ORP " Groźny" 351

ORP " Groźny" 351
Był moim domem przez kilka lat.

niedziela, 25 lutego 2018

Mordercy Gen. Fieldorfa „Nila”


Mordercy Gen. Fieldorfa „Nila”


Zamordowali i zwiali do Izraela 
Gen. Fieldorf został zatrzymany przez funkcjonariuszy UB 10 listopada 1950 r. Dopiero 11 dni później Naczelna Prokuratura Wojskowa wydała formalny, choć faktycznie bezprawny nakaz aresztowania. Podpisała go prokurator ppłk Helena Wolińska (pierwotne nazwisko Fajga Mindla Danielak). Ta przedwojenna komunistka, w latach okupacji szefowa biura Sztabu Głównego GL i AL, zaraz po wojnie kierująca Wydziałem Ogólnym Komendy Głównej MO (jej ówczesnym mężem był Franciszek Jóźwiak, pierwszy komendant główny MO). Do pracy w prokuraturze wojskowej przeszła zaraz po skończeniu studiów prawniczych na UW w 1949 r. W ciągu 5 lat pracy w NPW (do 1954 r.) była kolejno szefową kilku wydziałów tej instytucji, w tym Wydziału Kadr i Wyszkolenia. Następnie przeszła do Prokuratury Generalnej, a później przez wiele lat wykładała w Wyższej Szkole Nauk Społecznych przy KC PZPR. Po 1968 r. wyjechała z Polski wraz z kolejnym mężem, znanym ekonomistą prof. Włodzimierzem Brusem. Do dziś mieszka w Wielkiej Brytanii, która ostatnio odmówiła jej ekstradycji.
15 lutego 1951 r. Wolińska – również bezprawnie – przedłużyła areszt gen. Fieldorfowi. Do jej wniosku w tej sprawie przychylili się sędziowie Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie: płk Aleksander Warecki, mjr Mieczysław Widaj i mjr Zygmunt Wizelberg. Sędzia Warecki (pierwotnie Warenhaupt), przedwojenny aplikant adwokacki z Krakowa, w latach 1944-1945 był członkiem Sądu Polowego 4. Dywizji Piechoty LWP, następnie kierował sądami wojskowymi w Katowicach i Wrocławiu, a w latach 1948-1952 był szefem WSR w Warszawie. Ze służby wojskowej odszedł w 1956 r. i prawie do śmierci (w 1986 r.) pracował jako adwokat. Sędzia Widaj był przed wojną aplikantem sądowym, walczył we wrześniu 1939 r. jako dowódca plutonu artylerii, później był oficerem AK, a w 1945 r. został zmobilizowany do LWP. W latach 1949-1952 był wiceszefem, następnie szefem WSR w Warszawie, zaś w latach 1954-1956 wiceprezesem Naczelnego Sądu Wojskowego. Po odejściu z wojska pracował jako radca prawny. Sędzia Wizelberg, przedwojenny aplikant adwokacki w Stanisławowie, w czasie wojny służył w Armii Czerwonej, skąd w 1944 r. skierowano go do LWP. Po wojnie był prokuratorem wojskowym, w 1949 r. został sędzią WSR w Warszawie, po dwóch latach przeszedł do Naczelnego Sądu Wojskowego, gdzie pracował do 1962 r., a następnie do 1971 r. był sędzią Izby Wojskowej Sądu Najwyższego.
pl. Wizelberg
13 grudnia 1950 r., na rozkaz dyrektora Departamentu Śledczego MBP płk. Józefa Różańskiego (pierwotnie Goldberg), gen. Fieldorf został osadzony w więzieniu przy ul. Rakowieckiej.Śledztwo, za zgodą naczelnika Wydziału Śledczego MBP ppłk. Ludwika Serkowskiego, przejął ppor. Kazimierz Górski. Intensywne przesłuchania prowadził od 21 grudnia 1950 r. do 14 lipca 1951 r. Górski sporządził też kłamliwy akt oskarżenia, w którym zarzucił „Nilowi” wydawanie rozkazów likwidowania, względnie rozpracowywania, przy współpracy z Niemcami, komórek PPR, oddziałów GL i AL oraz partyzantki radzieckiej. Dokument ten zatwierdził wicedyrektor departamentu śledczego MBP Wiktor Leszkowicz, a podpisał 22 października 1951 r. wiceprokurator Prokuratury Generalnej PRL Benjamin Wajsblech. On też prowadził ostatnie przesłuchanie gen. Fieldorfa 25 lipca 1951 r., a kilka miesięcy później oskarżał go przed Sądem Wojewódzkim w Warszawie.
W raporcie komisji powołanej w 1956 r. dla zbadania przejawów łamania praworządności przez pracowników Generalnej Prokuratury i Prokuratury m. st. Warszawy Wajsblechowi zarzucono: bezpodstawne aresztowania podejrzanych i przetrzymywanie ich w areszcie mimo braku uzasadnionych przyczyn, usuwanie z akt śledztw protokołów zeznań korzystnych dla oskarżonych, sztuczne rozdzielanie spraw, które powinny być rozpatrywane łącznie, psychiczne i fizyczne upokarzanie i maltretowanie osób przesłuchiwanych, które podawały, że zachowanie Wajsblecha było nieraz gorsze niż oficerów śledczych. W rezultacie w 1957 r. zwolniono go z prokuratury, po czym został radcą prawnym. Zmarł w 1991 r.
16 kwietnia 1952 r. po kilkugodzinnym procesie sąd w składzie: przewodniczący Maria Gurowska oraz ławnicy Michał Szymański i Bolesław Malinowski, uznał gen. Fieldorfa winnym czynów zarzucanych mu w akcie oskarżenia i skazał na karę śmierci. Sędzia Gurowska, przedwojenna komunistka, w czasie wojny członek PPR i AL, od 1951 r. była sędzią Sądu Wojewódzkiego w Warszawie. Następnie aż do 1970 r. pracowała jako dyrektor departamentu w Ministerstwie Sprawiedliwości. Zmarła w 1998 r. (pod zmienionym nazwiskiem Górowska), kiedy rozpoczął się proces o popełnione przez nią zabójstwo sądowe. Do końca życia twierdziła, że wyrok na gen. Fieldorfa był słuszny.
pl. Warenhaupt
20 października 1952 r. sędziowie Sądu Najwyższego: Igor Andrejew, Gustaw Auscaler i Emil Merz, podtrzymali ten wyrok. Sędzia Andrejew przez 35 lat (do 1985 r.) był pracownikiem naukowo-dydaktycznym Wydziału Prawa Uniwersytetu Warszawskiego, w 1954 r. został profesorem nadzwyczajnym, a 10 lat później zwyczajnym. Współtworzył uchwalony w 1969 r. Kodeks Karny, na początku lat 70. przewodniczył Komitetowi Nauk Prawnych PAN, jego podręczniki do niedawna obowiązywały na polskich uczelniach. Zmarł w 1994 r.Nie żyją także sędziowie Merz i Auscaler. Obaj po zakończeniu kariery sądowej wyjechali do Izraela, gdzie zmarli. Marcową emigrantką była również wiceprokurator Generalnej Prokuratury PRL (zwolniona, tak jak Wajsblech, w 1957 r.) Paulina Kern, która oskarżała gen. Fieldorfa przed Sądem Najwyższym. Także i ona zmarła w Izraelu w 1980 r.
Wyrok na „Nilu” wykonano 24 lutego 1953 r. Egzekucję nadzorowali prokurator Witold Gatner i wicedyrektor Departamentu Sądowego Prokuratury Generalnej Alicja Graff. Oboje jeszcze żyją, podobnie jak śledczy UB Kazimierz Górski. W przeciwieństwie do Wolińskiej, nie są jednak objęci żadnym śledztwem w sprawie mordu na gen. Fieldorfie.
Generał August Emil Fieldorf „Nil” (20 marca 1895-24 lutego 1953) był jedną z najwspanialszych postaci polskiej konspiracji: Związku Walki Zbrojnej, Armii Krajowej i „Nie”.
Na mocy wyroku sądów PRL opartych na monstrualnym oskarżeniu o współpracę z okupantem, Generał „Nil” skazany został na śmierć, a wyrok wykonano 24 lutego 1953. Generał „Nil” był najwyższym stopniem i autorytetem dowódcą Armii Krajowej i poakowskiej konspiracji, który znalazł się w rękach powojennego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego i który za swoją wierność wolnej Polsce zapłacił życiem.
W roku 1990 Zbigniew Brzeziński napisał (w liście do Cezarego Chlebowskiego): „Męczeństwo Generała Fieldorfa jest symbolem losów całego pokolenia”.
W roku 1991 Pani Zofia Zarkadas, wnuczka Generała mieszkająca w Edmonton, Alberta, Kanada, udostępniła mi taśmę magnetofonową z zapisem wspomnień Pani Janiny Fieldorfowej, wdowy po Generale, a jej babki (1898-1979) i wyraziła zgodę na opublikowanie transkryptu tej taśmy w Zeszytach Historycznych Instytutu Literackiego w Paryżu. Pani Maria Fieldorf-Czarska, córka Generała mieszkająca w Polsce, również wyraziła zgodę na tę publikację. (Druga córka Generała, Krystyna, zmarła w 1979 r.)
Taśma została nagrana przez panią Janinę Fieldorfową w roku 1977 w Gdańsku. Nagranie to było Jej inicjatywą – pragnęła pozostawić Rodzinie pewien dokument.
W całości zapis tej taśmy nie był nigdy wcześniej udostępniony ani opublikowany. Kilka małych fragmentów, dotyczących głównie okresu przedwojennego, zostało wykorzystanych w rozproszonych artykułach pani Marii Fieldorf (bratanicy Generała) i pana Leszka Zachuty, które cytowane są tutaj obficie w przypisach, jako bibliografia [1], [2] i [14]. Całość wspomnień pani Fieldorfowej, a w szczególności Jej opowieść o tragicznym okresie powojennym, stanowi, moim zdaniem, istotny dokument niedawnej historii Polski. W wymiarach doli człowieczej jest to dokument tragedii ludzkiej, a także miłości dwojga ludzi.
Kilka uwag technicznych. Poniższy transkrypt jest tekstem źródłowym, tj. zapisem dosłownym, z kilkoma drobnymi poprawkami gramatycznymi i opuszczeniem paru powtórzeń. Ze względów redakcyjnych opuszczonych zostało kilka anegdotycznych fragmentów, dotyczących dzieciństwa Generała i okresu przedwojennego. Opuszczenia te zaznaczone są w tekście przy pomocy symbolu […]. W kilku miejscach, w nawiasach kwadratowych [ ] dodane są oczywiste opuszczenia słów oraz, dla pełnej informacji, imiona niektórych wspomnianych osób. Zamknięte okresy w życiu gen. Fieldorfa są oddzielone w tekście przy pomocy znaku   * * *
Tekst Pani Fieldorfowej zamieszczony poniżej jest identyczny z tekstem opublikowanym wZeszytach Historycznych 101, str. 91-114. Instytut Literacki, Paryż 1992. Odnośniki w przeważającej większości również; kilka z nich zostało uzupełnionych o informacje uzyskane przeze mnie już po wydrukowaniu tego tekstu w Zeszytach Historycznych.
W tekście pani Fieldorfowej jest kilka nieuniknionych nieścisłości, przeważnie w datach; starałem się sprostować je odnośnikach do tekstu, podając źródła. Ponadto rozbudowałem w odnośnikach niektóre kwestie poruszane przez panią Fieldorfową, znowu każdorazowo podając źródła. Przypisy zawierają wiele informacji o gen. Fieldorfie, niektóre przynoszą cytaty z pamiętnikarskich zapisów Janiny Fieldorfowej, nie wspominanych w jej opowiadaniu tutaj spisanym z taśmy magnetofonowej. Niektóre przypisy zostały znacznie rozbudowane w oparciu o dokumenty z archiwum Pani Marii Fieldorf-Czarskiej i jej komentarze. Przypisy do tego tekstu warte są uważnej lektury.
Jeszcze uwaga bibliograficzna. W roku 1993 została opublikowana książka Marii Fieldorf i Leszka Zachuty pt. Generał „Nil” August Emil Fieldorf [26]. Książka ta jest rzadko cytowana w przypisach, które w większości zostały napisane wcześniej. Zawiera ona wiele szczegółów lecz niewiele informacji fundamentalnie nowych wobec znanych lub opublikowanych przez tych autorów nieco wcześniej w rozproszonych publikacjach. Praktycznie wszystkie referencje w przypisach (poniżej) do rozproszonych publikacji tych autorów odnoszą się także do ich książki ]26]. Trzyletni okres między powrotem Generała z zesłania w ZSSR a jego aresztowaniem w książce tej potraktowany jest dość pobieżnie.
Na koniec pragnę wyrazić podziękowanie pani Zofii Zarkadas za udostępnienie taśmy magnetofonowej i wyjaśnienia, których mi udzieliła. Jestem głęboko wdzięczny córce Generała, Pani Marii Fieldorf-Czarskiej za wiele wyjaśnień, komentarzy i za udostępnienie mi Jej archiwum dotycżacego Jej Ojca. Za niektóre dodatkowe informacje i komentarze dziękuję Pani Marii Fieldorf i Panu Leszkowi Zachucie. Panu Henrykowi Kozłowskiemu-„Kmicie” z Dunrobin, Ontario, dziękuję serdecznie za inspirację, wiele informacji i pomoc w pierwotnym redagowaniu przypisów w roku 1992.
Kingston, Ontario i Edmonton, Alberta, Kanada
styczeń-luty 1992
Andrzej M. Kobos
Zeszyty Historyczne 101, str. 91-114. Instytut Literacki, Paryż 1992.
Uzupełnienia przypisów na podstawie innych tekstów i zapisów
– Andrzej M. Kobos, Lund, Szwecja, luty 2003.
Fotografie, z wyjątkiem zaznaczonych inaczej, pochodzą od Pani Zofii Zarkadas.Kopie dokumentów pochodzą od Pani Marii Fieldorf-Czarskiej z Jej archiwum.

OPOWIEŚĆ O MOIM MĘŻU, EMILU FIELDORFIE

JANINA FIELDORF

oprac.   Andrzej M. Kobos
(zapis z taśmy magnetofonowej, nagranej w roku 1977)
Generał Emil Fieldorf – „Nil”,   1950.
Rodzinę mojego męża poznałam, kiedy Emil zawiózł mnie po ślubie w 1919 r. do Krakowa. Matka, Agnieszka ze Szwandów, ojciec Andrzej, maszynista kolejowy. Brat Józef, urzędnik w dyrekcji PKP w Krakowie. Drugi brat, Jan, podoficer służby lotniczej, mechanik. Najstarsza z rodzeństwa, Emma, nauczycielka i w tym okresie już żona kierownika szkoły w Alwernii. […]Matka Emila, widząc we mnie chętną słuchaczkę, bardzo chętnie opowiadała mi o niezliczonych psotach Emila. […]
Nie pamiętam do jakiego gimnazjum [rodzice] oddali Emila 1Wiem tylko, że miewał ciągłe utarczki z nauczycielami i wychowawcą. Jak opowiadał Emil, w szkole panował beznadziejny rygor, jakaś zatęchła atmosfera. Skończyło się na tym, że Emila przenieśli do seminarium nauczycielskiego.
W tym okresie zaprzyjaźnił się z rodziną Bujwidów. On 2 był znanym lekarzem weterynarii, miał pięć córek. Atmosfera w domu wywarła decydujący wpływ na Emila. Tam zetknął się z ludźmi, którzy kształtowali jego poglądy polityczne, tam też dowiedział się o Związku Strzeleckim. W latach 1912-13 3 wstąpił w szeregi tego oddziału. Nareszcie znalazł ujście dla swojej niespożytej energii, wreszcie znalazł się w gronie ludzi, którzy tak jak on wierzyli, że niepodległości nikt Polakom nie podaruje, ale muszą ją wywalczyć orężnie. Jakże gorliwie biegał na zbiórki i wysłuchiwał wykładów, uczył posługiwać się bronią. Organizował, wspólnie z Bujwidami, obchody i uroczystości patriotyczne. Wciągnął do Strzelca również swego brata Janka. Najstarszy Józef nie dał się namówić.
Przypuszczam, że Emil nie zdawał sobie sprawy z tego, jak napięta była sytuacja w tym okresie, jak nieunikniony był konflikt pomiędzy mocarstwami, jak bliskie urzeczywistnienia były jego marzenia o walce, o bitwach. Wierzył tylko w Komendanta Piłsudskiego, ani chwili nie wątpił, że on już będzie wiedział, kiedy i w jaki sposób poprowadzić ich ku wolnej ojczyźnie. W lipcu 1914 r., po odrzuceniu ultimatum przez Serbię, Oddziały Strzeleckie otrzymały rozkaz być w pogotowiu, Emil, bez wahania, zgłosił się jako ochotnik, a potem dopiero oświadczył rodzinie, że prawdopodobnie w pierwszych dniach sierpnia wyruszy ze swym oddziałem w kierunku… – w jakim – nie wiedział, ale wszystko jedno. Dowiedział się, że pójdą na Moskala.
Rodzice nie sprzeciwiali się, choć matka płakała i gorączkowo szykowała mu to, co miał zabrać ze sobą. Ojciec oświadczył krótko: „No cóż, idź – sam bym poszedł, żeby nie rodzina”. 6 sierpnia o świcie rodzice odprowadzili Emila na miejsce zbiórki. […]
Emil Fieldorf,   1914.
Emil był tak szczupły i mizerny, że nikt z kolegów nie przypuszczał, że wytrzyma długo. Że na pewno po pierwszym forsownym marszu odpadnie i wróci do Krakowa. Wytrzymał i ten marsz i wiele innych. Całe szczęście, że po tylu rewizjach, jakie przeszłam w Wilnie, ocalał stan służby z okresu walk legionowych. Wykaz bitew tam wyszczególnionych mówi sam za siebie 4Zachowało się zdjęcie Emila z 1915 r. 5 Wyglądał dalszym ciągu tak młodzieńczo, że dla dodania sobie powagi zapuścił wąsy. Do domu pisywał rzadko, króciutkie kartki. I wtenczas dał się poznać jako najweselszy kompan. jego dowcipy i kawały sypały się jak z rękawa. Nigdy nie tracił humoru.
Emil Fieldorf,   1915.
Wybijają się na czoło jego cechy. Nazwijmy to może patriotyzmem, chociaż to słowo w obecnej rzeczywistości nabrało innego, obrzydliwego wydźwięku. To raczej miłość. Miłość ta przewyższała wszystkie inne uczucia. Polska. W imię tej miłości, nie oglądając się ruszył z domu 6 sierpnia, szczęśliwy, że będzie służył tej, którą tak kochał, która potrzebowała takich jak on zapaleńców. Drugie miejsce w jego sercu zajął Komendant. On, Wódz, prowadził ich drogą, która na pewno była słuszna, choć nieraz jeszcze ciężka. jakże boleśnie, dosłownie krwawiły mu stopy. To nic, wszystko można znieść, bo wizja Niepodległej Ojczyzny, którą im ukazywał Komendant, była tak oszałamiająco piękna, i tak mimo wszystko realna, że warto było walczyć, cierpieć i głodować.W 1917 roku uzyskał stopień sierżanta 6Ale wtedy, po odrzuceniu przez Piłsudskiego żądania władz austriackich i niemieckich, aby oddziały legionowe złożyły przysięgę na wierność tym władzom, Komendanta uwięzili w Magdeburgu, a Emil znalazł się na froncie włoskim 7, w okolicach Triestu. Przeżył tam ciężkie chwile. Głód cierpiał dotkliwy, a szczury, jak opowiadał, których było mnóstwo, nie pozwalały ani jednej nocy spędzić spokojnie. Na koniec 8 udało mu się jako choremu dostać do Krakowa, gdzie ułatwiono mu pobyt w szpitalu tak długo, aż minęło niebezpieczeństwo odesłania go z powrotem na front włoski.
Nadchodzi rok 1918. Oto wizja niepodległości przybiera kształt realny. Wojska niemieckie cofają się, cesarstwo austriacko-węgierskie rozpada się. 11-go listopada wraca Komendant z Magdeburga. P.O.W. organizuje rozbrajanie austriackich garnizonów. Emil bierze oczywiście udział w tym wszystkim 9Rozbrajają garnizon w Krakowie 10Tworzą się znowu oddziały wojskowe i legioniści, jako wyszkolone już kadry, mają stać się trzonem przyszłego wojska. Emil zostaje przerzucony do Jabłonnej, gdzie powstawały zawiązki 1 i 5 p.p.Leg. Odczuwa się brak oficerów. Ci, którzy odznaczyli się w walkach legionowych i mieli odpowiednie kwalifikacje, zostają skierowani do szkoły oficerskiej. Dostał się tam i Emil i skończył ją z wynikiem dobrym 11W kwietniu 1919 r. zostaje mianowany podporucznikiem 12 i dowódcą kompanii karabinów maszynowych. […]
W końcu maja Janina Kobylińska poznaje podporucznika Emila Fieldorfa. To był decydujący moment w życiu tych dwojga ludzi. We wrześniu 1 p.p.Leg. stacza kilka walk pod Dyneburgiem. Po zajęciu miasta Emil uzyskuje urlop, wraca do Wilna i 18 października 1919 roku kapelan pułkowy, ksiądz Franciszek Tyczkowski, udziela w kościele podominikańskim ślubu Janinie Kobylińskiej z podporucznikiem Augustem Emilem Fieldorfem. Ślub cichy, przy dwóch świadkach jedynie 13Wojna trwa. W parę dni po ślubie Emil wyjeżdża na front łotewski. Dni znowu pełne trwogi, niepokoju, oczekiwania na list, na wiadomości. Po zakończeniu kampanii łotewskiej 1 Dywizja obsadza linię demarkacyjną polsko-litewską.
Janina i Emil Fieldorfowie,   1919.

* * *

Związek Sowiecki nie rezygnuje z planów zaborczych, gromadzi wojska i wojna rozgorzała na nowo. Rok 1920. Rok klęsk, śmiertelnych zmagań, zaciekłej woli narodu utrzymania za wszelką cenę, [kosztem] największych ofiar, okupionej tak drogo niepodległości. Pamiętamy dobrze, jak beznadziejna wydawała się sytuacja Polski. Wilno zostaje z powrotem zajęte przez bolszewlkow. Wyjeżdżam jednym z ostatnich transportów wraz z matką i rodzeństwem z Wilna. Rodzina udaje się do Poznania, ja do Krakowa, do rodziny męża, ponieważ spodziewam się dziecka 14.W sierpniu 1920 r. sytuacja odwraca się. Zwycięska bitwa pod Warszawą, odwrót najeźdźców. W pogoni za wrogiem 1 Dywizja stacza historyczną bitwę o Białystok. Dowództwo Dywizji podkreśla nadzwyczajne męstwo 1 Pułku Piechoty Legionów. W rozkazie tym zostaje wymieniony podporucznik Emil Fieldorf. Los Emila już na długie lata zostaje związany z 1 Pułkiem Piechoty Legionów. Był żołnierzem z krwi i kości. Kiedyś go pytałam, gdy już wiedziałam że był zawsze w pierwszych szeregach walczących, że cudem nieraz uniknął śmierci – czy nigdy się nie bał? Przed walką, po walce, wczasie walki? Powiedział: „Nie. Nie znam zupełnie uczucia lęku, nigdy go nie odczuwałem” 15.
Kiedy rozkazem Komendanta, już wtedy Naczelnika Państwa, 1 Dywizja Piechoty Legionów została przeniesiona do Wilna 16radość moja i Emila była ogromna. Był już kapitanem. 25 lipca 1922 r. urodziła się córka Krystyna.
Zaczęła się dla niego i dla całego wojska praca w warunkach pokojowych. Szkolenia, odprawy, poligony. Wzdychał wtedy Emil i twierdził, że mu taka praca nie odpowiada. Owszem, dawała mu zadowolenie praca nad wychowaniem żołnierzy, miał zdolności pedagogiczne, umiał znaleźć drogę do serc żołnierskich. Był kochany przez podoficerów i żołnierzy, bo nie potrafił nigdy przejmować się zbytnio guzikami, czy źle zapiętym płaszczem, albo niedokładnie oczyszczonym butem. Uważał, że ważniejsza jest postawa żołnierza, jego uświadomienie. Kontrolował wyżywienie i wymagał należytego utrzymania broni. Nudziły go i denerwowały drobiazgowe przepisy garnizonowe i miewał czasem konflikty z oficerami dyżurnymi o to, że szedł w parku bez czapki albo komuś tam nie zasalutował. Wracał wtedy zły i mówił, że dla niego wojsko jest dobre w czasie wojny, ale bardzo uciążliwe wczasie pokoju.
Kpt. Emil Fieldorf,   1922.
Miał wielkie zdolności politechniczne. Kupował i zdobywał dzieła z tej dziedziny i w domu miał cały warsztat ślusarski, ciągle coś naprawiał, ulepszał, instalował. Drugą jego pasją była muzyka. Opiekował się orkiestrą pułkową, z kapelmistrzem był w wielkiej przyjaźni i wspólnie planowali adaptacje na orkiestrę ulubionych utworów Emila. Do nich należała II Rapsodia Liszta,Niedokończona Symfonia Schuberta, Ave Maryja, i inne. Bardzo bolał nad tym, że nie dane mu było uczyć się gry na fortepianie. Do rybołówstwa, do sportu wędkarskiego, odziedziczył zamiłowanie po ojcu. A Wileńszczyzna była jak najbardziej odpowiednim terenem dla tego sportu. Kraina jezior i rzek. I wreszcie filatelistyka. Zbierał i kompletował znaczki od dziecka. Nauczył mnie jak należy kąpać znaczki, segregować, kompletować serie. […]Był niezwykle czułym ojcem. Kochał dzieci. I gdziekolwiek go los zaniósł, zawsze potrafił otoczyć opieką dzieci, które odczuwały w nim dobroć i miłość i garnęły się same do niego. 20 marca 1925 roku rodzi się druga córka, Maria. Emil urodził się również 20 marca i był od swojej młodszej córki o 30 lat starszy. Kiedy powiedziałem o tym mojej małej Marysi, ucieszyła się: „Ojej – zawołała – to my z tatusiem jesteśmy bliźnięta”.
Rok 1926 upamiętnił się nam wszystkim, w całej Polsce, wypadkami majowymi. Piłsudski szkalowany, niedoceniany przez ludzi, którzy rwali się do władzy, usunął się, zamieszkał w Sulejówku i czekał. Kiedy doszedł do przekonania, że Polska stacza się coraz bardziej, że sytuacja polityczna i gospodarcza staje się katastrofalna, wkroczył wtedy z wiernymi sobie ludźmi do Warszawy. Nie udało się przekonać ówczesnego rządu, żeby ustąpił dobrowolnie. 1 Dywizja wyruszyła z Wilna, aby wesprzeć swojego Komendanta. Emil również poszedł, jako dowódca batalionu. Znowu dni niepokoju i trwogi. W Warszawie walczył, a w nas serce zamierało. [… ] Opowiadał mi potem dowódca pułku, generał [płk Jan] Kruszewski, że Emil był na najgorszym, najniebezpieczniejszym odcinku i został ranny. A kiedy generał zapytał go: „Panie Emilu, był pan w najgorszym ogniu, czy nie myślał pan Wtedy o żonie, o dzieciach?” Emil odpowiedział mu od razu: „Nie, nie myślałem”. Tak, takim on był, i takim pozostał do końca.
Nigdy nie opowiadał mi o swoich wyczynach. Na przykład od innych, nawet od endeków, dowiedziałam się, że dzięki opanowaniu i zimnej krwi Emila ocalała wtedy Podchorążówka. Otóż ci młodzi chłopcy, posłuszni rozkazowi swego komendanta, postanowili się bronić, choć byli otoczeni. Emil, który prowadził natarcie, otrzymał rozkaz strzelania i zdobycia gmachu. Wstrzymał się jednak i zaczął pertraktować, użył takich argumentów, że podchorążowie złożyli broń. Nawet nie wiedział, że pośród tych chłopców znajdował się mój przyszły szwagier, Tadeusz Zachara 17.Emil był wtedy ranny, a odłamki pocisku nigdy nie zostały usunięte. Wojna domowa szybko się skończyła i Emil wrócił do Wilna. Wkrótce zostaje majorem 18[…]
Już jako major był odkomenderowany 19 do organizowania przysposobienia wojskowego w okręgu wileńskim. Jeździł często w teren – i to mu nawet odpowiadało. Następnie był stosunkowo krótko20 kwatermistrzem pułkowym 1 p.p.Leg. Dowódcą był wtedy pułkownik Zygmunt Wenda. W 1931 r. wyjeżdża do Francji, aby otoczyć opieką już zorganizowane i organizować komórki Związku Strzeleckiego na terenach skupiarących polskie wychodźstwo. O tym, jak szła tam praca, mówi wydana przez Emila w języku francuskim książeczka pt. Union Polonaise de Tireurs en France.
Po rocznym pobycie we Francji, w 1932 r. wraca do kraju na poprzednie stanowisko zastępcy dowódcy pułku. W 1932 r. zostaje awansowany na podpułkownika. Po dwóch latach proponują mu stanowisko dowódcy brygady Korpusu Ochrony Pogranicza w Czortkowie. Emil broni się przed tym przeniesieniem, choć jest to dla niego awans. Nie chce opuszczać Wilna. W końcu 21 decyduje się na niższe stanowisko: obejmuje stanowisko dowódcy batalionu KOPu w Trokach. Przez dwa lata swego pobytu w Trokach przy współpracy z proboszczem, ks. Hlebowiczem, rozstrzelanym przez Niemców w 1942 r., i burmistrzem miasta, doktorem Zajączkowskim, potrafił doprowadzić do harmonijnej współpracy pomiędzy wojskiem, kościołem i władzami miejskimi. W okresie tym została wybudowana szkoła im. Marszałka Piłsudskiego, rozbudowano przystań żeglarską, uruchomiono świetlice, sprowadzono z Wilna prelegentów. Emilowi dogadzał pobyt w Trokach z uwagi na jeziora i warunki dla wędkarstwa. W 1937 r. 22 ponownie wraca do Wilna, znowu odrzuca korzystniejsze stanowisko za cenę pozostania w Wilnie.
Ppłk Emil Fieldorf,   1932 lub lata następne.
On, urodzony krakowianin, był tak serdecznie związany z Wilnem, że kiedy go pytano we Francji z jakiej dzielnicy pochodził, odpowiadał zawsze – z Wilna. W Lille mieszkała wówczas z mężem pani Dorożyńska, siostra Marii Malickiej. Obie znały Emila od dziecka, rodzice mieszkali w sąsiedztwie. Kiedy pani Dorożyńska dowiedziała się, że przyjechał do Paryża Emil Fieldorf, ucieszyła się, że zawitał jej towarzysz zabaw dziecięcych. Była oburzona, kiedy ją poinformowano, że to „ktoś inny, bo ten Fieldorf twierdzi, że jest z Wilna”. Wyraziła mu to swoje oburzenie przy spotkaniu. Emil śmiał się i tłumaczył, że od czasu gdy w 1914 r. wyszedł z Krakowa ze swoją Pierwszą Kadrową, nic go już z tym miastem poza rodzicami i rodziną nie łączy. Do Wilna przywiązał się całym sercem, marzy o powrocie.Następny etap kariery wojskowej Emila, to nominacja 23 na dowódcę 51 Pułku Piechoty 24 w Brzeżanach. Kiedy przyszła wiadomość o tej nominacji i wyszukałam na mapie to miasto, serce we mnie zamarło; tak daleko, tak daleko, na samym krańcu Polski. Uchwaliliśmy, że nie będziemy likwidować mieszkania, że zostanę tu [w Wilnie] z córkami, a on pojedzie sam. Pojechał, pocieszając mnie, że nie na długo – najwyżej na dwa lata. Brzeżany, miasto położone 100 km od Lwowa, przewaga ludności ukraińskiej. Emil jednak umiał sobie z nimi poradzić. Potrafił uniknąć zadrażnień.
Objął pułk w 1938 roku, w przededniu wojny. Napięta sytuacja polityczna, złowieszcza postać Hitlera, głuchy niepokój nurtujący społeczeństwo polskie potęgowały mój niepokój, sprawiły, że coraz boleśniej odczuwałam rozłąkę. Mimo wszystko postanowiłam spędzić lato [1939 roku] z dziećmi w Brzeżanach. Ostrzegali nas wszyscy przed tym wyjazdem, że wojna tuż, tuż, ale Emil przyjechał po nas do Wilna i zabrał nas do Brzeżan. Przez te dwa miesiące pobytu przyjrzałam się jeszcze raz, jak bardzo szanowany i podziwiany był mój mąż. […]
Emil chyba nie bardzo sobie zdawał sprawę z groźnej sytuacji, tak że 6 sierpnia pojechał do Wilna na bardzo uroczysty Zjazd Legionistów, a mnie z dziećmi zostawił w Brzeżanach. Wrócił po paru dniach i zaraz wyruszył z pułkiem na poligon. Nie na długo. Bo oto przyszedł rozkaz przedmobilizacyjny. Pułk stał w pogotowiu, a Emil nie mógł doczekać się rozkazu wyjazdu.

* * *

1 września. Robi się strasznie. Emil dopiero 3 września otrzymuje rozkaz wymarszu. Odprowadzam go na dworzec. Emil zdenerwowany, boi się o nas. Zostawia przecież nas same, tak daleko od swoich, w mieście, gdzie lada chwila mogą wpaść Ukraińcy, a policja też opuszcza miasto. Emil błaga, abym starała się niezwłocznie wyjechać do Krakowa, do jego rodziny. Uspokajam go, że dam sobie radę, żeby się nie martwił, uśmiecham się. Ale jak pociąg ruszył nie mogliśmy rozłączyć rąk. I tak biegłam razem z wagonem, aż się peron skończył.O tym, co przeżyłam w Brzeżanach, jak się dostałam w połowie października do Wilna, razem z córkami, to już inna opowieść. […]
Emil po rozbiciu pułku 25 przedostał się wraz z trzema oficerami do Krakowa, a stamtąd przekradł się na Węgry 26Z Węgier otrzymałam w końcu listopada pierwszą wiadomość. Nie popasał tam długo. Powołano go do Francji, do Paryża 27Odnalazł tam znajomych z okresu swojego pobytu w 1931 r. I stamtąd również przyszła wiadomość. Po upadku Francji Emil ląduje w Anglii. Emigracja, jak to emigracja. Ludzie wytrąceni z równowagi, zrozpaczeni, wyszukują winnych. Zaciekli, w sposób okrutny załatwiają osobiste porachunki. Mszczą się za rzekome krzywdy ze strony obozu sanacyjnego. I to wszystko przejmuje obrzydzeniem.

* * *

Płk. Emil Fieldorf,   1940.
Emil prosi o wysłanie go jako emisariusza do kraju. I oto drogą powietrzną, morską i lądem, przez28 Grecję, Jugosławię, Słowację, dociera do Warszawy w dniu 6 września 1940 roku. Zostaje członkiem Komendy Głównej Armii Krajowej 29gdzie pod komendą „Grota”, generała [Stefana] Roweckiego, pracował na szczególnie trudnych stanowiskach. W 1942 roku zostaje mianowany generałem brygady 30 i obejmuje 31 stanowisko szefa Kedywu Komendy Głównej Dywersji 32.Kedyw był aparatem stworzonym w celu:
  1. Po pierwsze: prowadzenia sabotażu, dywersji i organizowania zawiązków oddziałów partyzanckich.
  2. Po drugie: stosowania aktów terroru i odwetu wobec Niemców oraz likwidowania własnych zdrajców, skazanych wyrokami sądów podziemnych.
  3. Po trzecie: prowadzenia najszerzej pojętej samoobrony społeczeństwa.
Kedywowi podporządkowano wszystkie oddziały prowadzące dotąd tę walkę. m.in. pozostałość dowództwa „Wachlarza” 33który został rozwiązany.
Zanim objął szefostwo Kedywu, w zimie 1941 r. przyjechał do Wilna. Mieszkałyśmy wtedy w Kolonii Kolejowej, koło Wilna. Wpadł niespodzianie, a ja i córki oszalałyśmy z radości. Jest, żyje, a z drugiej strony truchlałyśmy, że Wilno jest jak najbardziej niebezpieczne dla niego. Za wiele osób go znało. Mógł być w każdej chwili rozpoznany, wydany. Jakoś mu się udało i szczęśliwie wrócił do Warszawy. Był pogodny i dobrej myśli. Po raz drugi odwiedził Wilno w 1943 r., kiedy byłam aresztowana i wsadzona z początku na Gestapo na Ofiarnej, a potem w więzieniu na Łukiszkach. I znowu szczęśliwie uniknął niebezpieczeństwa, przedostał się z powrotem do Warszawy.
Prowadził dalej pracę dywersyjną jako szef Kedywu 34a więc zamachy, np. na Kutscherę, na Krügera, bomby, wysadzanie mostów, torów. jak mi sam opowiadał, jego praca była możliwa z takimi jak jego podkomendnymi, harcerzami z „Parasola” i „Zośki” 35„Dobrych żołnierzy [miałem] – i tylu ich zginęło”. Głos mu drżał ze wzruszenia, kiedy mówił o nich.
Niestety w 1943 r. 36 [generał Tadeusz] „Bór”-Komorowski powiadamia [generała Kazimierza] Sosnkowskiego, że przygotowuje na wypadek okupacji rosyjskiej sieć szkieletową nowej, tajnej organizacji „Niepodległość”, kryptonim „Nie”. Na czele staje generał 37 Fieldorf, w tym celu wycofany z dowództwa Kedywu 38 i z Kierownictwa Walki Podziemnej 39To był potworny w swych skutkach błąd. Ani Komorowski, ani Sosnkowski nie mieli pojęcia o metodach [sowieckich] i rozbudowanej już w Polsce [sowieckiej] sieci szpiegowskiej 40.
1 sierpnia 1944 roku na rozkaz Komorowskiego wybucha Powstanie 41Dowództwo liczy na to, że wojska sowieckie, które zatrzymały się na Pradze, wkrótce wkroczą do Warszawy. Jakże mało znali Rosjan! Piłsudski na pewno nie liczyłby na to. On ich dobrze znał. A ja pamiętam dobrze, jak oficer śledczy, który mnie badał – zostałam aresztowana 3 maja w [19]45-tym roku – i w nocy, kiedy się zirytował, iż nie może mi dać rady, bo znałam dobrze język rosyjski, zawołał: „A co wy Polacy myśleliście, że będziecie mogli sami opanować Warszawę, a potem z wojskami rosyjskimi walczyć? A wiecie, co powiedział Stalin dowódcom naszym, którzy stali pod Warszawą? – Nie ruszajcie się z miejsca, czekajcie, niech Niemcy wybiją jak najwięcej Polaków, my będziemy mieli mniej do roboty”. Tak powiedział, a ja musiałam [tego] słuchać spokojnie.

* * *

Powstanie upada. Dowództwo AK, z Komorowskim na czele, jest internowane, żołnierze wywiezieni do obozów. Emil przystępuje do organizowania sieci „Nie” 42Szczęście go jednak opuściło. 7 marca 1945 roku został zatrzymany 43 w konspiracyjnym mieszkaniu w Milanówku, ale nie rozpoznany, bo miał papiery na nazwisko Walenty Gdanicki 44pracownik kolejowy. Miał też przy sobie dolary 45 i oskarżono go o handel walutą. Razem z innymi zatrzymanymi przewieziony został do Rembertowa 46a stamtąd transportem kolejowym, w wagonach bydlęcych, o głodzie i w straszliwych warunkach, wywieziony do Swierdłowska, do kopalni węgla. Przebył kolejno trzy łagry na Uralu 47.Razem z nim 48 został aresztowany Jan Hoppe, działacz niepodległościowy, nieprzeciętny umysł i, tak jak mój mąż, nieugięty w swej postawie. Opisał on po powrocie do Polski 49 swoje i Emila przeżycia [w artykule] pt. „Ostatni etap Pana Walentego” [12]. Wstrząsające. Był ciężko chory na serce i ostatnim wysiłkiem woli opisał przeżycia Emila na Uralu.

* * *

Po dwu i pół letnim pobycie, Emil 50ciężko chory na dystrofię, wraca do Warszawy. 26 października 1947 roku wysiada opuchnięty, z gorączką na dworcu w Warszawie. Nie wie do kogo się udać, gdzie jest jego rodzina. I oto na szczęście spotyka swojego byłego podoficera z Trok. Prawie omdlałego ten zacny człowiek zabiera do siebie 51najtroskliwiej się nim opiekuje i leczy. Emil bowiem miał zapalenie płuc. Dzięki tej troskliwej pielęgnacji przychodzi do zdrowia i udaje się do Krakowa.
Gen. Emil Fieldorf (Walenty Gdanicki) po powrocie z łagru w ZSSR,   Warszawa, pażdziernik 1947.
Matka męża umarła w 1941 r., ale żyje ojciec i brat z żoną 52Po krótkim pobycie w Krakowie, Emil przyjeżdża do Łodzi 53Był straszliwie zmieniony, ale był, wrócił. Znaleźli się lekarze, którzy całkiem bezinteresownie podjęli się leczenia i po paru miesiącach wyglądał już całkiem normalnie.
Gen. Emil Fieldorf z córką Krystyną,   Łódź 1948.
A wtedy zaczęłam się niepokoić. Zdawałam sobie sprawę z niebezpieczeństwa, jakie mu grozi w kraju, gdzie szaleje bezpieka, a byli AK-owcy są tropieni, aresztowani, przeważnie likwidowani. Błagałam, żeby się starał przedostać za granicę. Nie chciał, choć jak sam twierdził, przejście granicy było dla niego drobnostką. „Moje miejsce w kraju – twierdził – tutaj są moi harcerze, moi ludzie, nikt nie powie, że uciekałem przed niebezpieczeństwem”. Wyjeżdżał ciągle do Warszawy54Krakowa, a ja truchlałam na każdy odgłos kroków na schodach w nocy, na każdy dzwonek późnym wieczorem 55
Gen. Emil Fieldorf,   Łódź 1950.
Ostatnie zdjęcie przed aresztowaniem.

* * *

W końcu jednak, 10 listopada 1950 roku, zostaje aresztowany w Łodzi na ulicy. Na próżno czekałam na niego tego dnia, a w nocy zjawili się ubowcy, przeprowadzili rewizję, siedzieli przez cały tydzień. Nic podejrzanego nie znaleźli, a skoro tylko opuścili nasz dom, niezwłocznie pojechałam do Warszawy.
Zdjęcie więzienne Emila Fieldorfa, więźnia nr 378 Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego,   1950.
Oryginał przekazany autorom książki [26] przez Centralny Zarżad Zakładów Karnych w Warszawie w r. 1989.
Reprodukcja z książki [26].
W więzieniu na Mokotowie powiedzieli mi, że takiego nie ma. W prokuraturze wojskowej nie chcieli mi powiedzieć, i dopiero w grudniu 56 oświadczyli, że mogę się starać o widzenie w sądzie wojewódzkim. Otrzymałam to widzenie. Z bijącym sercem stałam przy kratce, jak to w więzieniu. Ukazał się Emil ze strażnikiem. Bał się widocznie, że się załamię, że zacznę płakać i od razu sztucznie ożywionym tonem zaczął pytać o dzieci, o rodzinę, o ojca. Dziwił się, że go znalazłam. Trzymałam się, nie płakałam. Dopiero jak wyszłam za bramę, zalałam się łzami. Z początku nie pozwolili zaangażować adwokata. Wyznaczyli z urzędu takiego Żyda, nie pamiętam jego nazwiska57Byłam u niego. Rozmawiał grzecznie, ale na końcu powiedział tak: „Pani mąż, to człowiek ze stali, nie okazuje ani skruchy, ani żalu. Szkoda, że on nie jest po naszej stronie, my potrzebujemy takich ludzi”.
Kwit odbioru paczki dla Gen. Emila Fieldorfa w więzieniu mokotowskim w Warszawie.
(archiwum Marii Fieldorf-Czarskiej)
Zaczęłam wpłacać na Emila konto co miesiąc z początku 500, potem po 200 złotych. Na widzenie przyjeżdżałam co miesiąc, ale nie zawsze dostawałam przepustkę. Był czas, kiedy przez kilka miesięcy na próżno prosiłam o przepustkę. Kiedy wreszcie znalazłam się w rozmównicy, Emil zapytał z żalem: „Dlaczego tak długo nie byłaś? Tak czekałem”. „Emil – powiedziałam – ja jestem tu co miesiąc, jestem tu zawsze, ale to nie z mojej winy, zrozum”. Zrozumiał 58
Zezwolenie z Sądu Najwyższego dla Janiny Fieldorfowej na widzenie z mężem w więzieniu mokotowskim,   1952.
(archiwum Marii Fieldorf-Czarskiej)
Strażnicy byli różni. Raz tylko był jakiś młody, zezwierzęcony i przerwał nam rozmowę, bo Emil powiedział, żebym nie wpłacała tyle pieniędzy, bo mu nie dają nic kupić. Listy nasze też nie zawsze dochodziły. Od niego mam tylko parę 59Cenzura była ostra.Adwokat [Mieczysław] Maślanko podejmuje się obrony, ale tak dziwnie się zachowuje, że niepokój mój wzmaga się. Ale myślę sobie: „Skoro Żydzi zasiadają w sądzie, należy wziąć na obrońcę również Żyda”. Nic to nie pomogło. Wyrok ten był już dawno wydany. Na rozprawę zaoczną dopuszczono mnie. Dnia 20 października [19]52 roku sąd w składzie: [Emil] Merz, [Gustaw] Auscaler, [Igor] Andrejew i prokurator [Paulina] Kern, kobieta, Żydówka, skazuje Emila na śmierć60.
Za swoją działalność w AK, za wierną służbę Ojczyźnie, on – człowiek o najwyższych wartościach ideowych – zostaje skazany na śmierć. Szukam ratunku. Kołaczę do ludzi, którzy, moim zdaniem, mogliby mi wskazać drogę do tych najwyższych czynników. Piszę do siostry tego kata, Dzierżyńskiego, ażeby zechciała mi pomóc. Ta pani, Kojałłowiczowa, staruszka, przysłała mi niezwłocznie bardzo pozytywną opinię o Emilu i prośbę, aby sąd przychylił się do jej prośby i zechciał złagodzić swój wyrok. Wszystko na próżno 61.
Dnia drugiego lutego w [19]53-cim roku ostatni raz widziałam Emila. Był smutny, serce mi pękało z bólu i rozpaczy. Wiedział o wyroku. Przyprowadził go jakiś starszy, bardziej ludzki, strażnik. Wprowadził Emila przed kraty, spojrzał na mnie wymownie i odszedł. Po raz pierwszy zostaliśmy sami. Wtedy Emil powiedział: „Czy wiesz dlaczego mnie skazali? – Bo odmówiłem współpracy z nimi. Pamiętaj, żebyś nie prosiła ich o łaskę! Zabraniam tego” 62Powiedziałam – „Domyślam się, ale ja nie tracę nadziei, walczę o ciebie jeszcze”. Rozpytywał potem o wszystkich, zwłaszcza interesował się Zosią. Opowiadałam mu, jak sobie radzimy. Potem przyszedł strażnik, oświadczył, że widzenie skończone, Emil wyszedł. Głowę miał pochyloną, ręce w kieszeniach i ani się obejrzał na mnie.
Ale nie chciałam wierzyć, że go zamordują. Wnosimy podanie do Rady Państwa o ułaskawienie 63.Ja, córki, ojciec i brat. Po tygodniu przyjechałam znowu, ale sekretarka tego sądu powiedziała, że nie ma odpowiedzi na nasze podanie, żebym się codziennie dowiadywała. Wracając [zwróciłam się] do niektórych członków naszej rodziny, którzy mieszkali w Warszawie, ale oni odmówili, bali się, nie będą chodzili. Uprosiłam wtedy jedną panią, znajomą, i ta powiedziała, że się nie boi i będzie dowiadywała się. Kiedy przyszła karta od niej, żeby ktoś z rodziny przyjechał, pojechała Marysia. Poszła do sądu i tam oznajmiono jej, że nasze podanie zostało odrzucone. Jakże wiele człowiek może znieść.
Protokół z wykonania wyroku śmierci na Generale Emilu Fieldorfie
24 lutego 1953 r. w więzieniu Mokotowskim w Warszawie.
Podpisany przez: prokuratora Witolda Gatnera, naczelnika więzienia Warszawa I (mokotowskiego) Alojzego Grabickiego i lekarza więziennego Maksymiliana Kasztelańskiego.  Reprodukcja z książki [26].
Kilkakrotnie jeszcze jeździłyśmy do Warszawy, próbowałam odnieść pieniądze do więzienia. Nie przyjęli. W sądzie nie chcieli za nic powiedzieć, żadnego pisma, żadnego zaświadczenia, zawiadomienia. W tej niepewności żyliśmy przez szereg miesięcy, aż przyszedł list z Londynu od stryjecznego brata Emila, Stanisława Fieldorfa. Pisał, że jego zdaniem nie ma sensu łudzić się, że powinnam znać całą prawdę, że Emila już zamordowali w więzieniu dnia 24 lutego 1953 roku 64.Przeżyłam i to. Skąd brałam siły – nie wiem.

* * *

W [19]57 roku, po zmianie na stanowiskach rządowych, po tzw. październikowych wypadkach i dojściu do władzy Gomułki i odwilży, wniosłyśmy podanie o rehabilitację. Wniosłam ja, córki, ojciec, brat. Dopiero 4 lipca [19]58 roku sąd ogłosił pełną rehabilitację, wobec odwołania zeznań przez świadków, Grzmielewskiego 65 między innymi, doprowadzonych z więzienia, którzy, jak sami podali, zostali torturami zmuszeni do obciążenia Emila i stali się pośrednimi sprawcami jego skazania i śmierci.Ta niesłychana zbrodnia, to potworne morderstwo uszło jednak kary. Oprawcy nie zostali napiętnowani i skazani. Wniosłam podanie 66 o wskazanie miejsca pochowania Emila. Na próżno. Prokuratura odpisała, że nie wie, że nieznane jest miejsce pochowania Emila. Wobec odmowy prokuratury z więzienia na Mokotowie wskazania mi miejsca pochowania Emila, uchwaliłyśmy z córkami, że ułożymy płytę symboliczną. Wniosłam podanie o zezwolenie i dopiero po dwóch latach uzyskałam od wojska zezwolenie, bo był to wtedy cmentarz wojskowy, a zarząd wyznaczył mi miejsce. Nie chcieli się zgodzić na żaden inny napis 67jak tylko: „Emil Fieldorf-„Nil”; daty urodzenia i śmierci oraz Krzyża Virtuti Militari nie dopuszczono.

* * *

Teraz tak: [Janina Fieldorfowa najwyraźniej czyta ze swoich zapisów pamiętnikarskich]28.III.1957 rok. Wczoraj zjawił się Lichtszajn Chaim, który mnie, a właściwie nas, od roku poszukiwał, żeby opowiedzieć o swoim zetknięciu się z Emilem na Mokotowie. Nie wyglądał wcale na rabina, nic w sobie nie miał z osoby duchownej. Taki zwykły człowiek, rudawy, bardzo szczupły, o inteligentnych oczach. Postaram się spisać to wszystko, co mówił o Emilu, żeby nie zapomnieć.
Spotkali się na ogólnej celi, po przeniesieniu tam Emila, który przez 23 miesiące przesiedział w okropnie małej celi, ciemnej, bez stołka ani stołu, gdzie musiał siedzieć na podłodze. To była specjalna cela numer 11. Głodzili go tam i zadręczali śledztwami. Nie bili jednak. Nie torturowali, bo jak powiada rabin „i tak wiedzieli, że to nic nie pomoże, a poza tym – o Boże – wiadomo było im także ze śledztwa, że będzie skazany. Panie muszą być dumne z takiego męża i ojca, to [był] taki niezwykły człowiek 68Takich było na Mokotowie może dziesięciu, a może i tylu nie było. Do takich zaliczam Kostkę-Biernackiego i adiutanta „Bora” – Jamontt-Krzywickiego 69Umarł, umarli obaj.”
Emila cechowała niesłychana wprost prawość, jakaś niepojęta wprost ufność, nigdy się nie spodziewał takiego wyroku. Był też tak pracowity, że wciąż wymyślał jakieś łamigłówki myślowe, dla ćwiczenia pamięci, lubił grać w domino. Na śledztwie niczego się nie zapierał, ani jednego słowa nie wymówił, ani jednego gestu nie zrobił dla swojej obrony. Na śledztwach właściwie oskarżał on, a nie oni. Kiedy [Lichtszajn] był w sąsiedniej celi, słyszał jak Emil mówił: „cóż, ja jestem niepodległościowcem, byłem nim zawsze i będę, nigdy się nie zmienię, nie ma o czym mówić ze mną”. Kiedyś Emil powiada rabinowi, że śledczy podniósł na niego rękę, zamachnął się. A Emil rozwarł koszulę i powiedział: „Bij mnie Polaka, ty łobuzie. Patrz, oto mam zęby wybite przez Niemców 70wroga, odpłaciłem im inaczej, a teraz ty! Bij!” Nie uderzył, a Emil się rozpłakał, po raz pierwszy.
Nigdy nie widziałam go płaczącego, nigdy. Nie mogę nawet sobie tego wyobrazić. Ciemno mi się robi przed oczami, jak o tym myślę. Nie myśleć, nie myśleć, nie myśleć, ale pamiętać musimy, ja i moje córki. Trzeba powiedzieć wnuczkom, niech wiedzą.
Wtedy odstawili go na jakiś czas na boczny tor, tzn. nie wzywali go na badanie. Przeszedł do ogólnej celi, gdzie był do wyroku. Nie spodziewał się takiego wyroku, do tego stopnia, że nawet wziął adres rabina, żeby zawiadomić jego rodzinę. Od razu poczuł zaufanie do tego Chaima i kiedy leżeli na siennikach, głowa przy głowie, szeptali nocami i roztrząsali różne sprawy całymi godzinami.
Co miesiąc wpłacałyśmy na jego konto od 500 do 200 złotych. Mam kwity. A on nic nie mógł kupić, nie miał papierosów, ubranie poszło w strzępy. Legendy krążyły o nim na Mokotowie 71Jak twierdzi pan Lichtszajn, nawet te psy śledcze i cały aparat sądowy miał do niego szacunek. Martwił się o nas, o córki, że pewnie nam ciężko, wyobrażał sobie jak trudno jest nam poradzić sobie finansowo. O sobie myślał najmniej.
W tej celi był cztery miesiące. Potem zabrali go na rozprawę. Wszyscy wiedzieli, że on tu już nie wróci. Odchodząc, pożyczył buty od jednego z więźniów. A przecież posłałam mu takie porządne, na filcu. Nie oddali mu. Odesłał potem te buty, a na nich odczytali: „Kara śmierci – ha, ha, ha!” Nigdy nie mógł uwierzyć, że można popełnić tak morderstwo i to w imie-niu rzekomego prawa.
Emil zarzucał władzom londyńskim, że niepotrzebnie spowodowały utworzenie WiN-u, „Wolność i Niepodległość”, że to spowodowało zagładę wielu tysięcy niewinnych ludzi. W okresie, kiedy Rosja stała się jedną ze światowych potęg, tworzenie takiej organizacji, tuż po wojnie, nie miało zupełnie sensu. Bolał nad tym wszystkim. Pan Lichtszajn [mówi, że Emil] kazał sobie, mówić po imieniu, nie pozwalał tytułować się generałem.
Jedyny świadek 72który zeznawał przeciwko Emilowi, to był Grzmielewski, znajduje się też na wolności. Jeżeli Emil nie żyje, on jest sprawcą jego śmierci. Według ich prawa sądowego oskarżony nie może być skazany na podstawie własnego przyznania się do winy. Musi być chociaż jeden świadek. I takiego świadka znaleźli, choć Emil i tak do żadnej winy się nie przyznawał. Emilowi dali do przeczytania zeznanie tego Grzmielewskiego. jak opowiadał panu Chaimowi, złapał się za głowę, jak to przeczytał, nie chciał własnym oczom wierzyć. Przybiło go to, że to jego człowiek, jego podwładny, AKowiec, a takich było więcej. Chociaż jak twierdzi pan Lichtszajn, tchórzostwo i płaszczenie się wobec wroga cechowało NSZ, Narodowe Siły Zbrojne. To był, według niego, okropny element, sprzedajny, za cenę lepszego wyżywienia, ćwiartki masła, czy czegoś tam, wydawali lub oskarżali nawet najbliższą rodzinę 73A ten Chaim przez prawie pięć lat żył o chlebie i wodzie, bo religia nie pozwalała mu na korzystanie z kotła. Nie mogli go zmusić do jedzenia.
Na Mokotowie poznawało się ludzi, wychodziły na jaw najpiękniejsze, najwznioślejsze cechy charakteru, a najgorsze, naj bardziej podłe również. Dusza ludzka tam się obnażała. Nikt nie zdołał się na dłuższy dystans markować. Siedzieli tam też Niemcy, m.in. dwóch generałów 74Byli oni dobrze zaopatrzeni we wszystko, dostawali paczki, nawet zza granicy. Nie wiem, czy można dawać wiarę tym wszystkim doniesieniom tego rabina. Nie wiem, ale zapisałam.
Teraz żałuję, że nie zapisałam tego, co mówił pan Walter Żabczyk 75Ale mam jego listy. Można będzie to odtworzyć.
7.XI.1957 r. Telefonował do mnie adwokat, Dowbor Bordel, że wybiera się do mnie jeszcze jeden współtowarzysz Emila, prawnik. Zaprosiłam go na popołudnie. Przyszedł. Nazywa się Michał Kołynia, Ukrainiec, komunista. Trochę się go zlękłam. Ale przypomniałam sobie, że mówił mi o nim jeden ksiądz. Ksiądz doktor Przetocki z Gdańska, do którego celi trafił on po opuszczeniu Emila i że z wielkim entuzjazmem mówił o nim. Okazuje się, że siedział z nim [Emilem] w [19]51 roku, siedem miesięcy. Dopiero traz dowiedziałam się, jak wyglądał naprawdę moment aresztowania Emila.
Otóż był on wezwany na 10 listopada 1950 r. do RKN-u, celem rzekomego uzupełnienia danych do uzyskania emerytury 76Kazali [mu] stawić się z dyplomem oficerskim. Emil po wejściu do RKN-u zorientował się zaraz, że kręcą się tam jakieś podejrzane typy. Wyszedł więc zaraz, ale na Piotrkowskiej podeszło do niego dwóch drabów, podjechało auto, wsadzili go, choć Emil zaczął krzyczeć, żeby ludzie mnie zawiadomili, podawał mój adres, ale oczywiście nikt nie przyszedł 77.Zawieźli go od razu na Koszykową 78Tam był parę miesięcy. Podobno usiłował popełnić samobójstwo. Boże, Boże! Powiedzieli mu, że ja i córki jesteśmy pierwsze aresztowane. Badał grunt Różański 79Chcieli go za wszelką cenę zmusić do współpracy. Jak się już znalazł na Mokotowie, uspokoił się, bo ja niedługo otrzymałam widzenie i w tym okresie wyżywienie miał dobre, bo za wpłacane przeze mnie pieniądze kupował sobie już tłuszcze i nawet owoce 80Dzielił się tym ze wszystkimi, z tymi, którzy nie otrzymywali pieniędzy.
Poza tym niewiele dowiedziałam się od tego pana. Opowia dał dużo o sobie. Był tak przekonany, że Emil jest na wolności, że przyjechał tutaj żeby go prosić na świadka w procesie rehabilitacyjnym, który też jakoś się ciągle odwleka, jak u Emila 81Miałam wrażenie, że trochę się obawiał, żeby za dużo nie powiedzieć. Takie miałam wrażenie. Znał nas jeszcze z Wilna, bo mieszkał na Kalwaryjskiej, pod numerem 7, a my pod 11-tym. Już wtedy, jako słuchacz Instytutu Badań Ziem Wschodnich, należał do organizacji komunistycznej. Bo ja wiem, może był specjalnie do nas nasłany? Teraz nikomu nie można wierzyć.

Brak komentarzy: