Felieton ukazał się w tygodniku „Sieci”.
75 lat temu, 11 grudnia 1942 r., w Łodzi zaczął działać obóz koncentracyjny dla polskich dzieci. Ten stworzony przez Niemców lager nosił nazwę „obozu prewencyjnego dla młodych Polaków”. Warto jednak podawać tę nazwę po niemiecku: „Polen-Jugendverwahrlager der Sicherheitspolizei in Litzmannstadt”, aby jeszcze dobitniej podkreślić, kto stał za stworzeniem tego miejsca kaźni i morderczej pracy dla dzieci polskich.
Teren wytyczono na obszarze łódzkiego getta i funkcjonował on do samego końca niemieckiej okupacji, czyli do 19 stycznia 1945 r. Więziono tam nawet maluchy dwuletnie, najstarsze dzieci miały po 16 lat. Nie da się bez emocji opisać tego, co przechodziły – bicie, praca ponad siły, także w najgorszych warunkach pogodowych, apele, kary, śmierć.
Himmler uzasadniał stworzenie tego piekła biedą, „zaniedbaniem młodzieży polskiej” (!), „nieprawdopodobnie prymitywnym standardem życia Polaków” oraz tym, że „dzieci polskie, wałęsające się bez jakiegokolwiek nadzoru i zajęcia, handlują, żebrzą, kradną, stając się źródłem moralnego zagrożenia dla młodzieży niemieckiej”. Powoływanie się na „moralne zagrożenie” ze strony ofiar to szczyt zbrodniczego sposobu myślenia Niemców.
Dzisiejsza polityka historyczna Niemiec zasadza się na podobnej, kłamliwej zasadzie – nie tylko ucieczki od odpowiedzialności, lecz w dodatku obarczenia współwiną swoje ofiary za okropieństwa II wojny światowej. Szkalowanie Polaków to sięganie do metod Himmlera. Przypomnijmy zatem Niemcom choćby jednego ich więźnia, jedno „zagrożenie moralne dla niemieckiej młodzieży”. Było to trzyletnie dziecko zabrane z sierocińca w Katowicach i przyjęte do obozu. Uzasadnienie przyjęcia brzmiało: „Jest kaleką. Trudne do wychowania, trzęsie głową, moczy łóżko, ma skłonności do kradzieży”.