ORP " Groźny" 351

ORP " Groźny" 351
Był moim domem przez kilka lat.

środa, 16 października 2024

Proces Marii Antoniny

 


Proces Marii Antoniny, czyli jak to się stało, że królowa Francji została skazana na śmierć. 21 stycznia 1793 roku Ludwik XVI został ścięty na gilotynie, wtedy jeszcze nie wiedziano, co zrobić z jego żoną wdową Capet, która była solą w oku Republiki Francuskiej.
Jeszcze przed procesem Ludwika XVI niektórzy uważali, że Maria Antonina powinna wraz z mężem na równi odpowiadać za wszystkie nieszczęścia Francji. Dla wielu było wiadome, że to Austriaczka kierowała swoim bezwolnym mężem. Jedynie strach przed odwetem obcych mocarstw uspokoiło konwent. Zdecydowano zostawić Marię Antoninę w zawieszeniu.
stycznia wpłynęła petycja francuskich patriotów, aby skazać Antoninę Capet, jednak nic to nie dało. 27 marca, a później 10 kwietnia Robespierre wnosił o proces byłej królowej. Konwent raczej był podzielony, więc postanowiono dalej czekać na rozwój sytuacji. To jednak nie oznaczało, że Habsburżanka mogła czuć się bezpiecznie.
W więzieniu pokazywano jej, że każdy dzień powinien być dla niej pasmem nieszczęść. 3 lipca odebrano jej syna. Przez godzinę trwała akcja. Maria Antonina trzymała syna w ramionach, krzyczała i szarpała się ze strażnikami. Chciała, żeby tą ją zabić. Uspokoiła się, dopiero gdy strażnicy powiedzieli, że zabiją delfina, jeżeli ta nie odda syna po dobroci. Czy matkę mogło spotkać cokolwiek gorszego od rozłąki z dzieckiem?
1 sierpnia Komitet Bezpieczeństwa Powszechnego wykonać pierwszy krok. Nakazano wykonać report o Europejskim spisku przeciwko Francji. Osoba, która spisała raport, dodała, że trzeba jak najszybciej postawić wdowę przed obliczem sądu. Tak też się stało. Około godziny 1 w nocy Maria Antonina została przeniesiona z Temple do Conciergerie.
Na miejscu oskarżono więźniarkę numer 280 o spisek przeciwko Francji. 9 września zabrano cały jej dobytek, który zabrała z Temple. Było to parę drobiazgów: złota obrączka, łańcuszek oraz zegarek. Nawet nie próbowała dyskutować, potulnie oddała, co miała. Raczej nie miała na to siły, była schorowana i ledwo chodziła.
Cela, w której wdowa Capet spędziła swoje ostatnie chwile życia, była paskudna. Mała, zawilgocona i śmierdząca. W pokoju rozłożone były 3 łóżka. Jedno dla królowej, drugie dla jej służącej Rosalie Lamorlière oraz trzecie dla dwóch strażników, którzy się wymieniali i 24 na dobę pilnowali Antoniny.
To nie byli zresztą jedyni strażnicy, którzy pilnowali więźniarki. Większa liczba strażników pilnowała samego pokoju oraz drzwi wejściowych. Nie wolno było zbliżać się do celi wdowy. Tylko dozorca, jego żona i strażnicy mogli podchodzić do więźniarki. Jednak było to martwy przepis, który notorycznie łamano.
Często do celi wchodzono całymi grupkami, które nie były aż tak kontrolowane. Wystarczyło powiedzieć, że jest się od danego strażnika. Właśnie w taki sposób doszło do afery Goździkowej. Wraz z obywatelem Jean-Baptiste Michonis'em przyszedł pewien mężczyzna, przez którego królowa miała się nerwowo zachowywać. Okazało się, że był to Alexandre Gonsse de Rougeville, który chciał uratować królową.
Alexandre Gonsse de Rougeville podczas spotkania z królową miał w kieszeni dwa goździki. Jeden goździk opuścić przy wdowie, tak aby wyglądało to na przypadek. W kwiecie była tajna informacja dla Austriaczki. Maria Antonina postanowiła odpowiedzieć na wiadomość. Napisała tylko tyle, że jest obserwowana i nikomu nie ufa.
Kartkę oddała Jeanowi Gilbertowi. Była to wielka pomyłka królowej. Gilbert kartkę oddał żonie strażnika, która opowiedziała o podejrzanej sytuacji. 3 września Jean Gilbert ogłosił planowaną ucieczkę. Na podstawie jego słów Komitet Bezpieczeństwa Powszechnego postanowił przesłuchać więźniarkę.
21 września 4 członków komitetu przyszło, aby przesłuchać Capetową. Na wszystko odpowiadała, że nie wie lub nie pamięta. Po tym, jak skończyli przesłuchanie, na jakiś czas Maria Antonina miała spokój, ale to dopiero była zapowiedź jej końca. 13 października około 18 weszli oficerowie żandarmerii oraz naczelnik więzienia. Kazali jej wstać i podążać za nimi. Miała stawić się przed Trybunałem Rewolucyjnym.
Sędzia Martial Herman miał zająć się jej sprawą. Był zresztą nowym przewodniczącym trybunału. Najpierw tego wieczoru odbyło się tajne przesłuchanie. W sali było ciemno, postawiono tylko parę świec, więc panowała aura tajemniczości, która miała złamać przestraszoną Austriaczkę.
Maria podczas przesłuchania wykazywała się odwagą oraz mądrością - to nie była kobieta, którą dało się manipulować. Każde jej zdanie odwoływało się do miłości swojego męża i syna do Francji. Przytoczę fragment odpowiedzi byłej królowej: "Dobrobyt Francji jest tym, czego pragnę ponad wszystko. Nie życzę Republice ani dobra, ani też zła [...] Nie będę niczego żałować, jeśli kraj mojego syna będzie szczęśliwy".
Po skończonym prywatnym przesłuchaniu Herman zapytał się, czy Maria Antonina będzie chciała mieć adwokatów przy publicznej rozprawie. Odpowiedziała twierdząco, ale szczerze mówiąc, adwokaci nie byli jej do niczego potrzebni. Nie było nawet czasu na przygotowanie obrony, gdyż proces rozpoczął się 14 października.
Oskarżona przyszła w czarnej sukience. Była słaba, ale spokojna. Miała dumne spojrzenie. Nie bała się szykan zebranego tłumu. Nie wzruszyła się, gdy powiedziano, że jej imię zostanie na zawsze potępione. Na pytania odpowiadała sumiennie i starannie dobierała słowa.
Niektóre pytania były absurdalne. Pytano się, czy pamięta Jeanne De La Motte i czy się z nią spotykała - to ta kobieta zamieszana w aferę naszyjnikową. Królowa odpowiedziała, że jej nie znała, co było zgodne z prawdą. Inne pytanie dotyczyło relacji z jej bratem, któremu miała wysyłać pieniądze i poufne informacje o Francji.
Jeden z powołanych świadków miał wymyślić sobie ckliwą historię. Jego żona miała pracować jako służąca w Wersalu. Widziała podobno sceny orgii, a co najgorsze widziała, jak królowa niszczy świętą kokardę rewolucyjną. Oczywiście Maria Antonina odpowiedziała, że nic takiego nie pamięta.
Szło jej zbyt dobrze, więc postanowiono wyprowadzić Austriaczkę z równowagi. Herbert miał wyjawić przed zebranymi, że królowa miała molestować własnego syna. Antonina miała zapytać się zdenerwowana, czy on to widział na własne oczy i zamilkła. Sąd zapytał się, dlaczego nie odpowiedziała na zarzut. Maria Antonina wtedy miała powiedzieć słynne zdanie: "jeśli nie odpowiedziałam, to dlatego, że sama natura odmawia odpowiedzi na taki zarzut postawiony matce".
Proces trwał do 23 i zrobiono przerwę. Następnego dnia o 8 rano teatr rozpoczął się na nowo i trwał do 3 w nocy. Ogłoszono wtedy chwilę przerwy, aby ława przysięgłych miała czas na wybranie jednej z dwóch odpowiedzi: winna lub niewinna. Na godzinę Maria Antonina została zabrana do celi. Gdy wróciła, usłyszała wyrok: "Trybunał, zgodnie z jednomyślnym orzeczeniem ławy przysięgłych [...] skazuje Marię Antoninę, wdowę po Ludwiku Kapecie, na karę śmierci! [...] Na wniosek prokuratora publicznego zarządza się, aby niniejszy wyrok sądu został wykonany na Place de la Revolution".
Nie pokazała żadnych emocji, nie zmieniła wyrazu twarzy. Zabrano ją znowu do celi. Pozwolono jej napisać pożegnalne listy oraz zjeść śniadanie. Nie chciała jeść. Przecież i tak zaraz miała umrzeć. Kat obciął jej włosy i związał boleśnie ręce. Chwilę przed przyjazdem na plac kaźni poprosiła, aby na chwilę ją rozwiązać, ponieważ musiała się załatwić. Nawet tutaj musiała doświadczyć upokorzenia. Powiedziano, że ma się załatwić w kącie przy wszystkich.

Maria Antonina,.Adolf Ulrik Wertmüller, 1788
Maria Antonina opuszcza Conciergerie, Georges Cain, 1885

Brak komentarzy: