla swoich ludzi oraz ich bratniego ludu. Konsul zapytał o jaki to lud im chodzi. Gdy odparli, że o Teutonów, Rzymianie zaczęli z nich kpić. „Zostawcie braci waszych w spokoju. Oni już mają swą ziemię i będą w niej mieszkać na wieki. Otrzymali ją właśnie od nas.” – powiedział szyderczo Mariusz (słowa te przytacza Plutarch). Na poparcie swoich słów kazał przyprowadzić zakutego w kajdany wodza Teutonów, wziętego do niewoli pod Aquae Sextiae. Cymbrowie zapowiedzieli, że pomszczą swoich pobratymców i rozpoczęli przygotowania do bitwy. Doszło do niej w sierpniu 101 r. p.n.e. koło miejscowości Vercellae na wschód od Mediolanu (co ciekawe, miejsce starcia zostało uzgodnione przez obie strony).
Armie przeciwników:
Rzymianie dysponowali dwiema armiami – Mariusza i Katulusa. Ta pierwsza, walcząca wcześniej z Teutonami, zorganizowana była według nowego wzoru. Nie wiadomo, czy wojska Katulusa również zostały zreformowane według koncepcji Mariusza czy też były to legiony starszego, republikańskiego typu. Bardziej prawdopodobna wydaje się druga możliwość ze względu na krótki czas od wprowadzenia reform Mariusza. Jego pomysły raczej nie zdążyły się jeszcze wtedy rozpowszechnić w całej armii rzymskiej. Oprócz legionów wystawiono dość liczną kawalerię rzymską i italskich sojuszników. Dokładne informacje o rzymskich wojskach starego i nowego typu znajdują się w artykułach „Armia rzymska w czasach republiki” i „Armia rzymska po reformach Mariusza i Cezara”. Łącznie obaj wodzowie mieli pod Vercellae do swej dyspozycji ok. 52 000 ludzi – 20 000 Katulusa i 32 000 Mariusza.
Jak zwykle w przypadku całego wędrującego plemienia trudno ocenić liczebność Cymbrów. Był to kilkusettysięczny tłum, a samych wojowników mogło być około 150 000. Wojska Bojoryksa miały te same zalety i wady co inne barbarzyńskie armie. Cymbrowie walczyli odważnie i z poświęceniem, ale nie zawsze rekompensowało to słabe wyposażenie większości z nich. Byli też niezdyscyplinowani, co sprawiało spore problemy ich dowódcom. Zdecydowaną większość armii Cymbrów stanowiła piechota. Pod Vercellae Bojoryks liczył zapewne głównie na bardzo dużą przewagę liczebną swoich oddziałów.
Bitwa:
Do bitwy doszło w umówionym przez wrogów miejscu. Odpowiadało ono obu stronom – rozległa równina umożliwiała swobodne manewrowanie dość licznej rzymskiej kawalerii, a Cymbrom pozwalała rozwinąć szyki ich ogromnej armii. Rzymianie ustawili się w swoich typowych formacjach manipularnych, centrum stanowiły wojska Katulusa, a żołnierze Mariusza byli rozmieszczeni po bokach. Skrzydła osłaniała rzymska i sojusznicza jazda. Mariusz i Katulus dowodzili bezpośrednio swymi oddziałami, ale to zwycięzca spod Aquae Sextiae był naczelnym wodzem (ze względu na większe doświadczenie oraz wyższy urząd). Naprzeciw armii republiki stanęły hordy dzikich wojowników z północy. Ich front miał podobno aż 5 km długości. Wojownicy z pierwszych szeregów mieli być powiązani łańcuchami przypiętymi do pasów, aby legioniści nie mogli ich rozproszyć, ale wydaje się to mało prawdopodobne – zapewne wzmiankę o tym dodali lubiący ubarwiać starożytni historycy. Przez pewien czas trwały jeszcze pewne przegrupowania, nikt nie kwapił się rozpocząć walki. Obie strony zapewne liczyły, że uda się wymanewrować przeciwnika i zająć korzystniejszą pozycję, nic jednak z tego nie wyszło. Wrogie armie dość długo stały naprzeciw siebie. Letni upał i zaduch był dokuczliwy, ale znacznie gorzej znosili go pochodzący z zimnej północy Germanie. Część próbowała zakrywać się tarczami przed palącymi promieniami, wielu prawie mdlało. W dodatku słońce świeciło im w oczy i nie widzieli dokładnie rzymskich szyków. Możliwe, że Mariusz celowo odwlekał rozpoczęcie walki aby jeszcze przed nią wymęczyć wroga. Nie jest pewne, kto zrobił pierwszy ruch, ale wydaje się, że to zniecierpliwieni Cymbrowie ruszyli do ataku. Hordy wojowników Bojoryksa szły wbijając chmury kurzu. Jak pisze Plutarch wywołało to spore zamieszanie i dezorientację po obu stronach, ale jednocześnie dodało odwagi Rzymianom, którzy nie zobaczyli całego ogromu sił przeciwnika. Legioniści zaczęli maszerować naprzeciw nacierającym Cymbrom, ale przy ograniczonej przez kurz widoczności część oddziałów rozminęła się i uderzyła w próżnię. Mariusz i Katulus, którzy wydali rozkaz kontrataku, niewiele mogli zrobić wobec panującego chaosu i teraz to oficerowie dowodzący poszczególnymi kohortami odgrywali największą rolę. Pierwsze starcie było dość bezładne, ale świetnie wyćwiczeni Rzymianie wiedzieli co robić nawet bez rozkazów wodza. W odpowiednim momencie użyli swej najgroźniejszej broni – ciężkich oszczepów. Tak jak pod Aquae Sextiae pila zadały barbarzyńcom ogromne straty. Większość Cymbrów nie miała zbroi, a ich tarcze nie wytrzymywały uderzeń rzymskich pocisków. W dodatku pilum praktycznie nie dało się wyrwać z tarcz i wielu wojowników Bojoryksa odrzucało obciążone osłony, jeszcze bardziej wystawiając się na ciosy (pod Vercellae podobno po raz pierwszy użyto nowego modelu oszczepów z drewnianym bolcem mocującym ostrze, który łamał się przy uderzeniu, tak, że broni nie można było odrzucić). Zanim zdążyli uporządkować zmieszane szyki, legioniści zaatakowali ich wręcz. Luźniejsza formacja Rzymian znowu okazała się skuteczniejsza od zwartej masy wrogów. Cymbrów spotkało to, co rok wcześniej Teutonów – ściśnięci jeden obok drugiego nie mogli skutecznie walczyć i ginęli pod ciosami krótkich gladiusów. Mimo gigantycznej liczby barbarzyńców, Rzymianie mieli nad ludźmi Bojoryksa ogromną przewagę wynikającą z lepszego wyszkolenia i uzbrojenia. Walka była kompletnie jednostronna – kolejne szeregi Cymbrów szły pod miecze legionistów, nie mogąc stawić skutecznego oporu. W pewnym momencie zginął wódz Bojoryks, a starcie przerodziło się w masakrę bezładnego tłumu. Mało kto próbował się jeszcze bronić. Przednie szeregi Cymbrów usiłowały uciekać, ale nie pozwalały na to tylne, które nie wiedziały co dzieje się przed nimi i napierały na plecy towarzyszy, chcąc włączyć się do walki. W czasie gdy ogarnięta chaosem piechota barbarzyńców była wyrzynana przez legionistów, na skrzydłach starła się kawaleria. Przebieg tej walki nie jest dokładnie znany, ale rzymska jazda szybko pobiła wroga i dołączyła do swoich piechurów akurat gdy przerażeni Cymbrowie rzucili się do ucieczki, tratując się nawzajem. Jeźdźcy natychmiast ruszyli w pogoń, wybijając setki barbarzyńców. Cała rzymska armia podążyła za rozbitymi wojskami przeciwnika, ścigając go aż do jego obozu. Tam zaś rozegrały się potworności gorsze od samej masakry na polu bitwy. Germańskie kobiety chwyciły za broń i zaczęły mordować szukających schronienia wojowników. Zabijano dzieci i masowo popełniano samobójstwa. Wszystko to zapewne aby uniknąć hańbiącej niewoli. Mimo to Rzymianom, którzy wdarli się do obozu udało się pojmać bardzo wielu przeciwników. Bitwa pod Vercellae zakończyła się miażdżącym zwycięstwem wojsk republiki okupionym bardzo niewielkimi stratami – poniżej 1000 ludzi. Cymbrów zginęło ok. 140 000 (licząc wojowników poległych w walce i zabitych w obozie, a także członków plemienia nie biorących udziału w walce). Ok. 60 000 barbarzyńców dostało się do niewoli.
Skutki bitwy:
Bitwa pod Vercellae zażegnała niebezpieczeństwo najazdu Germanów na Italię. Mariusz, który wcześniej rozgromił Teutonów pod Aquae Sextiae, teraz unicestwił także lud Cymbrów. Większość barbarzyńców wyginęła w walce, jeńców zaś skierowano do niewolniczej pracy. Gajusz Mariusz odbył triumf i otrzymał tytuł „trzeciego założyciela Rzymu” (trzeciego po Romulusie i Kamillusie). Popularność pogromcy barbarzyńców sięgnęła zenitu. Zaczął prowadzić samowolną politykę (np. nadał rzymskie obywatelstwo żołnierzom swoich oddziałów posiłkowych bez konsultacji z senatem), a jego konflikt z dawnym podwładnym, Sullą, stawał się coraz ostrzejszy by ostatecznie przerodzić się w wojnę domową.
Zwycięstwo pod Vercellae było równie wielkie jak to pod Aquae Sextiae, choć osiągnięto je w inny sposób. Tym razem plany rzymskiego wodza nie odegrały decydującej roli (Sulla w swoim pamiętniku twierdzi, że Mariusz popełnił wiele błędów, a zwycięstwo odniesiono dzięki Katulusowi, przekaz ten jest jednak niewiarygodny ze względu na wrogość autora w stosunku do Mariusza i chęć oczernienia go). W bitwie z Cymbrami Rzymianie wygrali dzięki sile legionów, dyscyplinie i wyszkoleniu żołnierzy, którzy sami wiedzieli co robić po początkowym zamieszaniu. Duże znaczenie miało też lepsze uzbrojenie legionistów – oszczepy przetrzebiły wrogów przed starciem, krótkie miecze były idealne do walki w tłumie, a kolczugi i mocne tarcze zapewniały dobrą ochronę. Po raz kolejny udowodniono skuteczność rzymskiej sztuki wojennej i jej wyższość nad sposobem walki barbarzyńców. Bitwa pod Aquae Sextiae to przede wszystkim triumf samego Mariusza osiągnięty dzięki świetnemu dowodzeniu, zaś starcie pod Vercellae było zwycięstwem rzymskiego żołnierza, przewyższającego wroga swymi umiejętnościami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz