Dla tego, który szuka znaków, nigdy ich nie zabraknie, dla tego, który nie szuka, nie znajdzie się ani jeden.
Problem dowodu na istnienie duszy, Boga, całego porządku nadprzyrodzonego jest stary jak świat. Znamienne (i wcale, jak może się okazać, nie takie oddalone od rzeczywistości) jest istnienie rozbudowanego systemu argumentacyjnego nie tylko na to, że dusza i Bóg istnieją, ale także dowodzącego ich nieistnienia. Dlaczego?
Aby przystąpić w ogóle do tej kwestii, konieczne jest pochylenie się nad pewną trudnością typową dla języka polskiego. Trudności ta rozbija się o słowo "dowód". Pasuje ono do badań nauk ścisłych, jednak w problematyce metafizycznej, a do takiej należy problem istnienia świata niematerialnego, słowo dowód jest wprawdzie językowo prawidłowym i dopuszczalnym, jednak mocno niefortunnym.
Dowód - właściwy naukom ścisłym ma charakter powtarzalnego, zobiektywizowanego badania, zaś argument - właściwy badaniom metafizycznym ma raczej naturę logicznego wnioskowania, które na drodze dedukcji dociera do pewnych faktów. Metafizyka bowiem posiada własne metody badawcze (odrębne niż nauki ścisłe), które pozwalają na wyłożenie pewnej logicznej, racjonalnej argumentacji. Nadmienić trzeba, że argument, choć posiada inna moc, to dotyczy zjawisk równie realnych i osadzonych w rzeczywistości co dowód w naukach ścisłych. Odrzucić więc należy na wstępie, istniejące błędne przekonanie, że metafizyka ma charakter nieracjonalny i uczuciowy. Więcej, historycznie to właśnie metoda badawcza metafizyki stanowi idealny przykład próby obiektywizacji poszukiwań i dociekań - pień na którym wzrosły dzisiejsze nauki ścisłe.
Z tego obrazu sprawy wypływa istotny fakt - poważnym błędem jest mieszanie metod (właściwych naukom ścisłym i metafizyce) w ocenie zjawisk z zakresu tych dwóch dziedzin. Zarówno sensu nie ma opis zjawisk ścisłych metodą metafizyczną np. filozoficzna koncepcja praw fizyki Arystotelesa (w efekcie jak się okazało sprzeczna z dynamiką Newtona), jak i w przypadku analizowania metodą nauk ścisłych spraw metafizycznych, takich jak istnienie Boga. Gdy dla pierwszego problemu jest to dziś sprawa marginalna, tak dla drugiej kwestii przykłady można mnożyć. Poprzez ten kardynalny błąd metodologiczny, niezależnie od złożoności dalszego wywodu, zerową wartość będą miały zarówno biologiczne wywody o istnieniu Boga, autorstwa Richarda Dawkinsa, jak i słynny sowiecki plakat, z uśmiechniętym Gagarinem, raportującym z przestrzeni kosmicznej - "Boga niet".
Jest jednak coś, a w zasadzie ktoś, kto te dwa porządki łączy. Jest to rzecz jasna Człowiek. W gruncie rzeczy już sam fakt, że człowiek, istota osadzona w świecie materialnym, naukowo poznawalnym bada sprawy metafizyczne i je przeżywa, dobitnie świadczy o jego materialno-duchowej naturze. To czego nie widać jest jednak zawsze w jakimś stopniu niewiadomą i przedmiotem wątpliwości. Tu z pomocą stają pewne znaki istniejące na styku świata materialnego (świat dowodów) i świata duchowego (świat argumentów). To właśnie te znaki wypełniają treścią słowa otwierające ten artykuł "Dla tego, który szuka znaków, nigdy ich nie zabraknie, dla tego, który nie szuka, nie znajdzie się ani jeden. "
Nim jednak przystąpi się bezpośrednio do owych znaków, znów konieczne wydaje się pewne dopowiedzenie.
Co już między wierszami wybrzmiało, istnieje pewna różnica pomiędzy niewiarą (np. w Boga czy niematerialną duszę), a niewierzeniem. WIARA/NIEWIARA są nazwaniem pewnego stanu wynikającego z uprzedniej refleksji, którą umie się uargumentować. Sam akt wiary czy też niewiary, skoro opiera się na metafizycznych argumentach, jest efektem czynności, jaką jest wierzenie. WIERZENIE/NIEWIERZENIE to faktycznie nazwa pewnej czynności. Gdy wiara/niewiara odnosi się do pewnego faktu (np. wspomnianego istnienia Boga), to wierzenie wcale nie dotyczy tego, wierzenie to nie poglądy, lecz czynność - akt intelektu mówiący w ogóle o podjęciu refleksji w tematyce metafizycznej. Natura ludzka w stanie wyjściowym nie ma w sobie ani gotowej wiary, ani niewiary. Z natury swojej szuka i jest w niej najwyżej pewna skłonność do wierzenia (wnikania w sprawy metafizyczne). Przejawia się ona choćby w postaci powszechnej pierwotnej religijności ludzi. Jednak od magii, zabobonów, religii pierwotnych jest daleka droga do dojrzałego umocowanego w logicznym wynikaniu aktu wiary, lub niewiary.
Jest też jeszcze kwestia niewierzenia. Niewierzenie to całkowite niepodejmowanie refleksji na tematy wyższe. Niewierzenie to tak często dziś obserwowane odrzucenie spraw duchowych np. na tle sytej materialistycznej ignorancji, podlanej dodatkowo kpiną z wiary (podczas gdy w rzeczywistości w ogóle się nie poruszyło jej tematu, a odniosło najwyżej do jakiś pierwotnych przejawów czyjegoś wierzenia). Często, niewierzenie jest utożsamiane z niewiarą, lecz w gruncie rzeczy zdecydowana większość deklaratywnych ateistów (deklarujących niewiarę), tak naprawdę należy do grona osób uwikłanych w płytkie niewierzenie. To ci, którzy nigdy z tematem wiary jako takiej, nie mieli absolutnie nic do czynienia. W gruncie rzeczy, nie tak łatwo okazać się prawdziwym ateistą, zwłaszcza gdy na horyzoncie do niezaprzątania sobie głowy sprawą wiary i niewiary zachęca nie refleksja, lecz bożek materializmu i wygody.
Co zatem gdy już człowiek podejmie się wierzenia (szukania), może okazać się pomocne w poszukiwaniu argumentów dla przyjęcia wiary i odrzucenia niewiary? Gdzie szukać znaku, tak aby się odnalazł?
Poza klasycznymi argumentami (pięć dróg Św. Tomasza, argument ontologiczny Św. Anzelma, te zresztą nieraz na Naturalnie gościły), chyba warto rzucić okiem na wspominane pogranicze świata nauk ścisłych i metafizyki. Spróbować nie tyle uchwycić (to niewykonalne) w świecie materii elementy duchowe, co odnaleźć w tym świecie efekty (fenomeny) oddziaływania nań świata duchowego.
Istnieje szereg tego typu argumentów za istnieniem porządku nadprzyrodzonego. Wystarczy wspomnieć chociażby opisywane już kiedyś na Naturalnie badania pogranicza życia i śmierci na bazie doświadczenia śmierci klinicznej - https://www.facebook.com/InnaApologetykaKatolicka/photos/240227593583327 (swoją drogą badanie AWARE II, wspominane w zalinkowanym tekście, zapowiadane na 2020 rok, z powodu pandemii nie doszło do satysfakcjonującego finału i dopiero będzie miało kontynuację, o której na Naturalnie jeszcze pewnie kiedyś będzie można przeczytać).
Do fenomenów z pogranicza świata niematerialnego zaliczyć można także np. opisywane u mistyków stygmaty, dalej zjawiska towarzyszące egzorcyzmom. Interwencji nadprzyrodzonej można dopatrywać się także w wydarzeniach historycznych, takich jak wyjście (zbieżne z wielką krucjatą różańcową) Sowietów z Austrii w 1955, które po ludzku i w świetle gry politycznej wydawało się niewykonalne.
Tylko co z tego? Każdy z tych argumentów można sobie zracjonalizować – faktycznie dla tego, który nie chce widzieć znaków nie znajdzie się ani jeden.
Stygmaty? Nawet po wykluczeniu zwykłego fałszerstwa, dają się wytłumaczyć biologicznymi mechanizmami. Jak wskazywał profesor Antoni Kępiński, w swoim opracowaniu o schizofrenii, w stanie hipnozy (a zatem pewnym stanie ingerencji przyrodzonej, a nie nadprzyrodzonej) można wywołać u pacjenta pewne objawy somatyczne, w tym także otwarte rany, czy zmiany rytmu serca.
Egzorcyzmy? Przecież „zaburzenie transowe i opętaniowe” funkcjonują w oficjalnych klasyfikacjach psychiatrycznych.
Niepodległość Austrii? Od początku mówiło się, że po prostu podczas rokowań w Moskwie, austriacki minister Leopold Figl miał mocniejszą głowę i pijany Chruszczow w końcu podpisał co trzeba...
Cała tajemnica znaków polega na tym, że te wytłumaczenia, nawet jeśli są prawdziwe, to nic nie zmieniają. Dlaczego?
Bóg, kwestie duszy, cały porządek nadprzyrodzony to nie sprawy magiczne, to rzeczywistość, choć niewidzialna, to jednak realna. Wpływa zatem w sposób realny, a nie czarodziejski na otoczenie. Wpływ ten ma więc zasadniczo miejsce poprzez mechanizmy zupełnie naturalne, a nadprzyrodzoność spoczywa nie w metodzie działania, a w źródle przyczyny.
Stygmaty? Faktycznie mogą powstać na drodze oddziaływań psychicznych. Jednak jeśli dusza i ciało, te dwa pierwiastki znajdujące się w jednym człowieku, oddziałują na siebie, to czy przypadkiem nie jest tak, że mistyczny stan niematerialnej duszy, odciska się na psychice i objawić się może za jej pośrednictwem np. jako stygmaty. Choć teoretycznie może być to kwestia przypadku, to jak wytłumaczyć konkretny moment pojawiania się tychże stygmatów? Kto świadomie sam może, nawet przy silnej woli, sprawić, że zostanie w wybranym momencie stygmatykiem?
Egzorcyzmy? Opętania objawowo zostały opisane przez medycynę, ale czy to, że objawy ciała są czymś fizycznie mierzalnym, wyklucza przyczynę umieszczoną w świecie duchowym? Dlaczego na opętanego w toku egzorcyzmów działa już myślna modlitwa egzorcysty, o której nie może jeszcze wiedzieć, gdyż odbywa się „po cichu w głowie” np. podczas zwykłej pierwszej rozmowy, bez poinformowania go.
Niepodległość Austrii? To faktycznie może być przypadek, że krucjata różańcowa (nawiązująca do objawień z Fatimy) zbiegła się z przełomem w rozmowach z Sowietami. Przypadkiem może być data 13 kwietnia, kiedy to w "dniu fatimskim" osiągnięto wstępne porozumienie z ZSRR, przypadkiem może być podpisanie traktatu o opuszczeniu Austrii przez Armię Czerwoną w maju (miesiącu maryjnym), oraz przypadkiem wyjście wojsk Sowieckich w październiku (maryjnym miesiącu różańcowym). Faktem może nawet okazać się przypadek, mocniejszej głowy austriackiego ministra od sowieckiego pierwszego sekretarza (choć to akurat byłby najprawdziwszy cud!). Czy jednak można przejść obojętnie wobec takiej masy "zbiegów okoliczności"? Czy można i czy warto bronić się przed szukaniem znaków?
Sceptycy zapewne umieszczą całą tę problematykę w obszarze działania ludzkiej psychiki, podświadomości, zbiegów okoliczności i pokrewnych wytłumaczeń. (Na marginesie to zabawne, bo psychika ludzka jest w gruncie rzeczy podobnie tajemnicza jak metafizyka, bo ani nie jest widzialna, ani w badaniach eksperymentalnych nie podlega naukowej powtarzalności.) Pokazuje to jednak, że faktycznie - "dla tego, który szuka znaków, nigdy ich nie zabraknie, dla tego, który nie szuka, nie znajdzie się ani jeden, choćby był ewidentny."
Tak, można wszystko sobie zracjonalizować, nawet wbrew rzeczywistej logice, można na siłę utwierdzić się w wygodnym niewierzeniu. Dlaczego? No właśnie pewnie z tej wygody, a także ze strachu przed wejściem w akt wierzenia. Bowiem przy całym swym bogactwie, zawiera też on w sobie niewątpliwe trudności - zmusza do życia prawdzie, głęboko... pełnią Człowieczeństwa.
Może jednak warto?
Rzeźba: "Santa Cecilia (Męczeństwo świętej Cecylii)", Stefano Maderno, 1600.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz