Zeznanie świadka, który jako jedyny z 29 osób uszedł z życiem z egzekucji, którą przeprowadzono w październiku 1939 r. pod Świeciem nad Wisłą na Pomorzu. Warto zwrócić uwagę na zaangażowanie lokalnych Niemców, de facto sąsiadów, w pomoc przy wyłapywaniu Polaków przeznaczonych do zabicia.
Relacje są, w moim odczuciu, najbardziej wstrząsającymi źródłami, tak więc przytaczam obszerniejszy fragment.
„W Kaliskach mieszkam od urodzenia (…) W Kaliskach mieszkała tylko jedna rodzina niemiecka nazwiskiem Bush. Po wkroczeniu Niemców do Polski Bush wstąpił do organizacji Selbstschutz. Dnia 27 października 1939 r. aresztował on mnie oraz robotnika Barbarskiego ze wsi (…) Osoby te [zatrzymane] były przedtem poddawane badaniom zaocznym w Gestapo w Świeciu. Decyzję o poszczególnych aresztowanych wydawali tutejsi Niemcy. Po kilku dniach wywieziono mnie razem z innymi takim samochodem na plac ćwiczeń w Grupie (…) Na miejscu, do którego nas przywieziono, był wykopany dół. Niemcy kazali nam schodzić czwórkami z samochodu. Ubrania w dobrym stanie, pieniądze, zegarki kazali nam oddać i odkładać je na bok. Następnie poszczególne czwórki zabijali strzałami z karabinów ręcznych (…) Miałem właśnie zejść z samochodu. Rozebrałem się już częściowo w samochodzie, Niemcy bowiem bili tych, którzy powoli rozbierali się przed egzekucją. Gdy zauważyłem Grunowa [właściciel majątku], którego znałem osobiście, przemówiłem do niego, pytając co się tu dzieje. Grunow wskazał na mnie i powiedział do obecnych Niemców: „Ten pozostanie”. Razem ze mną znajdował się w tym momencie w samochodzie ks. Burdyn i czterej inni Polacy. Trzech z nich zeszło na rozkaz Niemców z samochodu i zostało rozstrzelanych. Grunow kazał pozostawić przy życiu także Barbarskiego, natomiast ks. Burdyna kazał nam zepchnąć z samochodu. Nie chcieliśmy tego uczynić. Wówczas właściciel majątku Brzemiona dwoma strzałami położył ks. Burdyna w samochodzie. Mnie i Barbarskiemu kazano znieść zwłoki ks. Burdyna do dołu, w którym leżeli pozostali zabici. Potem postawiono nas przed szefem Gestapo (…) Ponieważ służyłem w wojsku niemieckim, gestapowiec zwrócił się do Grunowa ze słowami: „Człowieku, takich ludzi doprowadzacie jeszcze tutaj?!”. Następnie kazał mi odejść na bok i spytał o to samo Barbarskiego. Ten jednakże nie znał języka niemieckiego. Rozstrzelano go na miejscu. Był to bardzo spokojny i dobry człowiek”. Następnie świadek został osadzony w więzieniu: „Po południu tego dnia, tzn. 2 listopada, wyrwałem okratowanie z okienka piwnicy i zbiegłem stamtąd szczęśliwie. Około godziny 22 doszedłem do domu w Kaliskach, ale nie zatrzymałem się tam. Przez całą okupację tułałem się w lasach. Niemcy jeszcze tej nocy zjawili się w moim domu i obstawili go przez tydzień”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz