ORP " Groźny" 351

ORP " Groźny" 351
Był moim domem przez kilka lat.

poniedziałek, 19 października 2015

Tolerancja

https://drive.google.com/file/d/0B4d1h3eSwEq-YTdhY3dFYVBmZ3c/view

O skutecznym zarządzaniu informacją – Magdalena Ziętek-Wielomska

Wiara i rozum

 
Magdalena Ziętek-Wielomska
Ludzie jednej książki

Lasecki jak i Cyraniak z jego klakierami nie rozumieją, że klasyczna koncepcja rozumu jest czymś zupełnie innym niż pojęcie rozumu rozwijane w nowożytności.
Wakacje powoli się kończą, czas więc wrócić do przerwanych dyskusji, a konkretnie do burzy, którą wywołały moje artykuły oraz inne wypowiedzi dotyczące tzw. kwestii kobiecej. Tym razem o samym meritum tej dyskusji nie zamierzam się wypowiadać. Zamiast tego pragnę skoncentrować się na kwestiach dotyczących wartości i miejsca argumentów religijnych, ideologicznych i naukowych w jakiejkolwiek dyskusji, co oczywiście uważny i myślący Czytelnik może samodzielnie odnieść do tamtej konkretnej wymiany zdań.
Tą właśnie tematyką zamierzam zająć się z następującego powodu. Otóż, przez wszystkich moich krytyków zostałam okrzyczana „katolicką feministką”, czyli wyznawczynią ideologii, która jest na bakier z zasadami religii katolickiej, bądź też – w przypadku R. Laseckiego – tradycjonalizmu evoliańskiego. „Obóz religijny”, któremu przewodzi J. Cyraniak (linki do tekstów polemicznych znajdują się poniżej tekstu) zarzuca mi przede wszystkim to, że nie trzymam się litery Biblii, a także wybranych przez nich fragmentów dokumentów KK. R. Lasecki natomiast, jak zwykle, toczy swoją krucjatę przeciwko rozumowi, który zniszczył świat tradycyjny i który stoi u podstaw wszelkiej emancypacji społecznej, w tym także emancypacji kobiet. Inne podejście reprezentuje K. Kilijanek, który dosłownie nafaszerował się publicystyką prawicową i uwierzył, że zrozumiał rzeczywistość, i z gorliwością neofity zwalcza moją osobę jako rzekomo stojącą po ciemnej stronie mocy…
Tymczasem ja do feminizmu pociągu nigdy nie czułam, jednakże odkąd pamiętam zadawałam sobie wiele pytań na temat otaczającego mnie świata, w tym także pytań dotyczących kobiet. A ponieważ kobiety są jednym z elementów tego świata, stanowią więc zupełnie normalny przedmiot namysłu krytycznego, filozoficznego czy też naukowego – tak samo, jak każde inne byty czy też fenomeny społeczne. Feministką określić mogą mnie więc tylko ci, którzy sami wykazują nikłe zainteresowanie krytycznym namysłem na temat empirycznej rzeczywistości i którzy na świat patrzą według schematu: ich wyobrażenia religijne (a raczej mitologiczne) contra ideologie. Według tego schematu wszystko, co się nie mieści w ich wyobrażeniach religijnych (czy raczej mitologicznych), automatycznie staje się zideologizowanym feminizmem.
Jak można się domyślać, centralnym tematem tego tekstu będzie więc kwestia stosunku rozumu do wiary, religii, ideologii i mitu. W pewnym sensie mój tekst jest komentarzem do wypowiedzi prof. J. Bartyzela, którą kilka tygodni temu umieścił na FB, a pod którą w pełni się podpisuję. Pozwolę przytoczyć ją sobie w całości:
„Stary Testament jest prawdziwym zapisem historii boskiego Objawienia, prefiguracją i podyktowanym przez Boga wstępem do Nowego Testamentu i każda próba podważenia jego znaczenia jest powtarzaniem herezji marcjonizmu. Bożą tajemnicą pozostaje dlaczego Pan zechciał objawić się akurat niczym szczególnym niewyróżniającemu się plemieniu bliskowschodnich pastuchów – być może dlatego, aby podkreślić nieskończony dystans pomiędzy naszą marnością a Jego transcendencją. Ale filozoficznym ludzkim wstępem do Ewangelii jest to, co napisali bądź wypowiedzieli, zbudowali i wyrzeźbili: Pitagorejczycy, Heraklit, Parmenides, Anaksagoras, Sokrates, Platon – zwłaszcza Platon! – Arystoteles i Seneka; poetyckim – "Gilgamesz", Homer, Ajschylos, Sofokles i Wergiliusz; artystycznym – Iktinos, Kallikrates, Fidiasz, Poliktet i Praksyteles. Autonomia noetycznego rozumu, sięgającego rzeczy ponadzmysłowych dopełnia heteronomię religijnego Objawienia i razem stanowi fundament chrześcijańskiej wiary szukającej rozumu i zawierzenia po to, aby zrozumieć. Dorycki chłód i poczucie miary równoważy wybuchy semickiej egzaltacji. Kto nigdy nie oniemiał z zachwytu przed Aurigą z Delf, kto nie medytował w cieniu Partenonu i umyślnie nie przenosił się do gaju Akademosa, aby podjąć wspinaczkę ku Agathon, ten może wierzyć w tego samego, co my – grecko-latyńscy poganie, którzy uwierzyli w Chrystusa – Trójjedynego Boga, ale psychicznie bliższy jest wahabickim czy talibańskim, brodatym brudasom i oddycha tymi samymi, co oni, ciężkimi wyziewami pustyni.”
Głos ten na pierwszy rzut oka można odnieść przede wszystkim do „obozu J. Cyraniaka”, w takim samym zakresie dotyczy jednakże stanowiska R. Laseckiego, który nie ukrywa tego, że w J. Cyraniaku widzi swojego antyracjonalistycznego sojusznika. Różnica między Cyraniakiem a Laseckim jest taka, że ten drugi porusza się na gruncie sztucznie wymyślonej koncepcji rzeczywistości, która programowo wyrzuca za burtę rozum, a Cyraniak odwołuje się do Objawienia. R. Lasecki jest programowym antyracjonalistą i robi to w sposób zupełnie świadomy i zamierzony (by nie rzec, że racjonalny…). J. Cyraniak natomiast rozumu wprost nie neguje, po prostu w swoich polemikach nie posługuje się argumentami racjonalnymi, tylko albo przytacza fragmenty Biblii, bądź też dokumentów KK, bądź też w egzaltowany sposób opisuje swoje rzekome doświadczenia mistyczne, zarzucając oponentom, że nic nie rozumieją, ponieważ „nie spotkali Chrystusa”, a on spotkał i w związku z tym lepiej rozumie rzeczywistość. Postawa Cyraniaka idealnie wpisuje się w tradycjonalizm evoliański wyznawany przez Laseckiego, co ten ostatni wyraża tymi oto słowami: „w społeczeństwie tradycyjnym niemal każdy jest takim „Cyraniakiem” i doświadcza obecności i wpływu Boga, demonów, duchów, Świętych, widuje lub słyszy Maryję, anioły etc. (…) Traktowana abstrakcyjnie figura „Cyraniaka” jest zatem fenomenem typowym dla kultury tradycyjnej i sakralnej. (…) Bóg niesprzeczny z rozumem nie może więc istnieć, stąd rozum w poznaniu Boga jest zupełnie nieprzydatny”. Cyraniakowi z Laseckim natomiast nie jest po drodze – Evola był programowym poganinem, czego Cyraniak oczywiście zaakceptować nie może.
Wspólnym wrogiem Cyraniaka i Laseckiego jest rezonujący rozum, który rzekomo zamyka drogę do poznania głębszych warstw rzeczywistości, albo przynajmniej jest do tego zbędny. Zarówno Lasecki jak i Cyraniak z jego klakierami nie rozumieją, że klasyczna koncepcja rozumu jest czymś zupełnie innym niż pojęcie rozumu rozwijane w nowożytności. Lasecki uważa rozum za źródło liberalizmu i ideologii, dla Cyraniaka rozum to zasłona dymna dla ateizmu. I w przypadku rozumu nowożytnego tak rzeczywiście jest. Paradoks polega na tym, że zarówno Cyraniak jak Lasecki podzielają oświeceniowe przekonanie, że wiara, religia, czy w ogóle doświadczenie transcendencji, znajdują się na antypodach racjonalizmu – tym samym stoją na gruncie nowożytnego pojmowania rozumu i tak samo jak nowożytność odrzucają klasyczne, logocentryczne pojmowanie rzeczywistości. Ostatecznie dla Laseckiego źródłem metafizycznej wiedzy o świecie jest de facto jedna książka Evoli, dla Cyraniaka jest to Biblia oraz katechizmy, rozumiane na sposób żydowsko-protestancki jako komentarze do Ksiąg Świętych.
Smutne jest to, że ich postawa jest dość symptomatyczna dla współczesnego świata, w tym wiernych Kościoła. A jak słusznie wskazał J. Bartyzel, Kościoła katolickiego nie da się zrozumieć bez dziedzictwa greckiej filozofii, o czym należy ciągle na nowo przypominać.
Co tak naprawdę wydarzyło się w Grecji? W Grecji rzeczywiście dokonał się upadek mitu na rzecz rozumowego poznawania rzeczywistości. Dla mnie osobiście najważniejsze było odkrycie, jakiego dokonał Platon: że istnieje świat, który jest światem wyłącznie inteligibilnym, a więc poznawalnym tylko za pomocą duchowej substancji, duszy. Platon zrozumiał, że za światem postrzeganym przez zmysły kryje się coś głębszego, co jest poznawalne przez człowieka, który oprócz ciała posiada też nieśmiertelną duszę. Co więcej, Platon uznał, że człowiek może stać się w pełni człowiekiem tylko wtedy, kiedy jego rozum wyzwoli się spod panowania zmysłów i będzie podążał do tej innej rzeczywistości, która „bardziej jest”. Wkład ucznia Platona, Arystotelesa, w rozwój klasycznej koncepcji rozumu był inny: dokonał klasyfikacji jej podstawowych pojęć. Wskazał między innymi na różnice między rozumem teoretycznym, praktycznym i technicznym (pojetycznym), na warunki, jakie rozum musi spełnić, aby był rozumem prawym (orthos logos), na odmienną rolę rozumu i woli w etyce. Ze swoim mistrzem w pełni zgadzał się w tym, że człowiek jest w pełni człowiekiem tylko wtedy, kiedy żyje rozumnie. Należy jeszcze wspomnieć o stoikach, którzy stworzyli uniwersalistyczną koncepcję prawa natury. Jednym słowem: w Grecji odkryto, że światem rządzi logos i że człowiek posiada w sobie „narzędzie”, za pomocą którego może odkrywać prawdę.
W przeciwieństwie do Grecji, judaizm nigdy nie stworzył takich pojęć abstrakcyjnych, jak to miało miejsce w przypadku filozofii greckiej. Stąd judaizm czerpie całą wiedzę o Bogu, świecie i człowieku z Biblii, która jest ciągle na nowo interpretowana przez "uczonych w Piśmie". Podczas gdy w Grecji narodził się logocentryzm, judaizm pozostał religią skoncentrowaną na interpretowaniu tekstu ksiąg objawionych.
Religia katolicka zupełnie wykroczyła poza świat judaistycznego „bibliocentryzmu” i w pełni przeszła na stronę greckiego logocentryzmu, wzbogacając go jednakże o ideę osobowego Boga, który objawił się człowiekowi. Dzięki temu katolicyzm mógł stworzyć naukową teologię oraz filozofię, czym się odróżnia od wszystkich innych religii świata. Wynika to z przyjętego założenia, że Bóg jest bytem duchowym, który może zostać poznany przez inne byty duchowe za pomocą odpowiednich władz ich duszy.
Fakt logocentrycznego charakteru religii katolickiej posiada więc ważkie konsekwencje. Przyjrzyjmy się niektórym z nich.
Przede wszystkim, w przeciwieństwie do judaizmu oraz protestantyzmu, który także jest religią „bibliocentryczną”, dla katolików Biblia nie jest jedynym źródłem wiedzy o Bogu. Katolicyzm odrzuca założenie judaistyczno-protestanckie (w gruncie rzeczy do tego można sprowadzić tzw. judeo-chrześcijaństwo), że Bóg objawił się tylko w Piśmie i stoi na stanowisku, że Bóg nieustannie objawia się swojemu Kościołowi, zarówno poprzez działalność papieża i kleru, poprzez świętych, poprzez cuda i objawienia, poprzez indywidualne z nim spotkanie, jak również poprzez całe swoje stworzenie i prawa rządzące rzeczywistością. Dla katolików Biblia jest więc tylko jednym ze źródeł Objawienia. Ponadto sama Biblia traktowana jest jako tekst zawierający treści ponadczasowe wyrażone w formie uwikłanej w konkretną historyczność. Interpretowaniem Biblii zajmuje się więc osobną gałąź teologii katolickiej, biblistyka. Przez katolickich teologów interpretowanie Biblii traktowane jest jako praca intelektualna, jako wysiłek ludzkiego rozumu, który stara się odkryć właściwy sens Objawienia. Stąd też brał się sprzeciw KK wobec praktyki indywidualnej lektury i interpretacji Biblii, z czym w gruncie rzeczy należy się zgodzić – kolejne sekty protestanckie wyrastają zazwyczaj właśnie z nowych, zupełnie dowolnych, interpretacji Pisma Świętego.
Interpretacja Biblii przez KK jest więc elementem racjonalnego, w tym naukowego poznawania świata. Rozwój nauki nieustannie zmienia kontekst, w którym dokonywana jest lektura Świętych Ksiąg – i nie chodzi tylko o nauki ścisłe, ale także humanistyczne, jak choćby językoznawstwo. W tym właśnie wyraża się logocentryzm Kościoła katolickiego, który powołany jest do tego, by za pomocą wysiłku umysłowego zgłębiać prawdę i coraz bardziej się do niej przybliżać. Stąd nie jest żadnym przypadkiem, iż to katolickie średniowiecze stworzyło uniwersytety. Pozytywny stosunek religii katolickiej do nauki wziął się właśnie z greckiego przekonania, że świat jest racjonalnie uporządkowaną jednością, które zostało wzbogacone o wiarę w istnienie osobowego Boga, będącego źródłem tejże racjonalnie uporządkowanej jedności. KK ostatecznie przejął więc przekonanie, że między nauką a wiarą w istnienie Boga musi istnieć głęboka harmonia. To właśnie przekonanie zostało zniszczone w nowożytności, kiedy to wiara została przeciwstawiona nauce i rozumowi. Złożyło się na to wiele faktów, w tym między innymi nauczanie Marcina Lutra, który wprost pisał, że „rozum jest dziwką Diabła” i że „cały Arystoteles ma się do teologii tak jak ciemność do światła”. Protestantyzm poszedł więc w ślady judaizmu i nie był w stanie stworzyć spójnej i racjonalnie ugruntowanej teologii.
Ktoś mógłby jednak rzec, że protestantyzm położył większy nacisk na indywidualne spotkanie z Bogiem. I z tym nie sposób się zgodzić, gdyż Bóg Marcina Lutra jest Bogiem irracjonalnym, którego nie da się poznać, i który w każdej chwili, zgodnie ze swoim własnym upodobaniem, może człowieka odrzucić. Protestantyzm, odrzucając całą antropologię grecką, siłą rzeczy uwikłał się w psychologizm. Ostatecznie „spotkanie z Bogiem” jest tylko subiektywnym doświadczeniem psychologicznym, które często sprowadza się do sztucznego pobudzania emocji. KK poszedł inną drogą – katolickie rozumienie mistyki także jest na wskroś racjonalistyczne. Akt mistyczny jest bowiem niczym innym, jak bezpośrednim spotkaniem duszy z Bogiem, które odbywa się za pośrednictwem duchowych władz duszy, czyli rozumu i woli. W przypadku doświadczenia mistycznego jest to bezpośredni ogląd Boga, jak również bezpośrednie spotkanie ludzkiej i Bożej woli. Zagadnienie to dokładnie zanalizował Karol Wojtyła w swojej rozprawie doktorskiej pt. „Św. Jana od Krzyża nauka o wierze”. Św. Jan od Krzyża jest dla nas wielkim mistrzem na drodze do zjednoczenia z Bogiem, a o jego stosunku do rozumu Wojtyła pisał tak: „(…) wiara odnosi się do intelektu jako cnota czy moc działająca w jego wnętrzu, która przenikając jego naturę i pozbawiając go stopniowo pierwiastka przyrodzonego, kształtuje nadprzyrodzony, oddzielając w konsekwencji rozum od tego, co stworzone i jednocząc z Bogiem”. Jednym słowem: wiara jest także aktem rozumu, który za prawdę przyjmuje coś, czego sam swoimi przyrodzonymi możliwościami nie jest w stanie zweryfikować. Zatrzymajmy się na chwilę nad tym zagadnieniem, o którym, niestety, praktycznie w ogóle się nie mówi.
W katolickim rozumieniu mistyki bezpośrednie spotkanie z Bogiem nie jest aktem zmysłowym, tylko duchowym. A to ma ważkie konsekwencje. Droga opisana przez św. Teresę z Avili wiedzie przez ciemną noc, która służy oczyszczeniu zmysłów, tak by rozum i wola dążyły tylko do tego, co duchowe, do Boga. W czasie tego oczyszczenia następuje tzw. przewrót psychologiczny, którego efektem jest skierowanie duszy do własnego wnętrza, w którego centrum mieszka Bóg. Dzięki temu człowiek wyrywa się spod wpływu Szatana, który opanowuje niższy świat materii i zmysłów i za jego wpływem może sterować człowiekiem. Przyjrzyjmy się, co na ten temat mówi znawca mistyki karmelitańskiej: „Szatan ma jednak pewne poznanie Boga i wierzy wbrew sobie w prawdy Boże, które go dręczą. Ale prawa świata nadprzyrodzonego, jakie poznaje się tylko przez doświadczenie, działanie Boga w duszy, duchowe związki duszy z Bogiem są dla niego nieprzeniknioną tajemnicą. Mimo to, za pośrednictwem wrażeń i obrazów zmysłowych, jakie mają być nasuwane rozumowi i woli i mają zwyczajnie wpływ na ich działalność, może szatan mieszać się pośrednio w działanie duszy i w życie duchowe. Obraz zmysłowy może niekiedy być tak subtelny, a przejście z obrazu w ideę tak szybkie, że dusza może łatwo ulec złudzeniu i nawet nie podejrzewać interwencji złego ducha. (…) Te stwierdzenia jasno nam wykazują, że dusze dążące do doskonałości są specjalnym przedmiotem ataków diabelskich. Grzesznicy, grzęznący w swoich namiętnościach, są dla szatana łatwym łupem; oto dlaczego szatan sprawuje spokojnie swoje władztwo nad niezmierną liczbą dusz, nie dręcząc ich zupełnie. Dusze żarliwe wysuwają się spod jego wpływów i dlatego przeciw nim kieruje się jego zawzięta i stała nienawiść”[1]. Z tego wynika, że droga do mistycznego zjednoczenia z Bogiem jest trudna, stąd Kościół w takich przypadkach narzuca wiernym instytucję przewodnika duchowego. Przewodnik duchowy ma za zadanie czuwać i sprawdzać, czy stany psychiczne wiernego rzeczywiście są wynikiem spotkania z Bogiem, czy też nie są dziełem jego własnej imaginacji, zaburzeń psychicznych, czy wręcz ingerencją Złego. Św. Teresa bardzo dużo pisała o zagrożeniach i pułapkach, na które narażone są dusze szukające Boga i w związku z tym mocno podkreślała konieczność posiadania takiego przewodnika.
Z powyższego wynika, że także pewne formy religijności mogą być jak najbardziej inspirowane przez Szatana. Może to się odbywać poprzez niewłaściwą interpretację Biblii, a w przypadku kiedy życie religijne odbywa się na poziomie emocjonalno-zmysłowym, a nie duchowym, może to się odbywać przez sztuczne rozbudzanie uczuć i wyobraźni. Należy więc mocno podkreślić, że mistyka katolicka zawsze stroniła od egzaltacji, właściwej choćby wielu sektom protestanckim, jak również wielu katolickim ruchom charyzmatycznym. W odróżnieniu od nich, mistycy katoliccy, począwszy od uczonych, a skończywszy na „prostaczkach”, nie przejawiali żadnej skłonności do egzaltacji. Cechowało ich wewnętrzne skupienie, łagodność, precyzja wypowiadania się i jednocześnie żal, że nie potrafią w słowach wyrazić tego, czego doświadczają. Mimo swoich doświadczeń mistycznych pozostawali osobami bardzo mocno stąpającymi po ziemi, zrównoważonymi i trzeźwymi w swoich osądach.
Niestety, KK sam zagubił swoją tradycję mistyczną i praktycznie nie robi nic, by zarażać nią swoich wiernych. Prawdopodobnie jest to jedną z przyczyn przenikania do KK protestanckiej religijności, która redukuje życie religijne do subiektywnych aktów psychologicznych. Św. Teresa czy też św. Jan od Krzyża już dawno temu opisali zagrożenia związane z taką psychologizacją wiary. I prawdopodobnie z tym zjawiskiem zderzył się o. Henri Caffarel, założyciel ruchu Equipes Notre-Dame, który w pewnym momencie stwierdził, że ruchy religijne, jeśli nie staną się szkołą modlitwy, staną się fabryką faryzeuszy…
Podsumowując należy stwierdzić, że z tak rozumianego pojęcia Boga i rzeczywistości wynika, iż posługiwanie się rozumem jest dla człowieka warunkiem sine qua non do zjednoczenia się z Bogiem. Tylko przez rozum do człowieka przenika światło, które ma ludzką wolę prowadzić do zjednoczenia się z Bogiem. To dotyczy zarówno rozumu dyskursywnego, jak i bezpośredniego oglądu Boga. Natomiast wszystkie prądy umysłowe i religijne, które dyskredytują rozum, mają na celu odciągnąć człowieka od Boga i sprowadzić go na manowce. Niestety, ze względu na skutki grzechu pierworodnego duchowe władze ludzkiej duszy są poważnie osłabione, co sprzyja rozprzestrzenianiu się wszelkich form ataków na rozum, a tym samym Logos, czyli samego Boga, który pragnie, by człowiek Go poznał.
Szczególnie dobitnie widać to w naszych czasach, kiedy to sam Kościół w coraz większym stopniu porzuca rozum na rzecz bratania się z intelektualnym blichtrem i nie jest w stanie zmierzyć się z problemami naszych czasów. Dotyczy to także pytania o to, dlaczego (przytaczając tytuł pracy św. JP2) mężczyzną i niewiastą stworzył ich? Dokumenty polskiej hierarchii kościelnej na temat genderyzmu znajdują się na żenująco niskim poziomie intelektualnym i nie są w stanie w żadnym stopniu sprostać pytaniom współczesnego świata. Co gorsza, ten swego rodzaju antyintelektualizm coraz częściej stylizowany jest na cnotę, co moim zdaniem wynika z tego, że KK stopniowo odwraca się od swojej tradycji pojmowania rozumu i wiary, na rzecz koncepcji Marcina Lutra. Przypomnijmy, że ten ostatni, w momencie kiedy nie był w stanie na gruncie swoich założeń rozwiązać skomplikowanych kwestii teologicznych, nakazywał, by miecz Boży, czyli państwo, poprzez akt przemocy narzucało wiernym-poddanym określone rozwiązania teologiczne. Mam nadzieję, że jego katoliccy intelektualni pobratymcy nigdy już nie będę posiadać władzy nad tymże mieczem, czego być może by sobie życzyli.


Magdalena Ziętek-Wielomska

Cybernetyka

http://www.klubinteligencjipolskiej.pl/2015/01/dr-hab-jolanta-wilsz-dlaczego-nauka-interdyscyplinarna-cybernetyka-powinna-byc-w-programach-nauczania/

czwartek, 15 października 2015

niedziela, 11 października 2015