Mamy w Warszawie cały czas aleję (!) tzw. Armii Ludowej, której ludzie Trzaskowskiego nie chcą zamienić na jakąkolwiek inną. Argument? AL walczyła w Powstaniu Warszawskim! Trzeba zatem stale przypominać, czym była ta zdradziecka formacja w służbie Stalina i jakie miała plany odnośnie Warszawy i swego udziału w przewidywanym Powstaniu. Przede wszystkim - kto był dla nich wrogiem, jak sobie wyobrażali swój udział i co zamierzali zrobić po Powstaniu. Niech o tym mówią ich własne dokumenty z tamtej epoki.
Komuniści indoktrynowali swych podwładnych, że mają przed sobą siły... dwóch wrogów: "faszystę niemieckiego i polskiego".
Dlatego wydawali im odpowiednie rozkazy: "w gorączce walk pierwszych godzin, można będzie bezkarnie „trzepnąć” ten, czy inny oddział reakcyjny włażący nam w parafię. W żadnym wypadku (...) nie będzie można sobie na to pozwolić w końcowych etapach walk".
Komuniści przewidywali, że:
"W chaosie walk 20, czy iluś tam ugrupowań reakcyjnych, z których każde będzie dążyło do opanowania militarno-politycznego W-wy, opanuje sytuację i zajmie pierwsze miejsce ta grupa, która:
1. będzie miała konkretny plan opanowania punktów podstawowych,
2. będzie działać stanowczo i bez liczenia się z jakiemikolwiek względami (co w zamęcie walki zawsze można bezkarnie zrobić)."
Ich plan był prosty i czysty jak... sumienie czekisty:
"Reasumując - plan „A” polega na:
1. rzuceniu całego elementu robotniczego z dzielnic i peryferji miasta w centrum - właściwą siedzibę burżuazyjnej reakcji.
2. sterroryzowaniu reakcji i wytrąceniu jej broni z ręki (...)
3. uchwycenia sił reakcyjnych w dwa ognie: od wewnątrz, od centrum przez oddziały G.L. m. W-wy i od zewnątrz przez ściągane oddziały podmiejskie i krajowe".
Celem strategicznym komunistów było "aresztowanie przywódców wrogich organizacji". I mieli gotowy, szatański plan, co z nimi zrobić: postawić ich "poza prawem", czyli miała to być krwawa, rewolucyjna rozprawa z wszelkimi prawdziwymi i domniemanymi wrogami.
Na szczęście nie były to "tysiące" komunistów i ich zwolenników jakoby "walczących w Powstaniu z bronią w ręku", ale niewielka, choć bardzo silnie upolityczniona grupka, która nie przedstawiała wartości bojowej i wyjątkową dzielnością się nie popisała. Mówi o tym końcowy meldunek dowódcy Powstania gen. Antoniego Chruściela "Montera" o ich dokonaniach:
"Udział A.L. w walkach przedstawia się następująco: (...)
Pojedynczy członkowie A.L. uwijali się wśród załóg innych barykad: (...) lecz chodziło tylko o zaakcentowanie obecności A.L. a nie o faktyczny jej udział w akcji. (...) została uzgodniona współpraca: A.L. miała przysyłać codziennie odwód w sile Plutonu. Przysyłali początkowo po 20-25 ludzi, dobrze uzbrojonych, ale trwało to b. krótko, po kilku dniach oddział stopniał do kilku ludzi. Około 26.8. zauważono wędrówkę A.L. kanałami na Żoliborz. Po zbombardowaniu D-ctwa A.L. na Freta (...) całą A.L. ogarnęła panika i masowo rzuciła się do kanału. Patrole zbrojne A.K. obsadziły włazy i cofnęły około 160 Alowców, przygotowanych do ucieczki (...)
W ogóle D-ctwo A.L. podawało swoje stany raz na 1000, 2-gi raz na 700 osób. Stan bojowy faktyczny: 1 pluton względnie uzbrojony (+ 40 osób). (...)
1.10.44 "Monter"
Po tzw. wyzwoleniu bardzo wielu Powstańców komuniści zamordowali, innych trzymali po kilka - kilkanaście lat w strasznych więzieniach.
Pamietajmy, że spadkobiercy i następcy po PPR i GL-AL, czyli członkowie PZPR i wszelkie inne popłuczyny, które jeszcze dziś bronią Polski Ludowej i jej symboliki - nadal zajadle szkalują polskich niepodległościowców.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz