W PRZEMILCZANĄ 85 ROCZNICĘ ----------------------------- DRAŻLIWY POMNIK Historia magistra vitae ... W stosunkach polsko-czeskich ostatnich czasów są dwie daty, których ta sentencja dotyczy w sposób szczególny. Jest to przemilczana coraz bardziej z upływem lat, zarówno w Polsce jak i w Czechach data 23 stycznia 1919 oraz wypaczana pod względem faktów data 2 października 1938 – przy konsekwentnym uchylaniu się od opublikowania w Czechach dokumentów z nią związanych. Z tych powodów podajemy tu m.in. najpierw zwięzłą kwintesencję cytatów z części korespondencji Benesz – Mościcki z września 1938, następnie krótkie omówienie podstępnej napaści wojsk czeskich na Polskę zapoczątkowanej 23 stycznia 1919, a na zakończenie pełny tekst wykorzystanych dokumentów z omawianej korespondencji z r. 1938, których oryginały w języku francuskim zdeponowano w archiwum byłego Instytutu Historii Komunistycznej Partii Czechosłowacji (A.Ú.D.K.S.Č- T. „Polskie noty i pertraktacje”) w Pradze – vide też archiwum MSZ - w Warszawie. Jak to w rzeczywistości było w r. 1938 z tą rzekomą „polską okupacją Zaolzia”? Czy była ona konsekwencją ustaleń monachijskich, jak po II wojnie światowej utrzymywały czynniki oficjalne, karząc za to polskie organizacje na Zaolziu konfiskatą ich, do dziś, nie oddanego im mienia? W dniu 22.9.1938, a więc na cały tydzień przed „Monachium” – czyli dyktatem monachijskim Benesz pisał do Mościckiego: ... „Przedkładam ... w imieniu ... Państwa Czechosłowackiego ... propozycje ... wyrównania ... problemu polskiej ludności w Czechosłowacji. Pragnąłbym ułożyć tę sprawę na płaszczyźnie zasady rektyfikacji granic.” Mościcki w odpowiedzi do Benesza w dniu 27.9.1938 (a więc na dwa dni przed „Monachium”): ... „Również ja jestem zdania, że ... wysuwa się ... na pierwszy plan decyzja w sprawie kwestii terytorialnych, które w ciągu niemal 20 lat uniemożliwiały polepszenie atmosfery między naszymi krajami.” Czeski minister spraw zagranicznych Krofta do polskiego ambasadora Papée 30.9.1938 (w dzień po „Monachium”): „Zapoznałem się z treścią noty z 27 września, w której Wasza Ekscelencja proponuje ... zawarcie ... umowy, normującej ... sprawę terytorium, zamieszkałego przez ludność narodowości polskiej . .. Rząd Czechosłowacki chciałby podkreślić, że chodzi tu o akt dobrej woli wynikający z jego własnej inicjatywy i własnej decyzji....” „Zostałaby ... utworzona ... komisja polsko-czechosłowacka.. Komisja ta uformowałaby kwestię ... przesiedlenia .. ludności...” ...Zostałby ustalony termin, w którym powinno nastąpić przejęcie terenów.... przejęcie terenu mogłoby nastąpić najwcześniej 31 października, a najpóźniej 1 grudnia” (1938 r.!). Z uwagi na to, że są to cytaty z pism osób najbardziej miarodajnych w sprawie powrotu Zaolzia do Polski w r. 1938 oraz wychodząc z ewidentnego faktu, że ich zestawienie nie przeczy wymowie odnośnych dokumentów, należy stwierdzić: To strona czeska, na cały tydzień przed tzw. Monachium, jako pierwsza i z własnej inicjatywy zaproponowała Polsce przejęcie - a więc nie okupację! – Zaolzia. To ona wysunęła propozycje wysiedlenia ludności czeskiej z tego terenu, proponując jednak terminy, w których hitlerowskie Niemcy miałyby dosyć czasu, by przy okazji zajmowania Sudetów weszły na Zaolzie przed polskim wojskiem i zyskały kartę przetargową o Gdańsk i „korytarz”. Polskie ultimatum z końca września 1938 r. w wyniku którego Wojsko Polskie, tylko o 29 dni wcześniej, niż proponowali Czesi, weszło na Zaolzie 2 października 1938 bez jedynego wystrzału, bez przelania jednej kropli krwi, witane przez ludność łzami szczęścia i kwiatami, przedłużyło życie wielu Polakom zaolziańskim niemal o jeden rok, gdyż o tyle później weszli na Śląsk Cieszyński niemieccy gestapowcy! Opisane targi o terminy zwrotu Zaolzia odsłaniały powyżej wymienione intencje Benesza i stały się ostatecznie przejrzyste już od połowy II wojny światowej, po zerwaniu przez niego w Londynie polskiej inicjatywy konfederacji polsko-czeskiej. Świadczy o nich również i to, że w r.1945, w oparciu o tzw. dekrety Benesza władze czeskie, pod fałszywym zarzutem „partycypacji” w zdradzie monachijskiej stawianym Polakom na Zaolziu, bezprawnie skonfiskowały polskim organizacjom zaolziańskim ich mienie społeczne, celowo likwidując podstawy materialne bytu narodowego. Przyczyniło się to m.in. do radykalnego (czterokrotnego w okresie 1920 – 2000) zmniejszenia liczebności ludności polskiej na tym terenie. Należy tu podkreślić, że państwo czeskie po dzień dzisiejszy nie oddało polskiemu społeczeństwu zaolziańskiemu ani tego mienia, ani jego równowartości, choć jako państwo prawa, aspirujące do członkostwa w Unii Europejskiej dawno powinno było to uczynić. Przypomnieć tu trzeba zapewnienia pod adresem ludności polskiej ze strony czeskich urzędów, które się tam w r. 1920 instalowały: „Polacy, myśmy tu nie przybyli po to, aby was wynarodowić!”. Jak wynika z przytoczonych faktów to nie Polacy wbili Czechom nóż w plecy w r. 1938. To Czesi wbili go Polakom w r. 1919 poprzez napaść zbrojną na ich południowe rubieże w chwili antypolskiej agresji na Wschodzie ze strony bolszewickiej Rosji. W trakcie tej czeskiej napaści przelano krew, ginęli bezbronni polscy jeńcy, zakłuci bagnetami. Jaki był – w skrócie - przebieg tej podstępnej akcji od dnia 23 stycznia 1919? Tego dnia, około godz. 10 rano, przyjechali do Cieszyna. Wszyscy dla niepoznaki w mundurach alianckich: dwaj Czesi i trzech oficerów obcych. Udawali, że występują z upoważnienia dowództwa alianckiego, co zostało później przez to dowództwo zdementowane. Pomimo uzgodnionej uprzednio etnicznej delimitacji granic na obszarze Księstwa Cieszyńskiego zażądali od polskiego dowódcy, płk. Latinika natychmiastowej ewakuacji, wojsk polskich z całego obszaru księstwa. Warto przy tym zaznaczyć, że polskie siły były tam już wtedy mocno uszczuplone w wyniku przemieszczenia części pododdziałów do obrony Lwowa. W tym samym czasie już wojska czeskie, nie czekając na wyniki negocjacji w Cieszynie, nacierały od północy na ważny węzeł kolejowy w Boguminie, rozpoczynając z zaskoczenia walkę o cały Śląsk Cieszyński. Pod Skoczowem zostały jednak rozbite. Wycofały się niestety tylko za Olzę, zyskując w ten sposób bogate tereny przemysłowe. Kiedy Polska była nadal szarpana na Wschodzie przez bolszewików i nie miała pola manewru, Czesi dyplomatycznymi targami wymusili dla siebie to terytorium, podobnie jak w roku 1945, gdy otrzymali je z rozkazu Stalina dzięki służalczości Benesza. Za Olzą pozostało w r. 1920 ok. 150 tysięcy Polaków w ok. 90 miejscowościach z lokalną większością polską w przedziale od 70 % do 95 % liczby mieszkańców. Pod czeską dominacją liczba ta, w wyniku dyskryminacji, wynaradawiania i braku ochrony ze strony PRL oraz obecnej III RP stopniała do r. 2000 w drastyczny sposób prawie czterokrotnie do około 39 tysięcy. Taki los spotkał tę cząstkę Narodu Polskiego, której niepodległość była dana tylko na 11 miesięcy w 1938 r., choć o nią walczyła zarówno w legionach za I wojny światowej, jak i w partyzantce w latach II wojny światowej. Zastanówmy się, co w świetle tych rozważań wiedzą Polacy i Czesi o relacjach Polska – Czechy Anno Domini 2004 ? Czy słyszeli, że ambasador Republiki Czeskiej, kilka lat temu, na spotkaniu w Uniwersytecie Warszawskim publicznie wyraził pogląd, że napaść Czechów na Polskę w r. 1919 była błędem? Oczywiście było to pod koniec lat dziewięćdziesiątych 20 wieku i stanowiło wyraz poprawności politycznej, o którą południowi sąsiedzi Polski zawsze dbali. Opowiadanie się po stronie bolszewików właśnie przestało być politycznie poprawne. Jeśli jednak chodzi o rok 1938 i wejście wojsk polskich na Zaolzie – Pan Ambasador zdecydowanie podtrzymał potępienie polskiej akcji. Czy wtedy nie był świadom stanowiska, jakie oficjalnie w tej sprawie zajmował pod koniec września 1938 sam prezydent Benesz - stanowiska, zacytowanego na początku artykułu? „Niepodległość nie jest Wam raz na zawsze dana !” Te słowa brzmią jak memento, aktualne zarówno dla Polaków, jak i Czechów. Fakty przytoczone powyżej, świadczą o fatalnym dla obu narodów ukierunkowaniu międzywojennej polityki czeskiej. Lecz czy dziś jest ona już inna? Słowa te są również wyrazem oceny wniosków płynących z naszej historii, współczesności i perspektyw naszej przyszłości. Gdy zostały wypowiedziane, miały chyba zadziałać jak strumień otrzeźwiający wybuch niepodległościowego i wolnościowego entuzjazmu w kraju, który stał się w latach osiemdziesiątych minionego stulecia kolebką Solidarności, ruchu zmieniającego w konsekwencji Europę (o czym już dawno narody postronne zapomniały). Zostały wypowiedziane w Ojczyźnie przez tego Człowieka, który już ćwierć stulecia niestrudzenie przemierza kraje i kontynenty, pomagając ludziom przezwyciężać lęk, niosąc nadzieję i wiarę w przyszłość. Czy te słowa, wypowiedziane przez Niego - dziś, po tylu latach, straciły coś na swej aktualności? Jaka jest np. gwarancja ochrony naszych niezbywalnych praw narodowych w Unii Europejskiej? Łączy się to niewątpliwie z głośną od niedawna sprawą projektu traktatu konstytucyjnego Unii Europejskiej (UE). Niezadowolone media niemieckie podają, że zamiast spodziewanej, podniosłej uwertury na rozpoczęcie „wspaniałej symfonii współistnienia 25 krajów” we wspólnej Europie, m. in. z powodu Polski zagrano w Brukseli requiem. To powinno nas skłonić do refleksji. Nie wchodząc w to, czy nie będzie naruszona suwerenność narodowa nowych przystępujących do UE członków oraz w inne ważne problemy, o czym będzie się można przekonać z autopsji po wstąpieniu po 1 maja 2004, jedno na podstawie faktów już dziś można z całą pewnością powiedzieć: Unia Europejska nie ma działającego systemu gwarancji i monitoringu praw człowieka – w szczególności praw mniejszości narodowych. Konwencja ramowa Rady Europy o ochronie mniejszości narodowych, która ma temu służyć, jest oparta w kwestii ich gwarancji i monitoringu na fałszywych założeniach. Świadomość szkodliwości takiego stanu rzeczy istnieje zarówno w Brukseli, jak i w Strasbourgu. Zdają sobie z tego sprawę siły niepodległościowe w Warszawie. Podejmują kroki, by to zmienić. Będzie to zmienione lecz niedobrze, że tak późno! Czy nie jest to uwertura tego, co czeka nas w UE? Czy przestroga: Niepodległość nie jest Wam raz na zawsze dana nie zaczyna być alarmująca? Obserwowane otępienie narodowe, które leży u podstaw polskiej akcesji do Unii Europejskiej przy równoczesnym lekceważeniu żywotnych interesów Narodu Polskiego ma uzasadnione przyczyny. Zastanówmy się, jaki jest nasz stosunek do tych, co w walce o odzyskanie niepodległości i wolności położyli swe życie. To nie tylko brak właściwej oświaty. To również brak doinformowania. Znakomitym – choć niestety nie odosobnionym przykładem - może tu być Cieszyn, jedno z najstarszych polskich miast. Jego ponad tysiącletnią tradycję przypomina tablica pamiątkowa z napisem „Roku 810 wiaropodobne założenie miasta Cieszyna.” Mówiono o tym mieście i całym księstwie cieszyńskim, że to opoka patriotyzmu, o którą rozbiły się ponad sześćsetletnie próby wynaradawiania ludności. Z dzisiejszej zaolziańskiej części tego miasta, z Parku Sikory, zajętej później przez Czechów, wymaszerował 21 września 1914 Legion Śląski, by na froncie walczyć o Polskę. 20 lat później, 28 X 1934, został w polskiej części Cieszyna poświęcony pomnik dla uczczenia pamięci poległych legionistów, wzniesiony u stóp piastowskiego zamku. Przetrwał zaledwie 5 lat. Zniszczyli go Niemcy po zajęciu miasta już w pierwszym dniu wojny - 1 września 1939. Wiadomo, to wróg zniszczył ten wyraz pamięci narodowej, świadectwo historii dla nowych pokoleń. Bardziej zatrważające jest jednak to, co stało się po roku1989. Pomnika nie tylko nie odbudowano, lecz na początku lat dziewięćdziesiątych zburzono nawet cokół, na którym stał przed wojną ten symbol zwycięstwa - cieszyńska Nike – postać kobieca z szablą wyciągniętą w geście obronnym, upamiętniająca poświęcenie tych, co za nas polegli. Dokładnie w tym miejscu umieszczono pokaźny znak informacyjny „WC”, który przetrwał do końca roku 2002.
Pomnik Legionów nad Olzą
Zamiast Pomnika - WIZYTÓWKA (czyja?) Wtedy nareszcie protesty mieszkańców i krytyka prasowa zmusiły władze miasta do jego usunięcia. Pomimo starań Społecznego Komitetu Odbudowy Pomnika Legionistom Ślązakom Poległym za Polskę, do dziś nie uzyskano od decydentów potrzebnej zgody na rekonstrukcję tej pamiątki. Nieoficjalnie wiadomo, że przeciw odbudowie pomnika protestują Czesi, którzy uważają go za prowokację wymierzoną w siebie za zajęcie Zaolzia w r. 1919. Czyżby przestroga: Niepodległość nie jest Wam raz na zawsze dana – trafiła jak ziarno na skałę. To smutne, że Ci co położyli swe życie za wolność są w ten sposób hańbieni, a żywi tak kształtowani. Przypomina się w tym miejscu memento znad bramy zakopiańskiego cmentarza: OJCZYZNA TO ZIEMIA I GROBY. NARODY TRACĄC PAMIĘĆ TRACĄ ŻYCIE. W mijającą 23 stycznia 2004 r. 85 rocznicę podstępnej napaści Czechów na Polskę, w chwili gdy walczyła ona na Wschodzie o swój byt państwowy a zarazem w świetle cytowanej korespondencji Benesz- Mościcki z r. 1938, zastanówmy się, czy Czesi mają jakąkolwiek podstawę do protestu przeciw odbudowie pomnika polskich Legionistów w Cieszynie, w suwerennym państwie polskim?
KONKLUZJE: Przypominając kolejną rocznicę tragicznych wydarzeń między obydwoma krajami należy stwierdzić, iż wskutek przemilczania wymienionych ważnych faktów historycznych i dalszego ich fałszowania, choćby w cyklu audycji, zainaugurowanym niedawno przez czeską TV w Ostrawie, rzeczywiste relacje między społeczeństwami Czech i Polski, zwłaszcza na spornym pograniczu, nie ulegają poprawie a wzajemna niechęć narasta. W kształtującym się obecnie układzie stosunków europejskich, wobec wyraźnej tendencji do dominacji wielkich europejskich potęg gospodarczych nie tylko Polacy mieliby sobie uświadomić, że niepodległość nie jest raz na zawsze dana. Praca zesp. - red. Alicja Sęk |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz