Zabijała własnoręcznie więźniów, maltretowała ich, skazywała na śmierć lub zsyłała do domów publicznych, funkcjonujących na terenie obozu - SS-Lagerführerin Maria Mandl - kobieta, nieokazująca litości nawet noworodkom, które ginęły od uderzeń, z głodu lub w płomieniach.
𝐌𝐚𝐫𝐢𝐚 𝐌𝐚𝐧𝐝𝐥 vel 𝐌𝐚𝐧𝐝𝐞𝐥 - ikona niemieckich ośrodków zagłady była "świetną, elegancką, bardzo ładną, prowadzącą auto lub na ładnym koniu, panią życia i śmierci tysięcy zaszczutych häftlingów". Z pejczem w dłoni, bronią palną na ramieniu, owczarkiem niemieckim przy nodze, wzbudzała strach pośród więźniarek.
Maria urodziła się 10 stycznia 1912 roku w Münzkirchen w Austrii. Oboje rodzice – powie potem o nich – należeli do Kościoła katolickiego, byli religijni po chłopsku, chodzili w niedzielę do kościoła. Jesienią 1938 roku Maria objęła funkcję nadzorczyni w obozie koncentracyjnym na zamku Lichtenburg a w 1942 roku zapisała się do NSDAP.
"Mańcia Migdał", bo tak była nazywana przez więźniów, szybko pięła się w po szczeblach swej mrocznej kariery pracując w niemieckich obozach koncentracyjnych w KL Ravensbrück a potem w KL Auschwitz. U przełożonych z SS jej bezwzględna postawa budziła uznanie. Latem 1944 roku Mandl otrzymała Krzyż Zasługi Wojennej II klasy. Jesienią tego samego roku została przeniesiona do Mühldorf – podobozu KL Dachau.
Po klęsce III Rzeszy Maria Mandl próbowała się ukrywać. W sierpniu 1945 roku została aresztowana przez Amerykanów a rok później wydano ją Polakom. Wyrokiem Najwyższego Trybunału Narodowego z 22 grudnia 1947 roku została skazana na karę śmierci przez powieszenie.
Rankiem, w dniu 24 stycznia 1948 roku, na podwórzu więziennym stracono Mandl i dwadzieścia innych osób z załogi KL Auschwitz. Chociaż w protokołach z wykonania wyroku nie odnotowano tego, Austriaczka i były komendant obozu Arthur Liebehenschel tuż przed śmiercią mieli wykrzyknąć jednocześnie po niemiecku: Es lebe Polen! (Niech żyje Polska!)
W świetle ustaleń IPN, sprawiedliwość dosięgła tylko mały procent katów z prawie 10 tys. będących na usługach III Rzeszy. Niektórzy wciąż "czekają" na osąd.
zdj. domena publiczna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz