03.07.1940r.
II wojna światowa: w związku z kapitulacją Francji brytyjska marynarka wojenna przeprowadziła akcję przejęcia lub zniszczenia francuskich okrętów wojennych w portach brytyjskich i śródziemnomorskich. W porcie Al-Marsa al-Kabir we francuskiej Algierii, po odrzuceniu brytyjskiego ultimatum, wskutek ostrzału artyleryjskiego eksplodował pancernik „Bretagne”, w wyniku czego zginęło 977 spośród 1130 członków załogi, a pozostałe okręty zostały ciężko uszkodzone lub uciekły.
Gdy 10 maja 1940 roku Niemcy uderzyli na Francję, Brytyjczycy aktywnie wsparli sojusznika w walce przeciwko wojskom III Rzeszy. Przewaga niemieckiej armii nie ulegała wątpliwości – szybki marsz wojsk Hitlera uniemożliwił skuteczną obronę i w czerwcu kampania miała się już ku końcowi. Sprzymierzeni nie tylko nie byli w stanie budować skutecznej defensywy, ale i napotkali na liczne trudności w porozumieniu się między sobą co do kształtów wspólnej polityki militarnej. Zainicjowany w latach trzydziestych francuski program zbrojeniowy umożliwił rozbudowę tamtejszej marynarki wojennej dowodzonej przez adm. Jeana Francois Darlana, który nadzorował modernizację floty. Sytuacja Marina Nationale w przededniu wybuchu wojny z Niemcami nie była zła, a we Francji zdawano sobie sprawę, iż starcia z Kriegsmarine należeć będą do rzadkości. Z tego też względu za głównego rywala francuskiej floty poczytywano włoską marynarkę wojenną. Benito Mussolini, marzący o nawiązaniu do chlubnych tradycji Imperium Romanum, wielokrotnie przejawiał mocarstwowe zapędy, co wiązało się także z rozbudową Supermariny. W konsekwencji lata trzydzieste zaowocowały wyścigiem zbrojnym pomiędzy obiema stronami, co nijak się miało do podpisanych kilka lat wcześniej porozumień ustalających parytety flot światowych mocarstw. Jak się miało okazać w maju i czerwcu 1940 roku, wojska francuskie zaangażowały się niemal wyłącznie na froncie lądowym, a okręty adm. Darlana zostały użyte głównie do ewakuacji sił brytyjsko-francuskich z plaż Dunkierki. Gdy 10 czerwca Paryż został poinformowany o stanie wojny pomiędzy Francją i Włochami, wydawało się, iż Morze Śródziemne będzie teraz areną zmagań pomiędzy flotami obu krajów. Pierwsze dni konfliktu nie przyniosły jednak wzmożonych działań. Zaognienie stosunków dyplomatycznych i atak wojsk włoskich przełożyły się jedynie na działalność na lądzie. Flota początkowo pozostawała na uboczu. Francuzi nie mieli sposobności jej angażowania, a adm. Darlan nie bez przyczyny uważał, iż oddanie okrętów pod dowództwo Brytyjczyków byłoby zaprzepaszczeniem pracy, jaką wykonał na przestrzeni poprzedzających II wojnę światową lat rozbudowy. Mimo tego blisko 350 okrętów różnego typu ruszyło do portów brytyjskich. Wśród nich znajdowały się jednostki tak silne, jak chociażby pancerniki „Paris” i „Courbet”, 10 niszczycieli czy 5 okrętów podwodnych rozmieszczonych tylko w portach w Plymouth i Portshmouth.
10 czerwca do wojny przeciwko sąsiadom przystąpiły Włochy Benito Mussoliniego. Francuzi nie mieli już możliwości manewru, a agresja sąsiada była przysłowiowym gwoździem do trumny. W konsekwencji już 22 czerwca podpisane zostało francusko-niemieckie zawieszenie broni, a w dwa dni później podobny dokument Francuzi sygnowali w Rzymie. Brytyjczycy z zainteresowaniem śledzili rozwój wydarzeń we Francji, niepokojąc się głównie o losy potężnej floty adm. Jeana Francois Darlana. Ten jednak nie był skory do współpracy i uważał, iż tworzona z mozołem siła marynarki wojennej nie powinna być oddana pod komendę Royal Navy. W efekcie na mocy porozumienia francusko-niemieckiego z 22 czerwca 1940 roku, okręty miały pozostać w portach: „Flota francuska (z wyjątkiem tej części, która zostanie pozostawiona do dyspozycji rządu francuskiego w celu ochrony interesów Francji w jej imperium kolonialnym) zostanie skoncentrowana w portach do czasu dalszych decyzji i zostanie zdemobilizowana i rozbrojona pod nadzorem Niemiec, lub, odpowiednio, Włoch. Pokojowe bazy tych okrętów użyte zostaną jako porty ich przeznaczenia. Rząd Rzeszy uroczyście oświadcza rządowi francuskiemu, że nie ma zamiaru użycia w czasie wojny dla własnych celów francuskich okrętów stacjonowanych we francuskich portach pod nadzorem Niemiec, do celów innych niż niezbędnych do patrolowania wybrzeża i wyławiania min […]”. Uroczyste przyrzeczenie strony niemieckiej, która zobowiązała się do niepróbowania przechwycenia francuskiej floty brzmiało dobrze jedynie na papierze. Wiarygodność III Rzeszy została jednak mocno podkopana przez szereg wydarzeń poprzedzających II wojnę światową, a następnie stanowiących część konfliktu, co sprawiało, iż zarówno Brytyjczycy, jak i Francuzi z podejrzliwością obserwowali łagodność przeciwnika. Warto także zwrócić uwagę, iż Niemcy nie zrzekli się wszelkich praw do okrętów i zapowiadali możliwość ich użycia w celu patrolowania wybrzeża i wyławiania min, co sprawiało, iż obie strony łatwo mogły wejść na grząski grunt nieporozumienia na tle interpretacyjnym. Po kapitulacji francuskie dowództwo rozmieściło swoje okręty głównie w bazie w Tulonie, który znajdował się w nieokupowanej części kraju na terenie Republiki Vichy. Część jednostek została odesłana ku wybrzeżom północnoafrykańskim, co w jakimś stopniu zabezpieczało je przed ewentualnymi zakusami niemieckimi. Jeżeli Brytyjczycy mogli się obawiać, iż Niemcy szybko złamią warunki porozumienia, to strona niemiecka była niemal pewna tego, iż dotychczasowi sojusznicy uzgodnią warunki przekazania francuskich okrętów pod komendę dowództwa brytyjskiego. Admiralicja z nadzieją spoglądała na francuskich odpowiedników, którzy jednak nie kwapili się do podjęcia współpracy, kierując zdroworozsądkowym myśleniem – wojna się skończyła, nie ma sensu narażać cennych okrętów. Po stronie brytyjskiej zrodził się zatem śmiały plan przechwycenia floty byłego sprzymierzeńca, nawet jeśli w tym celu marynarka wojenna Wielkiej Brytanii miałaby użyć siły.
Jak mówiliśmy, spora część francuskiej floty została odesłana w kierunku Afryki Północnej. Szczególnie duża grupa okrętów znajdowała się w porcie Mers el-Kebir na terenie Algierii, francuskiego dominium. Druga część jednostek będących w zasięgu Brytyjczyków stacjonowała w portach brytyjskich. Strona niemiecka zwróciła się do Francuzów z żądaniem przywrócenia normalnego stanu rzeczy – okręty francuskie miałyby wrócić do portów na zachodnim i południowym wybrzeżu państwa, przy czym największy nacisk kładziono na wydanie sił znajdujących się u Brytyjczyków. Dyplomacja Berlina jednoznacznie zagroziła, iż w przypadku niespełnienia żądań możliwe jest renegocjowanie podpisanego kilka dni wcześniej porozumienia. Premier brytyjski Winston Churchill, zarządzający również poczynaniami Royal Navy, postanowił zlecić przygotowanie specjalnej operacji, która umożliwiłaby brytyjskiej marynarce przechwycenie części francuskich okrętów. Liczono się oczywiście z możliwością wywołania kryzysu politycznego i zaognienia stosunków brytyjsko-francuskich, które od jakiegoś czasu nie układały się najlepiej. Operacja „Catapult” składała się z dwóch części – pierwsza z nich dotyczyła okrętów francuskich znajdujących się w brytyjskich portach, druga grupy jednostek w Mers el-Kebir. O świcie 3 lipca 1940 roku brytyjscy marynarze bezpardonowo wkroczyli na pokłady francuskich okrętów i przekazali dowódcom sojuszniczej floty warunki porozumienia. Francuzi mieli przekazać jednostki pod komendę Brytyjczyków. Załogi okrętów zostaną internowane na wyspach, a następnie podejmą decyzję o swoim losie – wybór był prosty – albo zdecydują się kontynuować walkę po stronie aliantów, albo zostaną odesłani do Francji. Zdecydowana większość francuskich marynarzy postanowiła nie walczyć i poddała się rozporządzeniu Brytyjczyków. Dramatyczne wydarzenia miały miejsce na pokładzie okrętu podwodnego „Surcouf”, gdzie doszło do strzelaniny, w wyniku której śmierć poniósł por. Sprague. Brytyjczycy napotkali również problemy z załogą niszczyciela „Mistral”, która groziła zatopieniem okrętu. W konsekwencji jednak nie doszło do rozlewu krwi, a Francuzi ustąpili. Przechwycenie francuskiej floty w brytyjskich portach było pierwszym aktem operacji „Catapult”. Jej całościowe powodzenie zależne było od dobrej woli strony francuskiej, która w Algierii czuła się znacznie pewniej niż w Wielkiej Brytanii. Na wyspach internowano kilkadziesiąt tysięcy Francuzów, których następnie stopniowo odsyłano na kontynent.
Już 1 lipca 1940 roku adm. Somerville otrzymał rozkaz rozpoczęcia przygotowań do uderzenia na Mers el-Kebir. Brytyjczycy spodziewali się, iż uda się uniknąć starcia z Francuzami, jednakże przewidywano, iż w przypadku aktywnego oporu stawianego przez marynarzy Republiki Vichy jedynym wyjściem będzie zatopienie okrętów znajdujących się w algierskim porcie. Churchill nazwał swoją decyzję „znienawidzoną”, jednakże nie miał alternatywy – jako wytrawny polityk doskonale zdawał sobie sprawę z trudnej sytuacji polityczno-militarnej, a jedynym rozwiązaniem wydawało się unieszkodliwienie silnego zespołu, na który składały się pancerniki „Bretagne”, „Dunkerque”, „Provence” oraz „Strasbourg”, a także niszczyciele „Mogador”, „Volta”, „Terrible”, „Tigre”, „Lynx”, „Kersaint”. Strona brytyjska wyznaczyła do operacji Force „H” adm. Jamesa Somerville’a, który dysponował pokaźną siłą niedawno stworzonego zespołu. W jego składzie działały pancerniki „Resolution”, “Valiant”, lotniskowiec “Ark Royal”, krążowniki „Arethusa” i „Enterprise” i "Hood" oraz niszczyciele „Active”, „Escort”, „Faulknor”, „Fearless”, „Foresight”, „Forester”, „Foxhound”, „Keppel”, „Wrestler”, „Vidette”, „Vortigern”. Jak zatem widzimy, potencjał grupy brytyjskiej był zdecydowanie wyższy, a Francuzi nie spodziewali się tego typu akcji, wobec czego nie byli przygotowani do otwarcia ognia w kierunku zbliżającego się zespołu adm. Somerville’a. Co więcej, ich okręty rozmieszczono na małej przestrzeni, co skutecznie zawężało pole manewru. Około 7.00 3 lipca u wejścia do portu pojawił się niszczyciel „Foxhound” z adm. Hollandem na pokładzie, który biegle mówił po francusku. Brytyjski oficer przekazał Francuzom tekst ultimatum, z którego jednoznacznie wynikało, iż flota francuska winna podporządkować się Brytyjczykom. Powołując się na decyzje wyższego dowództwa sankcjonujące użycie siły przez Force „H”, dokument pozostawiał Francuzom wybór pomiędzy kontynuowaniem walki przeciwko marynarce niemieckiej u boku Brytyjczyków, oddaniem okrętów Royal Navy i odpłynięcie do portu brytyjskiego, odesłaniem floty na Ocean Spokojny, gdzie albo wejdą w skład obrony posiadłości francuskiej, albo też zostaną zatrzymane w portach amerykańskich. Odrzucenie ofert brytyjskich zostawiało Francuzom ostatnią alternatywę w postaci samozatopienia okrętów. Nieprzyjęcie ultimatum groziło bezpośrednim atakiem floty brytyjskiej, która otrzymała rozkazy zatrzymania Francuzów i unieszkodliwienia ich floty. Dowodzący algierskim zespołem adm. Marcel-Bruno Gensoul zdecydował się odrzucić ultimatum. Decyzja ta podyktowana była chęcią utrzymania suwerenności nad francuskim zespołem oraz rozkazami dowództwa, którymi Gensoul przekazał wybrakowane informacje dotyczące warunków przedstawionych przez Hollanda. Admirał udał się na pokład „Dunkerque”, gdzie został podjęty przez Francuza. Około 15.00 otrzymał odpowiedź odmowną, co niezwłocznie przekazano adm. Somerville’owi, który z kolei obawiał się nadciągnięcia silnego zespołu okrętów francuskich wysłanych na ratunek flocie z Mers el-Kebir. O 16.56 Brytyjczycy rozpoczęli ostrzeliwanie floty Gensoula. Na ogień odpowiedziały pancerniki, w tym „Provence”, którego położenie było tak niefortunne, że Andrzej Perepeczko dość malowniczo opisuje, iż „musiał strzelać w kierunku brytyjskich okrętów między masztami stojącej obok Dunkerque”. Niemal natychmiast w kierunku wyjścia na morze ruszyły niszczyciele francuskie. Podobny manewr usiłowały wykonać pancerniki „Strasbourg” i „Bretagne”. Wyjście z portu umożliwiłoby zmianę niekorzystnej sytuacji taktycznej. Krótko po 17.00 „Bretagne” został trafiony brytyjskimi pociskami. W wyniku eksplozji okręt został szybko strawiony przez płomienie, a następnie o 17.09 poszedł na dno, biorąc ze sobą ponad 970 osób. W tym samym czasie trafienia notowano już na „Strasbourg” i „Dunkerque”. Pierwszy z pancerników wyszedł jednak z portu i dość szczęśliwie ominął brytyjskie okręty, a następnie uniknął śmiertelnych trafień w wyniku nalotów lotniczych. W niedługi czas po tym „Strasbourg” dotarł do Tulonu. Wraz z nim umknęły cztery szybkie niszczyciele. Tymczasem w Mers el-Kebir wciąż trwało ostrzeliwanie. Szczególnie dotkliwie uderzały pociski kal. 381 mm. Ogień brytyjski sięgnął także niszczyciela „Mogador”, który został unieruchomiony. „Dunkerque” w kilka minut po tragedii „Bretagne” utknął na mieliźnie, co było efektem ciężkich uszkodzeń. Podobny los czekał „Provence”. Około 17.15 adm. Somerville nakazał wstrzymanie ognia. Krajobraz po bitwie był przerażający. Brytyjczyk nie chciał dewastować francuskiej floty, co zresztą przyznawał w kolejnych wypowiedziach, jednakże nie miał wyjścia. Wstrzymanie ognia poczytywano jako znak dobrej woli. Francuzi wywiesili białą flagę i operacja „Catapult” została zakończona. Zniszczenia były poważne. Zatonął pancernik „Bretagne”, zdewastowane zostały pancerniki „Dunkerque” i „Provence” oraz niszczyciel „Mogador”. Adm. Somerville wycofał się z Mers el-Kebir i odpłynął. 6 lipca z lotniskowca „Ark Royal” wystartowała pokaźna grupa brytyjskich bombowców, które dokończyły dzieło, niszcząc transportowiec „Terre Neuve”. Eksplozja zainicjowała kolejne zniszczenia na unieruchomionym „Dunkierque”, które po raz kolejny przyniosły liczne ofiary. Łącznie naliczono 1297 zabitych i 351 rannych. Bilans batalii był druzgocący. Także dla adm. Somerville’a, który nazywał swoje zadanie „najbardziej odrażającym”, jakie przyszło mu kiedykolwiek wykonać. Dowódca Force „H” obarczał siebie winą za niepowodzenie akcji. Wkrótce otrzymał przesyłkę od francuskich marynarzy, którzy zwracali uzyskane niegdyś brytyjskie odznaczenia. W dołączonej notce admirał mógł przeczytać o „skalaniu słynnej bandery Świętego Jerzego plamą zabójstwa”.
Incydent w Mers el-Kebir wywołał lawinę komentarzy i protestów dyplomacji francuskiej i niemieckiej. Niektórzy politycy byli kompletnie zdezorientowani, jak chociażby włoski minister spraw zagranicznych hr. Galeazzo Ciano, który zajście nazwał „wypadkiem poważnym”. Geobbelsowska propaganda natychmiast wykorzystała fakt ataku brytyjskiej floty, aby ukazać bezprawność działania przeciwnika i skompromitować go w oczach opinii publicznej. Nie był to pierwszy raz, gdy Niemcy wykorzystywali zawiłości prawne, interpretując je po swojemu i ignorując własne przewinienia (podobną sytuację wywołał incydent z „Altmarkiem”). Trzeba jednak przyznać, iż akcja Brytyjczyków nie miała podstaw prawnych i była aktem czysto militarnym. Skuteczność operacji można rozpatrywać na dwóch płaszczyznach. Nie powiodło się przechwycenie floty francuskiej, co poczytywać możemy jako fiasko założeń planu operacji „Catapult”. Churchill z radością powitałby w Royal Navy silny zespół złożony z 4 pancerników i 6 niszczycieli francuskich. Z drugiej jednak strony zdawano sobie sprawę, iż wykluczenie z walki potężnego zespołu odbierać można jako cios zadany Niemcom, którzy nie mieli już nawet możliwości ubiegania się o kontrolę nad okrętami francuskimi znajdującymi się w Algierii. Na potępienie zasługuje fakt starcia bojowego między Brytyjczykami i Francuzami, co położyło się cieniem na stosunkach dyplomatycznych pomiędzy Wielką Brytanią a Republiką Vichy. Śmierć blisko 1300 marynarzy francuskich była wystarczającym powodem, dla którego strona Vichy mogła czuć się poszkodowana, a ludność we Francji mniej przychylna tradycyjnemu sojuszowi z Brytyjczykami. Profaszystowskie rządy Vichy konsekwentnie obarczały winą za całe zajście Brytyjczyków, nie dostrzegając realnego zagrożenia ze strony niemieckiej. III Rzesza z kolei przestała respektować porozumienie z 22 czerwca, obawiając się, iż podobne akcje mogą powtórzyć się w przyszłości, co było uzasadnione siłą brytyjskiej marynarki i stanem liczebnym wciąż liczącej się floty francuskiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz