ORP " Groźny" 351

ORP " Groźny" 351
Był moim domem przez kilka lat.

czwartek, 21 grudnia 2017

Wszechobecna brutalność była najważniejszą cechą rewolucji rosyjskiej.

Rosja 1918: jak wyglądała rewolucja na wsi?

Wszechobecna brutalność była najważniejszą cechą rewolucji rosyjskiej. To co działo się na wsi potrafiło być znacznie brutalniejsze od wydarzeń w mieście. Jak wyglądała rewolucja bolszewicka na wsi?


Sierpień 1918 roku
Mały Iwan patrzył w napięciu na zbliżające się wojsko. Armia Czerwona. Żołnierze spędzili ranek w Rusce, był z nimi jakiś ważny komisarz. I podobno ten komisarz chciał osobiście zobaczyć wieś.
Komisarz i wuj Borys. Ciekawe, kto nad kim weźmie górę.
Wioska starannie się przygotowała. Tydzień wcześniej, pewnej bezksiężycowej nocy, wszyscy mieszkańcy, zamiast spać, przenieśli całe zboże do nowych kryjówek. Iwan ze znienawidzoną przez wuja Ariną mieszkali we dworze, więc nie poproszono ich o pomoc. Ale Iwan wymknął się z domu i wszystko widział. Dwie kryjówki zrobiono w ziemiankach na skraju lasu. Pięćdziesiąt szczelnych pojemników zatopiono sprytnie w rzece. W dużym spichrzu zostawiono jedynie resztki ziarna.
Żołnierki z batalionu śmierci w Moskwie, 1917 r. (domena publiczna)
– Ci złodzieje mogą je sobie wziąć – powiedział Borys. A potem dorzucił z obrzydzeniem: – Mój ojciec był chłopem pańszczyźnianym, ale nikt mu zboża nie zabierał.
We wsiach w całej Rosji wrzał bunt. Tydzień wcześniej w jakiejś wiosce na południu chłopi pogonili dwóch bolszewickich urzędników widłami i jednego z nich zabili.
Problem pojawił się rok temu, gdy Rząd Tymczasowy ogłosił, że nadwyżki zboża należy sprzedawać państwu po z góry ustalonych cenach. A ponieważ ceny były niskie, chłopi zignorowali polecenie. W końcu od niepamiętnych czasów wolno im było handlować na targu. Ale teraz bolszewicy – albo komuniści, jak o sobie mówili – nazwali to spekulacją, a tych, których przyłapano, Czeka kazała rozstrzeliwać.
– Słyszeliście, ile ci głupcy chcą nam płacić?! – grzmiał Borys. – Szesnaście rubli za cały pud żyta! Wiecie, ile bym za to dostał w Moskwie? Prawie trzysta rubli! Niech no tylko tu przyjdą – zagroził ponuro. – Zobaczymy, czy coś znajdą.
Demonstracja robotnicza w Piotrogrodzie w czasie rewolucji lutowej, marzec 1917 roku (domena publiczna).
Żołnierze właśnie wkroczyli do wioski. Trzydziestu ludzi w brudnych mundurach. Na czele szło dwóch mężczyzn w skórzanych płaszczach. Jeden młody, drugi może sześćdziesięcioletni z siwiejącymi włosami, w których przebłyskiwały jasnorude pasma. Gdy byli już blisko, Iwan usłyszał, jak wuj pomrukuje:
– A niech mnie diabli! To ten przeklęty rudzielec.
Popow zupełnie nic nie poczuł na widok wioski. Tak naprawdę zjawił się tu tylko na osobistą prośbę Lenina.
Nigdy nie widział Władimira Iljicza tak zagniewanego. Naturalnie obaj wiedzieli, że pozbycie się większości starych urzędników z Ministerstwa Rolnictwa nie przyniosło pożytku. Ktoś z Komitetu Centralnego zaproponował nawet, żeby na krótko pozwolić na wolny handel zbożem.
Lenin bez zarostu i w ubraniu robotniczym w czasie ukrywania się w 1917 roku (domena publiczna).
– Ale jeśli się zgodzimy na wolny rynek, to co z nas będą za komuniści? – sprzeciwił się Lenin.
Tymczasem miasta się wyludniały, bo brakowało w nich żywności. Popow miał na dziś dwojakie zadanie. Po pierwsze, zdobyć zboże. A po drugie, zdyscyplinować wieśniaków. Lenin mówił o tym wprost:
– Największym problemem, Jewgieniju Pawłowiczu, jest klasa kapitalistów wśród chłopów, czyli kułacy. To spekulanci i krwiopijcy! Jeśli będzie trzeba, wszystkich zlikwidujemy. Przeniesiemy rewolucję na wieś – dorzucił posępnie. – Musimy stworzyć wiejski proletariat.
Popow uśmiechnął się, przypominając sobie dawne przeżycia w wiosce. Kto jest we wsi kułakiem? Najbardziej samolubny chłop? Ten, któremu się powiodło? W jego oczach wszyscy chłopi należeli do drobnej burżuazji. Nigdy ich nie lubił. Najwyższy czas zrobić z nimi porządek.
– Ale zorganizowanie tych przeklętych wieśniaków nie będzie takie proste jak to, co zrobiliśmy w fabryce – powiedział do towarzyszącego mu młodego komisarza.
W fabryce nie napotkali trudności. Działał tam sowiet, na którego czele stał młody, godny zaufania bolszewik. Przez kilka ostatnich miesięcy zakładem kierował jeden z dawnych dyrektorów i to on pilnował, by produkcja szła gładko. Jednak podczas porannej narady Popow stwierdził z satysfakcją, że odtąd poradzą sobie bez niego.– Zabiorą cię do obozu – oznajmił w południe zdumionemu dyrektorowi. Lenin i Trocki domagali się, by robić z obozów większy użytek.
– Właśnie stworzono nowy w Muromie. Mam nadzieję, że ci się tam spodoba.
– Ale czym ja zawiniłem? – zaprotestował nieszczęsny dyrektor.
– O tym zdecydujemy w stosownym czasie – warknął młody komisarz, a Popow ponuro się uśmiechnął i zostawił sprawę własnemu biegowi.
Obrady Piotrogrodzkiej Rady Delegatów Robotniczych i Żołnierskich (domena publiczna).
Sołtys i komisarz stali naprzeciwko siebie. Żaden z nich nie dał po sobie znać, że już się kiedyś spotkali.
– Gdzie zboże? – spytał cicho Popow.
– Zboże? Tam, towarzyszu komisarzu. – Borys wskazał na spichrz.
Popow nawet nie spojrzał w tamtą stronę.
– Przeszukać wieś – rozkazał stanowczo żołnierzom.
Co za dziwna komedyjka, pomyślał Iwan, obserwując obu mężczyzn. Komisarze obeszli wieś, zaglądając do wszystkich domów, a Borys ochoczo im wszystko pokazywał. Iwan nigdy nie widział u swojego
bezwzględnego wuja takiej uległości. Romanow giął się w ukłonach jak karczmarz z dawnych czasów, nazywał Popowa „towarzyszem komisarzem”, „jaśnie panem”, a raz, chyba pod wpływem roztargnienia, użył należnego carskim urzędnikom tytułu wasze błagorodije.
Ale Popow zachowywał kamienną twarz.
– Niczego nie znaleźliśmy – zameldował sierżant.
– Tego się spodziewałem – odparł Popow. – A co jest w tamtym dużym domu? – zwrócił się nagle do Borysa.
– Nic specjalnego, szanowny towarzyszu komisarzu. Teraz mieszka tam jego matka. – Pokazał na Iwana.
– W takim razie zobaczymy.
Lipiec 1917 roku, wojsko tłumi demonstracje na Newskim Prospekcie w Piotrogrodzie (domena publiczna).
Gdy się wspinali po zboczu, młody komisarz zagadnął Popowa:
– Myślicie, że mają tam zboże?
Popow skinął głową.
– I co zrobicie, jeśli je znajdziecie?
– Zabierzemy wszystko.
– Wszystko? Przecież wieś będzie głodować.
– Owszem. – Popow spojrzał na niego. – Powinniście wiedzieć, towarzyszu, że głód bywa czasem przydatny. Ludzie zaczynają patrzeć na siebie wilkiem i najpierw zwracają się przeciwko kułakom, którzy mają jedzenie. A potem wieś pokornieje. To już zostało stwierdzone.
Doszli do dworu. Popow dokonał szybkiej inspekcji, zajrzał na strych, do zabudowań gospodarczych i do warsztatów. Stwierdziwszy, że nie ukryto tu zboża, stanął przed werandą i zwołał wszystkich na dziedziniec.
Oprócz kilkorga wieśniaków, którzy przyszli tu z czystej ciekawości, zjawili się Arina, Iwan, Borys i trzech żołnierzy. Popow zwrócił się do Borysa z lekkim uśmiechem:
– Więc jako sołtys przysięgasz, że nie macie zboża?
– Przysięgam, towarzyszu komisarzu. – Borys gorliwie skinął głową.
– Znakomicie. – Popow przywołał gestem jednego z żołnierzy. – Przyłóż jej lufę do głowy. – Wskazał na Arinę, a potem odwrócił się do Iwana. – Może ty wiesz, gdzie ukryli ziarno? – spytał łagodnie.
Żołnierz zastrzelił Borysa nad rzeką, gdy tylko wyciągnięto ostatni pojemnik.
Krążownik Aurora na nabrzeżu w Petersburgu, widok współczesny (fot. Fisss, Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0).
– Najwyższy czas utworzyć właściwy komitet wiejski – oznajmił
Popow.
Przeniesienie rewolucji na wieś nie było łatwe. Ale wymyślony przez przywódców plan opierał się na okrutnej logice. Kułaków, oszustów i bogatszych chłopów należy wydać władzom, a kto się do tego lepiej
nadaje, jeśli nie stanowiący większość biedacy? Żeby przejąć kontrolę we wsiach, należało jak najszybciej utworzyć „komitety biedoty”.
Był to jeden z tych pomysłów Lenina, z którymi Popow prywatnie się nie zgadzał.
– Z prostej przyczyny – tłumaczył. – Większość chłopów to nie biedota, tylko średniacy. Zazwyczaj nie zatrudniają siły roboczej, ale mają skromne nadwyżki zbiorów. A biedak to po prostu zwykły chłop, który za dużo pije.No, ale skoro Władimir Iljicz domaga się komitetów, to będzie je miał. Popow rozejrzał się dookoła.
– Ty – wskazał nagle na Iwana. – Słyszałem, że twoja matka jest wdową. Ile macie ziemi?
Tak się składało, że Iwan, będąc sierotą i nie mogąc liczyć na pomoc wuja, miał najmniejszą działkę w całej wsi.
Żołnierze Gwardii Czerwonej na ulicach Piotrogrodu (domena publiczna).
– Mianuję cię szefem komitetu – ogłosił Popow z uśmiechem. – Zgoda?
I tak komitety działały jedynie na papierze. Ciekawe, jak długo chłopak nacieszy się tym stanowiskiem.
Zadowolony z siebie Popow wracał późnym popołudniem do Ruski. Po drodze mijał klasztor. Po styczniowych konfiskatach mnisi musieli go opuścić, ale łudząc się nadzieją, że rząd złagodnieje albo zostanie obalony, niczego ze sobą nie zabrali. Stary pop, który wciąż mieszkał w miasteczku, miał baczenie na boży przybytek.
Popowowi przyszło do głowy, że skoro już się tu znalazł, to powinien przy okazji skontrolować też klasztor.
– Wchodzimy do środka – rozkazał żołnierzom.
Wewnątrz panowała cisza. Kuchnia i magazyny zostały już wcześniej splądrowane, wybito kilka okien, ale poza tym budynki nie doznały większych szkód. Popow krążył samotnie po terenie. Był zadowolony, bo trud się opłacił. Zapisał w swoim notesie: „Klasztor w Rusce świetnie nadaje się na małe więzienie albo areszt. Zawiadomić o tym Czeka”.
Plakaty wyborcze kampanii do Zgromadzenia Konstytucyjnego w Rosji, 1917 rok (domena publiczna).
Naprawdę miał za sobą udany dzień.
Zauważył, że przy bramie żołnierze rozpalili małe ognisko. Żeby podsycić ogień, młody komisarz ochoczo znosił zabrane z klasztoru rzeczy. Popow spojrzał na niego z lekkim zdziwieniem – młodzieniec miał akurat w rękach ikony.
– Nie wiedziałem, że jesteś aż tak przeciwny religii – odezwał się łagodnie.
– Chyba jak wszyscy?
Popow wzruszył ramionami.
– Może i tak.
Przyjrzał się ikonie, która właśnie trafiła do ognia. Wyglądała znajomo.
– Ta akurat jest całkiem dobra – powiedział.
– Żadna ikona nie jest dobra.
– Pewnie nie. – Patrzył, jak płomienie obejmują obraz.
I tak oto ogień pochłonął najcenniejszy dar Bobrowów dla klasztoru: ikonę wielkiego Rublowa.
Lenin przed Instytutem Smolnym (aut. Isaak Brodski, domena publiczna).
Gdy zapadła głęboka noc, a ognisko na klasztornym dziedzińcu dawno zgasło, z lasu poniżej wioski wyłoniła się jakaś postać i ruszyła ku brzegowi, gdzie obok małej łódki czekała Arina.
Po odejściu żołnierzy Iwan musiał się ukryć. Po tym, co się wydarzyło, nie mógł postąpić inaczej. Synowie Borysa Romanowa na pewno mu nie darują, wieśniacy nigdy nie zapomną, że to przez niego stracili zboże. A stanowisko, które bolszewik mu zaproponował, było jak wyrok śmierci.
– Jeśli będę zwlekał, to rano zabiją mnie jak nic – oświadczył matce, a ona musiała się z tym zgodzić.
Teraz pomogła mu wsiąść do łódki.
– W którą stronę popłyniesz? – spytała.
– Na południe. Strach zbliżyć się do wioski. Dotrę do Oki, a potem jakoś dostanę się do Muromu.
– I co dalej?
Wzruszył ramionami.
– Jeszcze nie wiem. Może wstąpię do wojska. – Uśmiechnął się mimo woli. – To chyba najbezpieczniejsze miejsce.
– Weź te pieniądze. – Arina wręczyła mu zawiniątko i pocałowała go. – Jesteś moim jedynym dzieckiem. Jeśli zginiesz, to chcę o tym wiedzieć. Inaczej będę przekonana, że wciąż żyjesz.
– Nie zginę.
Jeszcze raz ją uścisnął.
Blady półksiężyc sunął na południe. Iwan odepchnął łódź i zaczął powoli wiosłować.

Brak komentarzy: