ORP " Groźny" 351

ORP " Groźny" 351
Był moim domem przez kilka lat.

poniedziałek, 23 listopada 2020

Zdaniem Jaczynowskiej utrzymanie przez Rzym posiadłości za Dunajem byłoby więc na dłuższą metę niemożliwe.

 #wydarzenie #historyczne

23.11.176 r.
Cesarz Marek Aureliusz odbył w Rzymie triumf po pokonaniu Germanów i Sarmatów.
Pora na chwalebne czasy cesarstwa wiec Ave Marek Aureliusz Antoninus... z tym cesarzem są związane kilka wydarzeń podczas wojen markomańskich. Wojny markomańskie były jednym z kilku największych konfliktów zbrojnych jakie rozegrały się w epoce antycznej. Z rzymskiego punktu widzenia, uwzględniającego zakres zniszczeń, które wywołały i stopień zagrożenia dla integralności państwa można by je porównać do takich wcześniejszych wydarzeń, jak np. druga wojna punicka lub najazdy Cymbrów i Teutonów z lat 113-101 p.n.e. Pomimo wszelkich trudności i poniesionych ofiar, Rzym okazał się zwycięzcą: w okresie wojen markomańskich państwo rzymskie stanowiło jeszcze potęgę światowego formatu. Zmagania z "barbarzyńcami" miały jednak stopniowo osłabiać imperium i przyczynić się do jego upadku. Każdy sądzę fan kina jak i filmów luźno powiązanych z historią kojarzy początkową scenę bitwy z Germanami.
Cóż... na pewno nie jedna bitwa miała z nimi wtedy miejsce. Nie mniej jednak na początek skuszę się o pokazanie Wam filmowego dowódcy czyli Maximus Decimus Meridus a tak na prawdę nie mający nic z nim wspólnego poza tym, że walczył w wojnach markomańskich i był jednym z ulubieńców agusta Marka Aureliusza... przedstawiam Wam Marka Noniusza Makryna był on dowódca kampanii wojennych cesarza Marka Aureliusza oraz rzymski prokonsul w Azji to tylko tyle... z historii w archeologii a tutaj fajna ciekawostka W 2008 roku włoscy archeolodzy odnaleźli grób generała – marmurowe mauzoleum Makryna odkopano nad brzegami Tybru w pobliżu miejsca, gdzie przebiegał rzymski trakt via Flaminia. Odrestaurowane mauzoleum w przyszłości ma się stać częścią udostępnionego dla turystów Parku Archeologicznego Via Flaminia. to Nr. 1 swego rodzaju.
Przyczyn wybuchu tak zwanych wojen markomańskich (lata 167–180 n.e.) historycy upatrują przede wszystkim w procesach migracyjnych i przemianach cywilizacyjnych, które w I i II wieku naszej ery miały miejsce na obszarach Europy Środkowej – zamieszkiwanej podówczas przez liczne plemiona barbarzyńskie. Owe wędrówki ludów stanowiły proces skomplikowany i dość długotrwały, choć najczęściej jest wiązany z wielką migracją plemion gockich i gepidzkich, które przemieszczały się z rodzinnej Skandynawii w kierunku Morza Czarnego. Wędrówka Gotów spowodowała na zasadzie reakcji łańcuchowej szereg ruchów ludnościowych i krwawych plemiennych konfliktów na obszarze niemal całej Europy Środkowej. Miejscowe ludy (przede wszystkim germańskie) wypierane przez gockich najeźdźców potrzebowały nowych terytoriów, stąd ich wzrok obracał się w kierunku bogatych ziem Imperium Rzymskiego.
Preludim:
W wojnach markomańskich wzięło udział wiele plemion o rozmaitych korzeniach etnicznych, sąsiadujących z Imperium Rzymskim wzdłuż granicy naddunajskiej. Kierowniczą rolę odgrywali jednak wśród nich germańscy Markomanowie i Kwadowie (stąd „wojny markomańskie”) oraz sarmaccy Jazygowie. Ci pierwsi zdołali na początku tysiąclecia stworzyć na obszarze dzisiejszych Czech i Moraw silne i nieźle rozwinięte państwo. Wojnę z Markomanami przygotowywał już cesarz August, lecz niespodziewana i katastrofalna klęska w Lesie Teutoburskim1 (9 rok n.e.), zmusiła go porzucenia ekspansjonistycznych planów. 80 lat później pierwszą wojnę z Markomanami i Kwadami (lata 89–92) – tym razem jednak obronną – musiał stoczyć cesarz Domicjan. Już wkrótce miało się okazać, że bliskość rzymskiej granicy znacznie przyspieszyła rozwój cywilizacyjny Markomanów. Umiejętnie podpatrując wyżej rozwiniętych sąsiadów zdołali nie tylko podnieść poziom rzemiosła, lecz również częściowo nauczyć się rzymskiej sztuki wojennej.
Najazdy Germanów i Sarmatów spadły na Imperium Rzymskie w wyjątkowo niesprzyjającym momencie. W owym czasie (lata 162–166) Rzym toczył na wschodzie ciężką wojnę z państwem Partów. Przebiegała ona ze zmiennym szczęściem. Na samym początku to Partowie odnosili zwycięstwa, wkraczając do rzymskiej prowincji Syrii i gromiąc tamtejsze – odwykłe od walki – legiony. Przeszedłszy do ofensywy (163–166) Rzymianie zdobyli Armenię i północną Mezopotamię oraz zniszczyli stolicę Partów – Ktezyfont. Straszliwa zaraza zdziesiątkowała jednak legiony i zmusiła rzymskich wodzów do przerwania kampanii. Zawarto pokój, na mocy którego Rzym musiał się zadowolić wyłącznie przywróceniem zwierzchności nad Armenią2. Wracające z wojny legiony przywlekły zarazę3, która błyskawicznie ogarnęła niemal całe imperium, docierając do Rzymu (167 rok), a nawet Galii i Brytanii. Sytuację pogorszyła jeszcze klęska głodu, która nawiedziła Italię. Nic więc dziwnego, iż wojna nad Dunajem była ostatnią rzeczą, której potrzebował w tym momencie cesarz Marek Aureliusz. Jak się okazało, nie miał jednak wielkiego wyboru.
Nr. 2 to tzw "Cud Deszczu" czasem łączący z Cudem Pioruna... dziwny traf w czasie tej samej wojny albo Bogowie tak kochali Marka Aureliusza albo propaganda. Wróćmy do tzw. Cudu Deszczu. Ogromną rolę w utrwaleniu tego incydentu w świadomości Rzymian współczesnych wydarzeniu oraz w pamięci następnych pokoleń miała słynna kolumna Marka Aureliusza, wystawiona dla upamiętnienia wojen markomańskich.
Na jednej z płaskorzeźb zdobiących trzon kolumny znalazła miejsce artystyczna wizja „cudu deszczu" „Bitwa cudownego deszczu" była również opisana lub wzmiankowana w pismach kilku autorów starożytnych. Reprezentowane są tam oba przeciwstawne nurty religijne epoki cesarstwa, tzn. tradycyjna religia pogańska oraz rozwijające się chrześcijaństwo. Stąd dwa odmienne sposoby objaśniania cudownego zdarzenia: interpretatio pagana przypisywała cud działaniu bóstw pogańskich, interpretatio Christiana widziała sprawcę cudu w bogu chrześcijańskim.Być może do tego wydarzenia nawiązywały także pewne emisje monet, ale ich wymowa nie jest dla nas całkiem czytelna. Źródła epigraficzne nie mówią wprawdzie bezpośrednio o „cudzie deszczu", pomagają jednak w uściśleniu chronologii wypadków oraz dostarczają nam informacji prozopograficznych. Czasowo najbliższa omawianym tu wydarzeniom wydaje się wspomniana wyżej scena XVI z kolumny Marka Aureliusza. Kolumna została wprawdzie ukończona za rządów Kommodusa (przed 193 г.), ale jej reliefową dekorację zaprojektowano zapewne wkrótce po 175 г., skoro ukazuje ona jedynie pierwszą fazę wojen (lata 169—175), bez późniejszych walk (lata 177—180) Warto wspomnieć, że oprócz „cudu deszczu" na płaskorzeźbach kolumny przedstawione jest także inne niezwykłe wydarzenie z wojen markomańskich, tzw. „cud pioruna" (scena XI). Najważniejszym elementem pięknie skomponowanej sceny jest na wpół ludzka, uskrzydlona postać groźnego boga, unoszącego się w powietrzu. Z jego długiej brody i szeroko rozpostartych ramion spływają potoki wody i zatapiają barbarzyńskie wojska. Jednocześnie ludzie i zwierzęta gaszą pragnienie, niektórzy żołnierze rzymscy łapią wodę do odwróconych tarcz. Większość uczonych akceptuje domysł, że brodatym bóstwem jest Jowisz, najczęściej zwany umownie Pluvius. Warto też odnotować brak w tym obrazie charakterystycznej postaci Marka Aureliusza jako naczelnego wodza, chociaż w sumie cesarz pojawia się w rozmaitych scenach aż 59 razy.
Co się tyczy świadectw numizmatycznych, trzeba wyraźnie stwierdzić, że nie mamy żadnych monet z przedstawieniami lub legendami związanymi bezpośrednio i jednoznacznie z „cudem deszczu". Moim zdaniem, próby powiązania niektórych emisji monet z lat 172—174 z tym wydarzeniem stanowią konstrukcje badawcze, do których należy podchodzić z dużą ostrożnością. Najbardziej szczegółowe relacje o cudownym deszczu przynoszą źródła literackie, ale za to zawierają liczne niejasności i sprzeczności. Trzeba też pamiętać, że wiele tekstów dotarło do nas jedynie za pośrednictwem znacznie późniejszych autorów. Jedna z najwcześniejszych wzmianek znajdowała się zapewne w nie zachowanej apologii biskupa frygijskiej Hierapolis, Apollinarisa, wszczesnego Markowi Aureliuszowi i Kommodusowi. Na tego autora powołuje się Euzebiusz z Cezarei (hist, ее cl. V, 5, 1), gdy mówi o nadaniu przydomku keraunobolos („miotający piorun") legionowi XII stacjonującemu w Melitene w Kappadocji. W tym legionie mieli bowiem służyć żołnierze-chrześcijanie, którzy wymodlili zesłanie cudownego deszczu. Przekaz Apollinarisa-Euzebiusza zawiera jednak podwójny błąd. Legio Xli nosiła przydomek Fulminata od czasów Augusta, a właściwym greckim odpowiednikiem jest słowo keraunoforos, tzn. „niosący piorun" (znak pioruna był indywidualnym godłem tego legionu). W tym legionie mieli bowiem służyć żołnierze-chrześcijanie, którzy wymodlili zesłanie cudownego deszczu. Przekaz Apollinarisa-Euzebiusza zawiera jednak podwójny błąd. Legio Xli nosiła przydomek Fulminata od czasów Augusta, a właściwym greckim odpowiednikiem jest słowo keraunoforos, tzn. „niosący piorun" (znak pioruna był indywidualnym godłem tego legionu). O istnieniu bardzo wczesnej interpretatio Christiana świadczą dwie wzmianki o „cudzie deszczu" w pismach Tertuliana. Pierwsza, z 197 r. (apoi. V, 6), nie tylko mówi o deszczu wybłaganym przez chrześcijan, lecz także o liście Marka Aureliusza do senatu, w którym cesarz brał w obronę chrześcijan przed donosicielami (accusatores). Druga, z 211 r. (ad Scap. IV, 7—8), w interesujący sposób określa sprawcę cudu, którym był bóg chrześcijański wielbiony pod imieniem Jowisza („et populus acclamans deo deorum, qui solus potens, in Iovis nomine deo nostro testimonium dedit").
W kwestii istnienia listu cesarza do senatu na świadectwo Tertuliana powołuje się Euzebiusz w swej „Historii kościelnej" (V, 5, 6). Dalsze informacje w tej sprawie przynosi inne dzieło Euzebiusza — „Kronika", zarówno w łacińskim przekładzie Św. Hieronima (ed. Heim, s. 207), jak i w wersji armeńskiej (ed. Karst, s. 222). Notabene, „Kronika" przypisuje dowództwo w „bitwie cudownego deszczu" Pertinaksowi, a nie Markowi Aureliuszowi. Wersję tę potwierdza pośrednio zapis Orozjusza (VII, 15,10), że w tej akcji uczestniczyły jedynie niewielkie siły rzymskie. Chrześcijańską interpretację „cudu deszczu" podbudowano później sfałszowanym listem Marka Aureliusza do senatu, zredagowanym faktycznie w IV wieku. Ów niewątpliwy falsyfikat, w którym A. Harnack odnalazł echa edyktu tolerancyjnego Galeriusza z 311 roku, zachował się dołączony do manuskryptu apologii Justyna Męczennika 7. List powstał zapewne w Azji Mniejszej za rządów Licyniusza, najprawdopodobniej w latach 314—3248. Jako jedyne źródło list umieszcza „bitwę cudownego deszczu" w kraju Kotynów (en Kotinoi), a jako jej uczestników wymienia legiony I, X Gemina i X Fretensis oraz Klaudiusza Pompejanusa.
Obszerna relacja o „cudzie deszczu" znajduje się w „Historii rzymskiej" Kasjusza Diona (LXXI, 8—10). Niestety, relacja ta jest skażona, bowiem ta część dzieła greckiego historyka zachowała się jedynie w ekscerptach bizantyjskiego mnicha Ksifilinosa (XI w.). Od niego pochodzą ostatnie dwa rozdziały, które zawierają min. wiadomość o liście cesarza do senatu i przydomku keraunobolos dla legionu z Melitene. Oryginalna relacja Kasjusza Diona, utrzymana w duchu interpretatio pagana, została streszczona przez Ksifilinosa w rozdziale ósmym. Jest ona szczególnie cenna, gdyż powstała w pół wieku po wydarzeniach i podaje najbardziej drobiazgowy opis dramatycznej bitwy, wygranej przez Rzymian dzięki boskiej interwencji. Według Diona gwałtowną burzę deszczową sprowadziły modły i zaklęcia egipskiego maga Arnufisa, który wzywał rozmaite bóstwa, a w szczególności Hermesa Aeriosa. Inne źródła przede wszystkim łączy w jedno „cud pioruna" i „cud deszczu" i przypisuje je woli oraz mocy samego władcy, który „fulmen de caelo precibus suis contra hostium machinamentum extorsit, suis pluvia impetrata, cum siti laborarent". Znaczne różnice występują także w źródłach literackich w kwestii datacji „bitwy cudownego deszczu". Praktycznie każdy rok od 171 do 174 włącznie ma za sobą mocniejszą lub słabszą podstawę źródłową. Wnikliwa analiza chronologiczna wojen markomańskich przemawia za przyjęciem lata 172 roku jako daty „cudu deszczu" u, chociaż niektórzy badacze opowiadają się za latem 173 roku
Spróbujmy zatem wyciągnąć wnioski z dotychczasowych rozważań pamiętając, że ich przedmiotem nie jest „cud deszczu" sam w sobie, lecz problem jego interpretacji w starożytnych przekazach. Bardzo głębokie różnice, występujące w zachowanych relacjach, wskazują wyraźnie na wczesne wyłonienie się kilku podstawowych wariantów interpretacyjnych „cudu deszczu". Po pierwsze, relacja Kasjusza Diona nie odzwierciedla, naszym zdaniem, oficjalnej wersji wydarzeń. Brak postaci cesarza i maga Arnufisa w scenie XVI z kolumny Marka Aureliusza oraz brak śladów krytyki tej „egipskiej" wersji incydentu we wczesnych pismach chrześcijańskich świadczą o tym wyraźnie, chociaż argumentum ex silentio nie może być rozstrzygającym orężem w dyskusji naukowej że legenda czyniąca Arnufisa głównym bohaterem„cudu deszczu" oraz inny jej wariant, z Chaldejczykiem Julianusem w tej samej roli, to przykłady interpretatio magica, która narodziła się w klimacie religijnym epoki Sewerów.
Po drugie, nie jest także wersją urzędową opowieść, że cud był dziełem samego Marka Aureliusza. Ta wersja odzwierciedla późną legendę cesarza-filozofa, obdarzonego jakoby szczególną mocą i otoczonego nimbem boskości. Moim zdaniem, cesarz nie pojawia się w tej scenie, ponieważ nie był naocznym świadkiem „cudownego deszczu".
Widoczna jest natomiast na reliefie postać legionisty ze wzniesionymi ramionami i wzrokiem utkwionym w niebo, jak gdyby błagającego o pomoc. Jest wysoce prawdopodobne, że owa oficjalna relacja zawiadamiała senat o rzymskim zwycięstwie odniesionym z boską pomocą Jowisza, który zesłał ulewę na prośby żołnierzy. Nie wiadomo natomiast, czy autentyczny list cesarza do senatu zawierał wykaz jednostek wojskowych, które uczestniczyły w „bitwie cudownego deszczu", i czy figurowała w nim legio XII Fulminata wymieniana przez źródła chrześcijańskie. Po czwarte, jeśli rzeczywiście według wersji oficjalnej interwencja boska była reakcją na prośby żołnierzy, to byłby to punkt styczny z wczesną interpretacją chrześcijańską. Tertulian stwierdza wyraźnie, że bóg chrześcijański (deus noster) zesłał deszcz na prośby żołnierzy-chrześcijan.
W czasach Marka Aureliusza obecność chrześcijan w legionie stacjonującym najpierw w Syrii, a od czasów Wespazjana w Kappadocji jest wysoce prawdopodobna. e prawdopodobna. Bardziej kontrowersyjna jest druga teza interpretatio Christiana, mówiąca o przychylności Marka Aureliusza dla chrześcijan jako następstwie „cudu deszczu". Zdaniem Tertuliana (apol. V, 6), cesarz zalecił łagodniejsze obchodzenie się z wyznawcami Chrystusa i surowsze traktowanie donoszących na nich accusatores. Na pierwszy rzut oka wiadomość brzmi mało prawdopodobnie, a nawet szokująco. Wyczuwalna w „Rozmyślaniach" niechęć cesarza-filozofa do chrześcijan oraz fakt krwawych prześladowań wyznawców Chrystusa w Lugdunum w 177 roku kłócą się ze świadectwem Tertuliana. Z pewnością problem stosunku Marka Aureliusza do chrześcijan zasługuje na bardziej wnikliwe rozpatrzenie, ale ta kwestia wykracza poza wąskie ramy naszych rozważań.
Teraz bez religijnych bzdetów:
Wydarzeniem decydującym o losach wojny okazała się jednak śmierć cesarza Marka Aureliusza, który 17 marca 180 roku zmarł w obozie wojskowym w Vindobonie jako jedna z niezliczonych ofiar przywleczonej ze Wschodu zarazy. Jego syn i następca, 19-letni Kommodus, zdecydował się na zakończenie wojny. Warunki pokoju były pozornie bardzo surowe dla barbarzyńców. Markomanowie, Kwadowie i ich sojusznicy otrzymali zakaz zbrojnego zbliżania się do Dunaju. Zobowiązali się składać daniny w zbożu i dostarczać Rzymowi zbrojnych kontyngentów. Ponadto nie mogli toczyć wojen z sąsiadami bez zgody Rzymu, a wszystkie ich narady miały odbywać się w obecności rzymskich oficerów. W zamian rzymskie legiony wycofały się jednak na starą granicę z 167 roku, a plany utworzenia „Markomanii” i „Sarmacji” ostatecznie zarzucono. Rzymski lud przyjął zawarcie pokoju z ogromnym entuzjazmem. Opinie wśród doradców cesarza były już bardziej podzielone.
Również wśród historyków decyzja Kommodusa budziła wiele kontrowersji. Duży wpływ miał na to z pewnością fakt, że jest powszechnie uważany za jednego z najgorszych władców Imperium Romanum, przez co krytykowanie w czambuł wszystkich jego posunięć stanowi niekiedy pokusę nie do odparcia. Jednoznacznie negatywnie decyzję o zakończeniu wojny oceniał między innymi profesor Aleksander Krawczuk, autor słynnego „Pocztu cesarzy rzymskich”. Jego zdaniem potrzebne były jeszcze tylko dwa–trzy lata, aby Rzymianom udało się ostatecznie spacyfikować Markomanów i Kwadów. Wówczas granice Rzymu przesunęłyby się daleko na północ, a imperium uzyskałoby szeroką strefę buforową, osłaniającą silnie zromanizowane prowincje naddunajskie przed najazdami barbarzyńców. Decyzja o odwrocie na starą granicę oznaczała natomiast zdaniem Krawczuka nie tylko zmarnowanie wieloletnich wysiłków Marka Aureliusza, lecz również obniżenie prestiżu Rzymu i zachętę dla Germanów do podejmowania w przyszłości kolejnych najazdów na terytorium imperium. Przyczyn, dla których Kommodus zrezygnował z kontynuowania misji ojca, Krawczuk dopatrywał się niemal wyłącznie w powszechnie znanym zamiłowaniu młodego cesarza do igrzysk, uczt i innych uciech wielkomiejskiego życia, które przedkładał nad wojenne trudy i niebezpieczeństwa.
Nieco więcej zrozumienia dla motywów kierujących Kommodusem wykazywał profesor Józef Wolski, który twierdził, że celem nowego cesarza było w pierwszym rzędzie utwierdzenie władzy nad Rzymem. Jeszcze dalej posunęła się natomiast profesor Maria Jaczynowska, która twierdziła, że rezygnacja z polityki podbojów była jedyną racjonalną decyzją, jaką mógł podjąć nowy cesarz. Imperium wyraźnie brakowało już bowiem rezerw ludzkich i finansowych pozwalających na prowadzenie ekspansji. Zdaniem Jaczynowskiej utrzymanie przez Rzym posiadłości za Dunajem byłoby więc na dłuższą metę niemożliwe.
Na marginesie warto też wspomnieć, że powodzenie ekspansywnych planów Marka Aureliusza oznaczałby, że ziemie dzisiejszej Polski znalazłyby się w strefie bezpośredniego oddziaływania rzymskiej cywilizacji. Historia naszego kraju wyglądałaby wówczas zapewne zupełnie inaczej, lecz aby uniknąć bezowocnej „gdybologii”, pozwolę sobie zakończyć artykuł w tym właśnie miejscu...
A dla fanów co by było gdy by Rzymianie dotarli do dzisiejszy regionów naszego pięknego kraju. mam ciekawostkę pewnie większość z Was zna ją... Obozy marszowe obecne są również w dorzeczu Hronu i Wagu – najdalej na pn. wysunięty znajduje się w okolicach Ołomuńca (60 km od polskich granic) wiec bardzo, ale to bardzo blisko... Miałem przyjemność zwiedzić również Wiedeń podczas ostatnich wakacji... nie macie pojęcia jak oczy mi się zaświeciły gdy zobaczyłem relikty rzymskie być może nawet wojskowe z okresu Marka Aureliusza Castrum Vindobona zdjęcie w załączniku

Brak komentarzy: