ORP " Groźny" 351

ORP " Groźny" 351
Był moim domem przez kilka lat.

czwartek, 28 listopada 2019

Na zdjęciu: rozpoznawczy Ju-88 z 2.(F)/122, zestrzelony nad Istrą 25 lipca 1941 r

UWAGA DŁUGO
Na zdjęciu: rozpoznawczy Ju-88 z 2.(F)/122, zestrzelony nad Istrą 25 lipca 1941 r. Załoga (w składzie: pilot: porucznik Wilhelm Stuckmann; nawigator: starszy sierżant Wilfred Anders; radiooperator: kapral Bruno Sievert; strzelec pokładowy: kapral Werner Ludwig) zdołała przyziemić, ale jej los jest nieustalony do dzisiaj - najprawdopodobniej zostali zamordowani. Pięć dni później samolot wystawiono na Placu Swierdłowa w Moskwie. Do listopada 1941 r. Luftwaffe wykonała 90 nalotów na Moskwę. Wbrew pozorom, niemieckie ataki były dużo słabsze, niż analogiczne na Londyn, i zakończyły się relatywnie niewielkimi zniszczeniami. By chronić Moskwę, Sowieci zgromadzili 40 % swojej artylerii przeciwlotniczej, szczególnie chroniąc Kreml. Mimo to, ludność Moskwy kryła się w tunelach metra przed bombami. [A]
Unternehmen ''Barbarossa'' - cz. XLIV: Moskwa wierzy Führerowi. Sprawdź, czy widziałeś poprzednie części.
Katastrofa pod Briańskiem i Wiaźmą była przerażająca. Niemcy do sowieckiej stolicy mieli zaledwie sto kilometrów...
A co tam się działo? Panika. Tak wielka, że Moskwa długo nie mogła doczekać się uznania, nawet w czasach ZSRR. Przez długie lata skrywano to, co działo się w październiku 1941 r. w sowieckiej stolicy. Nie pasowało to do oficjalnej, bohaterskiej wizji historii...
Na przełomie września i października Sowieci w najwyższej tajemnicy przewieźli trupa Lenina z mauzoleum na Placu Czerwonym do Kujbyszewa. W mieście panował chaos. Tysiące ludzi uciekały. Drogi były zablokowane przez dziesiątki samochodów uciekających bonzów partii bolszewickiej i ich rodzin. Szli także zwykli ludzie, próbując ocalić dobytek. Na rogatkach czekało jednak NKWD z pistoletami maszynowymi, gotowymi do strzału i zawracało wszystkich seriami w powietrze. Co bardziej opornych aresztowało i w trybie pilnym skazywało na parę lat łagru.
Nie lepiej było na dworcach kolejowych. Perony były zawalone ludźmi, próbującymi złapać jakikolwiek pociąg z miasta. Znajdowano całe walizki pełne porzuconych legitymacji partyjnych. Dochodziło do regularnych strzelanin z milicją i NKWD - cywile mieli broń, znalezioną, bądź odebraną siłą. Robotnicy napadali na auta uciekających partyjniaków, grabiąc ich ze wszystkiego i bijąc. Niedługo potem przestała działać cała infrastruktura miejska - nie jeździły tramwaje, autobusy, metro. Milicjanci zniknęli z ulic, powołani do tworzonych ad hoc jednostek obrony. Zastąpili ich sędziwi starcy, pamiętający chyba jeszcze cara Aleksandra. Do obrony powoływano kogo się dało - Armii Czerwonej zaczęło brakować ludzi. Studentów, milicjantów, robotników wcielano do jednostek pospolitego ruszenia, dając im do ręki polskie karabiny bez nabojów i butelki z benzyną. Większość nigdy wcześniej nie trzymała broni. Kobiety przymusowo wysłano do prac w kołchozach, bo mężczyźni poszli na front. Tysiące ludzi zagnano do gorączkowej rozbudowy umocnień - wcześniej pod Briańskiem i Wiaźmą, potem pod Możajskiem, aż w końcu w samej Moskwie. Dniami i nocami kobiety i dzieci kopały rowy przeciwczołgowe, rozciągały zasieki z drutu kolczastego, budowały stanowiska dla dział.
Coraz gorzej było z zaopatrzeniem sklepów - nie można było niczego kupić. Brakowało opału, wielu ludzi rąbało meble i paliło nimi w piecach, by się ogrzać. Nie było też mydła, żyletek, papierosów, nafty. Widokiem codziennym stały się długie kolejki po podstawowe towary. Rozkwitł czarny rynek, sprzedawano rzeczy zrabowane z wojskowych magazynów. Normą stały się też rozruchy i okradanie sklepów, nawet za dnia. Muzea, teatry i kina zostały zamknięte. Miasto otulał czarny śnieg - to spadał popiół z Łubianki, gdzie masowo palono akta.
Do NKWD trafiały kolejne skargi i zażalenia dyrektorów fabryk zbrojeniowych - nikt nie odbierał towaru, który zalegał na składach, więc wstrzymywano produkcję. NKWD dyrektorów aresztowało za sabotaż. Robotników trzymano pod kluczem, bo spóźnienie się do pracy traktowano jako sabotaż i karano rozstrzelaniem. W fabrykach dochodziło nawet do zwyczajnych buntów, gdzie proletariat z okrzykiem ''bić komuchów!'' rzucał się z kluczami i młotkami na przedstawicieli władzy. Rabowano składy alkoholu, pijani żołnierze, robotnicy i milicjanci byli zwykłym widokiem. NKWD, szukając ''dywersantów'' jeździło po mieście i strzelało nawet do ludzi stojących w kolejkach. Szukano przebranych w sowieckie mundury niemieckich spadochroniarzy, rzekomo zrzuconych na Moskwę. Mówiono, że Beria i jego mołojcy z NKWD spać się nie kładli, bo tyle mieli ''pracy''...
Zaczęły się czystki na Łubiance. Rozstrzelano sędziwych Christiana Rakowskiego i Mariję Spiridonową - ostatnich przywódców niebolszewickiego proletariatu. Ten sam los spotkał Ninę Tuchaczewską, żonę rozstrzelanego w '37 marszałka, i Olgę Kamieniewą - siostrę Trockiego i żonę Lwa Kamieniewa. Nie oszczędzono nawet asów lotnictwa z wojny domowej w Hiszpanii - Pawła Ryczagowa i Jakowa Smuszkiewicza, których zamordowano za domniemane członkostwo w ''faszystowskich organizacjach''. NKWD przygotowywało już siatkę partyzancką, pozostawioną w Moskwie, która miała zakłócać niemiecką okupację.
W mieście panował chaos. Obywatele jawnie wygrażali pięściami i wyklinali ''wodzów proletariatu'', nie bacząc na NKWD. Lud Moskwy czekał na Niemców. I karę, jaka miała spaść wraz z nimi na bolszewickich paladynów. A ta jawiła się jak słodka zemsta. Ludzie palili portrety i książki bolszewickich dyktatorów - Lenina i Stalina, wyrzucano popiersia na śmietnik. Niektórzy, usłyszawszy plotkę, że Führer chce napić się herbaty w Moskwie, wystawiali na parapetach samowary. Pastowano podłogi i pieczono powitalne ciasta. Zdarzało się, że malowano po kryjomu swastyki na murach. ''Niemcy to przyzwoici ludzie. Wspierają sztukę. Przecież to w końcu jeden z najbardziej kulturalnych narodów w Europie'', mawiano na ulicach.
16 października ludzie stali jak zwykle w kolejkach po chleb. Dzień zaczął się trzeszczeniem szczekaczek na ulicach, a potem głosem Jurija Lewitana, słynnego spikera sowieckiego radia, znanego ze swojego basowego głosu. Lewitan zaczął: „Komunikat Sowinformbiuro. Przez…”...po czym głos nagle się urwał, a z głośników popłynęła melodia marsza. Przechodnie na ulicach wzięli ją początkowo za sowiecki ''Marsz Lotników'', ale nie pasował tekst. Gdy nagle, w zupełnej ciszy, przetoczyły się przez ulice, niczym zimny powiew wiatru, słowa o towarzyszach rozstrzelanych przez reakcję i komunistów, ludzie zrozumieli, że jest to niemiecka ''Horst Wessel-Lied'', słynny marsz NSDAP. Niemcy byli tak blisko, że zdołali zagłuszyć moskiewskie radio. Brzmiało to niczym proroctwo. Trwało to minutę, może dwie, najdziwniejszej chwili, jaką poznała Moskwa. W końcu marsz urwał się i Lewitan dokończył audycję, jakby nic się nie stało: „Sytuacja w okolicach Moskwy uległa znacznemu pogorszeniu”.
Rząd sowiecki ewakuował się do Kujbyszewa. Tam na miejscu wyrzucano ludzi z mieszkań, by miasto mogło pełnić rolę zastępczej stolicy (i taką było aż do 1943 r.). Z zamiarem takim nosił się sam Stalin. Podobno nawet pojechał na Dworzec Kurski i przespacerował się po peronach, wahając się. Jednak zdecydował pozostać. 15 października wydał rozkaz, by wysadzić w powietrze wszystko, czego nie da się ewakuować - obiekty przemysłowe, wodociągi, tory kolejowe zaminowano. Przerażony niemieckimi postępami dyktator próbował porozumieć się z Niemcami za pośrednictwem Bułgarii, kazał dowiedzieć się Berii, czego oczekuje Rzesza. Był gotów na wszelkie ustępstwa, byleby powstrzymać to, co zdawało się nieuniknione.
Gdy pozostał, zaczął błagać o zmiłowanie i pomoc nawet tego, którego lekceważył i zajadle zwalczał przez ostatnich kilkadziesiąt lat. Błagał o pomoc Boga. Przeprosił się z metropolitą Sergiuszem. Kazał zamknąć antyreligijne organizacje i czasopisma. Do samolotu polecił wsadzić ikonę Matki Boskiej i trzy razy okrążyć Moskwę.
7 listopada 1941 r. odbyła się defilada na pamiątkę rewolucji październikowej. Żołnierzy maszerujących przed wąsatym satrapą pognano z Placu Czerwonego prosto na front. Paradę nazwano później ''defiladą strachu''. Stalin, stojąc na pustym mauzoleum Lenina zakończył przemówienie, jakby próbując samego siebie przekonać: ''Śmierć niemieckim najeźdźcom!''.
Imperium sowieckie wydawało się rozpadać, gdy pancerna pięść Trzeciej Rzeszy rozrywała kolejne linie obrony...

Brak komentarzy: