2 lutego 1943 roku w małopolskiej wsi Imbramowice Niemcy dokonali mordu na 50-60 osobach narodowości romskiej.
Ofiarami zbrodniarzy stali się Romowie, których tabor zatrzymał się w tej miejscowości około miesiąc wcześniej, a który znalazł pomoc i zakwaterowanie u polskich rodzin. Utrzymanie taboru należało do romskich kobiet, które handlowały odzieżą sprowadzaną z Czech i Węgier, a nawet trudniły się żebractwem.
2 lutego 1943 roku do wsi przybyła niemiecka ekspedycja karna (tu istnieją spore sprzeczności, ponieważ świadkowie twierdzą, że była to specjalna jednostka policyjna Jagdkommando, a nawet żandarmeria niemiecka wspomagana przez polskich granatowych policjantów).
Był to dzień, w którym romskie kobiety akurat udały się po nowy towar. We wsi zostali prawie sami romscy mężczyźni oraz dzieci. Zbrodnia zaczęła się od tego, że do sadu polskiego gospodarza, który zakwaterował największą ilość Romów spędzono grupę polskich chłopów, którym rozkazano wykopać zbiorowy grób o wymiarach 6×6 metrów. Mordowanie rozpoczęto jeszcze w trakcie kopania mogiły. Osoby dorosłe ustawiano czwórkami i rozstrzeliwano, dzieciom rozbijano głowy o narożnik budynku. Dodatkowym bardzo dramatycznym epizodem tej tragedii jest fakt, że grupę Romów, którzy ukryli się w piwnicy swojego protektora obrzucono granatami.
Poniżej przedstawiam wspomnienia mieszkanki Ibramowic Józefy Orczyk opublikowane w roku 1968 w książce pt "Chleb i krew".
" Przyszedł już rok 1943, a końca wojny nie było widać. Nadal oddawaliśmy Niemcom krowy na mięso, mąż woził drzewo z lasu i oddawał zboże. Z Żydami wkoło uciszyło się. Teraz zaczęto mówić, że Szwaby biorą się za Cyganów. Ale w naszej wsi był spokój. Jak dawniej, tak i w tę zimę rodziny cygańskie przeniosły się z lasu do gospodarzy. Było ich bardzo dużo, więcej aniżeli w ubiegłych latach. Cyganie grali w karty, a Cyganki chodziły po prośbie, a niektóre wyprawiały się po ciuchy aż do Czech i Węgier. 2 lutego Niemcy przyjechali na Górną Kolonię w Imbramowicach. Byli uzbrojeni i nieśli pozapalane pochodnie. Wystraszeni Cyganie nawet nie próbowali uciekać. Niemcy zastali przede wszystkim mężczyzn i dzieci, gdyż kobiety właśnie poszły po ciuchy. Zebrali wszystkich, ustawili czwórkami i strzelali do nich. Był między nimi też jeden Żydek, przechrzta, który się u nas we wsi ożenił. Jego także złapano, ale on z uformowanej czwórki uciekł. Policja, która towarzyszyła Niemcom strzelała do góry, a Niemcy nie mogli go trafić i szczęśliwie uciekł cało. Na miejscu egzekucji słychać było wrzaski, jęki i płacze. Spędzeni ze wsi chłopi musieli kopać dół w sadzie Jana Brzychcyka, który trzymał najwięcej Cyganów. Drudzy kładli trupy na fury i zwozili je do ogrodu. Później wrzucano trupy do dołu. Dużo wśród cyganów było rannych. Wstawali i szli na kolanach, ruszali nogami i rękoma, krzyczeli ale wszystkich bez wyjątku wrzucano do wspólnej mogiły i zaraz zakopywano ziemią. Zabito tego wieczora czterdzieści trzy osoby. Na drugi dzień przyszli do wsi ci Cyganie, którzy uciekli. Niemcy ich schwytali i odwieźli do Wolbromia."
Fotografia przedstawia miejsce zbrodni.
Boguś
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz