ORP " Groźny" 351

ORP " Groźny" 351
Był moim domem przez kilka lat.

czwartek, 25 czerwca 2020

Bo rządzący parweniusze w Polsce nie rozumieją wagi wydarzenia lub celowo nie chcą wykorzystać tej rocznicy do wysławienia Polski i Litwy na arenie międzynarodowej, do wzrostu jej prestiżu w świecie.

Kłuszyńska potrzeba (cz.II)
ks. dr hab. Stanisław Koczwara (2010-08-29)

Czasy, które dotykają bezpośrednio Kłuszyna to okres najwyższego rozkwitu i potęgi Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Rozbijamy w puch Moskali w tej pamiętnej bitwie, przyłączamy Smoleńsk, stacjonujemy na Kremlu, a królewicz Władysław zostaje ogłoszony w Moskwie carem. Zdają się przed nami otwierać na wschodzie dalekie horyzonty: Moskwa może połączyć się z Polską dobrowolną unią. Nie jest to jednak wynik samej bitwy kłuszyńskiej, ale pewien ciąg wielowiekowego celowego, rozumnego działania całego narodu sprawiającego, że pełniliśmy jakąś istotną misję kulturową i cywilizacyjną w tej części Europy. Toteż nic dziwnego, że Zygmunt Krasiński tak o tym mówi:
"Polska była naprawdę dziełem mądrości boskiej i boskiego przewidywania, postawionem przez Opatrzność pomiędzy ludźmi różnego pochodzenia i różnych popędów, Turkami, Moskalami i Niemcami, na to, by trzymała na wodzy pierwszych w ich zamachach na chrześcijaństwo, drugich w ich zamachach na cywilizację, trzecich w ich zamiarach względem plemienia słowiańskiego. To też widzi się ją przez wieki, zawsze i wszędzie, pełniącą tę potrójną misyę kosztem swojej najczystszej krwi: czy to kiedy w Prusiech druzgocze nieznośny ucisk krzyżackiego zakonu, czy bierze do niewoli księcia z austryjackiego domu, czy wchodzi do Moskwy i zmienia dynastę carów, czy pod murami Wiednia zadaje cios śmiertelny potędze Islamu. Położona pośród tych państw różnych, oddzielała jedne od drugich, przez to utrzymywała każde w jego właściwych granicach i w naturalnej, uprawnionej sferze jego działania. Głęboko katolicka, a zarazem zachwycona tradycjami starożytności rzymskiej, w nieustannych stosunkach z Włochami i Francyą, ona odpierała barbarzyństwo ze wszystkich stron, pracowała bez przerwy nad unią schizmy z kościołem rzymskim, a powstrzymując chciwość germańską, rozszerzała na Słowiańszczyznę cywilizację Zachodu". (Z. Krasiński, Memoryał dla Napoleona III, w: Pisma Zygmunta Krasińskiego, t. 7, Kraków 1912, s. 559n.)
Grzech zaniedbania rządzicieli państwowych i duchownych:
Wspominamy te ważne dzieje, bo one przebiegają przez nasze serca, z nich jest ukształtowany nasz charakter narodowy, one są kartą atutową na areopagach politycznych współczesnego świata. Ale tylko w rękach tych ludzi, którzy wyrośli z tego dziedzictwa, któremu na imię Polska, którzy czują i myślą po polsku, to znaczy na wskroś ewangelicznie. I boleścią napawa fakt, że taki Jubileusz jak 600- lecie zwycięstwa pod Grunwaldem przechodzi bez echa w Europie i świecie, bo rządzący parweniusze w Polsce nie rozumieją wagi wydarzenia lub celowo nie chcą wykorzystać tej rocznicy do wysławienia Polski i Litwy na arenie międzynarodowej, do wzrostu jej prestiżu w świecie.
Kim oni są, że tak postępują? Posłuchajmy jak słusznie mówi o nich poeta:
"Gdzie spojrzeć, tam parweniusz w nowym domu:
I ani mu się śni podlegać komu,
Rządzi się, puszy się jak paw!
Wyzbyliśmy się tylu praw,
Że już niewiele dla nas pozostanie.
Trudno pokładać też nadzieję
W partiach, cokolwiek mają w godle.
Ani nas ziębi ani grzeje,
Czy chwalą się, czy lżą się podle"
(Goethe, Faust)
Ten, który myśli i czuje podług chwalebnej naszej spuścizny dziejowej uczyniłby z tego Jubileuszu wielkie orędzie skierowane do świata, jak układać życie publiczne w Europie i świecie, stając się tym samym alternatywą wobec barbarzyństwa bezczelnie narzucającego nijactwo ustrojowe całym narodom. Czym to nijactwo ustrojowe jest, niech nam odpowie Goethe, którego trudno posądzić o to, że nie był Europejczykiem:
"Ten woła, że zawinił inny,
Tamten z haniebnej dumny zbrodni;
Winien okaże się niewinny,
Bo swą niewinność udowodni.
Świat cały w oczach się rozpada,
Wszelka niweczy się zasada;
A gdzie uczciwość, która nami
Kierować miała? Co tam, głupstwo!
Najuczciwszego w końcu zmami
Jak nie pochlebstwo, to przekupstwo".
(Goethe)
Kiedyś takimi zasadami kierowali się Krzyżacy. Zawsze umieli oczyścić się w oczach Europy z każdej zbrodni, a to propagandą, a to przekupstwem, a to hipokryzją zakonną. Do nich można odnieść słowa św. Pawła: "Ci fałszywi apostołowie to podstępni działacze, udający apostołów Chrystusa. I nic dziwnego. Sam bowiem szatan podaje się za anioła światłości. Nic przeto wielkiego, że i jego słudzy podszywają się pod sprawiedliwość. Ale skończą według swoich uczynków". (2 Kor. 11, 9 ?)
I tak się stało. Kres temu wszystkiemu położył właśnie Grunwald. Potrafił to zrobić król Władysław Jagiełło i Wielki książę Witold oraz współczesna im elita rządząca, że wystąpili śmiało na forum europejskim i nie tylko wykazali całą obłudę mnichów rycerzy, ale obronili i rozsławili imię Polski i bratniej Litwy, a swą alternatywną myślą o układaniu życia publicznego podług wzorca ewangelicznego zmienili myślenie europejskie odnośnie tej kwestii. Więc w patrzeniu na postacie króla Władysława Jagiełły, księcia Witolda, winniśmy kierować się pokorą, by nie stać po stronie tych przemądrzałych historyków, którzy największym politykom i wodzom przeszłości zarzucić potrafią wszystko, a swymi ocenami wydają się dawać do zrozumienia, że gdyby oni wówczas byli przy ich boku, to inaczej potoczyłaby się historia. Gdy się słyszy te poprawne politycznie komentarze w tzw. polskich mediach, tych pożal się Boże historyków, co boją się samodzielnego myślenia, a z największej świętości, chwały, wielkości przeszłych wieków uczynią pośmiewisko, to dusza krzyczy na cały głos:
"Lecz wróćcie księgę, którą znałem z młodu,
Boć chwała dziejów dziedzictwem narodu"
Jubileusz Grunwaldu zmarnowali rządziciele Polski, po pierwsze: celowo - bo to w gruncie rzeczy parweniusze myślący tylko o sobie - i po drugie: z głupoty, bo to lokaje nie umiejący myśleć samodzielnie. Ale jest jeszcze Kościół, który z woli Zbawiciela, w Polsce, od czasów św. Stanisława stał się wychowawcą narodu. Warto przypomnieć słowa Jana Pawła, które już raz w audycji o św. Stanisławie zostały przytoczone. Wypowiedział je papież podczas swej pierwszej pielgrzymki do Polski, w 900 rocznicę męczeńskiej śmierci św. Stanisława.
Jan Paweł II mówiąc, że tradycja narodowa upatruje właściwe miejsce Męczennika ze Skałki u podstaw kultury polskiej, wskazał na episkopat Polski, który "wpatrzony w tego swojego wielkiego protagonistę w dziejach Ojczyzny nie tylko może, ale wręcz musi czuć się stróżem tej kultury. Musi do swego współczesnego posłannictwa i posługi zaliczyć szczególną troskę o całe dziedzictwo kultury polskiej, która wiadomo w jakiej mierze przeniknięta jest światłem chrześcijaństwa".
I dalej mówił papież: "Misja episkopatu Polski na przedłużeniu misji św. Stanisława, naznaczona jakby dziejowym charyzmatem, jest w tej dziedzinie oczywista i niezastąpiona"[1].
Dziś, gdy istnieje zagrożenie, że niewolnicza mentalność rządzących może, wbrew naszej woli, pozbawić nas ojczystych struktur państwowych, pozbawić kultury, tradycji i chlubnej historii, to społeczeństwo w ogromnej większości katolickie winno znaleźć na nowo oparcie w ustroju hierarchicznym Kościoła, bo on nie jest tylko ośrodkiem jego własnej misji pasterskiej, ale także bardzo wyraźnym oparciem (...) dla świadomego swych praw bytu narodu"[2].
Tego Kościół w Polsce, cały w swym wymiarze świeckim i duchownym, od swych pasterzy ma prawo oczekiwać!
Niestety jeśli idzie o przesłanie Grunwaldu, jak dotąd dalej oczekuje. Jest to grzech zaniedbania obowiązku wychowywania przez duchownych obecnego pokolenia Polaków, by znało, szanowało, chlubiło się wiktorią grunwaldzką i przeciwstawiło się podług swego polskiego charakteru tym wszystkim, dla których Grunwald jest pustym słowem. Czyż surowa przygana naszego Wieszcza nie jest słuszną, gdy słyszymy:
"dziś księża boją się przemawiać publicznie (...) i ukrywają swe kapłaństwo pod formami gładkimi i popularnymi...Kiedy zaś się stało niewolnikiem konwenansów i zwyczajów, straciło się już wszelką siłę i nie jest się w stanie oddziaływać na tłumy (...) Gadają nam wprawdzie o epoce nowej, robią nam obietnice, naśladują słowa poetów i proroków (...); ale nigdy nie są gotowi ugiąć się przed duchem, który je dyktował, nie chcą tego widzieć, że wszystko około nich wzniosło się im nad głowy" bo (...) "duchowni z urzędu odszczepili się od tego życia".
I dalej słuszną jest rada Mickiewicza, gdy powiada:
"Żeby wydawać takie słowo, co by brzmiało szeroko (...) trzeba na to wielkiej siły, trzeba żyć życiem mas, oddychać powietrzem, które ożywia narody"[3].
I w tedy Kościół ma prawo każdemu w ojczyźnie, co jej chlebem się karmi, a odnosi się do niej z pogardą i wspiera jej wrogów w niszczeniu wszystkiego, co w niej wielkie, by naród zniewolić, z odwagą zarzucić przeniewierstwo wobec swej wielkiej historii i brak wiary we własne siły.
Czego może się spodziewać prosty kapłan mówiący takie gorzkie słowa? Że oto Radio Maryja oskarży się o jątrzenie ludzi wierzących, bo zaprasza nieodpowiedzialnych prelegentów, a sam kapłan doświadczy raz jeszcze w życiu swym gorzkiej prawdy słów: "Próżno stary pies szczeka, to mu będzie zyskiem, że się mu wręcz, abo też dostanie pociskiem" (Wacław Potocki). Wiem, że jeszcze niejeden kamień rzucony będzie na sumienne słowo polskie. Ale nic to! Za Norwidem mogę powiedzieć,, że tylko te słowa są potrzebne i słuszne, które zmartwychwstają. Należy zatem powtórzyć z całym przekonaniem za poetą:
"Świętą jest wiara ojców - i Bóg był z Koroną,
Dopóki naród wiarę ojców chował (...)
A jeśli naród w czas się nie obudzi,
To Bóg łańcuchem i kościół opasze
I naród cały łańcuchem z żelaza,
Jeśli niewiary nie zatrze się zmaza".
(Wincenty Pol, Hetmańskie pacholę)
Dlaczego w audycji poświęconej zwycięstwu pod Kłuszynem tyle miejsca poświęciłem Grunwaldowi? Wyjaśniłem to w pierwszej części audycji, gdy powiedziałem, że spinamy klamrą dziejową te dwa wydarzenia bo one świadczą o naszej umiejętności celowego i konsekwentnego działania w historii, polegającego na bronieniu, szerzeniu kultury przenikniętej szacunkiem dla wolnej osoby ludzkiej.
(gdzie są sukcesorzy prymasa Mikołaja Trąby, który obecny był pod Grunwaldem, a potem na forum europejskim rozsławiał imię Polski, gdzie następcy kardynała Zbigniewa Oleśnickiego, którego przytomności król Władysław Jagiełło zawdzięczał być może życie, gdzie spadkobiercy myśli biskupa Piotra Wysza, Pawła z Brudzewa, Andrzeja Laskarza ?)
I dlatego omawiając szczegółowo w części telewizyjnej potrzebę kłuszyńską ukazaliśmy ją na tle dwóch kształtujących się odmiennie kultur. Polska kultura wyrosła z Ewangelii za fundament swój ma prymat człowieka jako wolnego dziecka Bożego, a moskiewska, wschodnia kultura człowiekiem pogardza, hołdując brutalnej sile zniewalającej do tego stopnia człowieka, że sam wyzbywa się swojej godności, a nawet o niej nie wie. I o takie podejście do człowieka trwa nieustanna walka, również w naszej późniejszej historii. I trzeba ją umieć nazwać po imieniu.
Trafnie oddaje tę prawdę wydarzenie, jakie spotkało Adama Mickiewicza podczas jego zsyłki do Rosji. Podziwiany przez arystokrację rosyjską, będący często duszą towarzystwa, usłyszał kiedyś z ust któregoś z rodziny Gagarinów wyznanie szacunku i miłości. "Wierzę ci bardzo - powiedział mu Mickiewicz - że mnie kochasz, ale to tylko po prawej stronie Dźwiny, bo po lewej, to jest na Litwie i Rusi, nie wahałbyś się mnie otruć, gdyby tego wymagała wasza polityka." - "Ach! Jak ty znasz Rosjan! - wykrzyknął Gagarin za całą odpowiedź"[4]. (A. Mickiewicz, Dzieła V)
Zatem na polu kłuszyńskim doszło do starcia się tych dwóch cywilizacji, łacińskiej uosobionej w garstce żołnierzy hetmana Żółkiewskiego, otwartej na człowieka i bizantyjsko-stepowej, mającej miażdżącą przewagę, ale gardzącej człowiekiem. I ta pierwsza zwyciężyła stając się nieustannym wezwaniem do trwania przy niej, bo bez niej nie ma wolności czyli rdzenia człowieczeństwa. Ale trzeba tu przytoczyć słowa Jana Pawła II noszącego w sobie to dziedzictwo kultury polskiej, który mówił nie raz, że wolność jest człowiekowi zadana i musi o nią nieustannie się troszczyć w "pocie swego czoła", by nie przekształciła się w zadufaną w sobie samowolę[5]. A tak się stało w naszych dziejach, że nadmiarem ufności co do historycznej idei zgrzeszyliśmy, tracąc powoli w XVIII wieku byt państwowy. Doszła do tego naiwność polityczna, zasadzająca się na tym, iż skoro jesteśmy lepsi od innych, a bezsilni, to inni to uszanują. Nie liczono się z polską myślą polegającą na tym, czy w kwestiach spornych słuszność jest po naszej stronie? Ona istniała realnie w polityce społeczeństwa, niestety była nieobecna u cudzoziemców zasiadających na polskim tronie, a zwłaszcza u władców sąsiednich krajów, co traktowali pojęcie słuszności w stosunkach międzynarodowych za mrzonki z innego świata.
A mimo kolejnych doświadczeń, nie wyzbyła się polska myśl polityczna pojęcia słuszności. Pierwsze w Europie ministerstwo oświaty - Komisja Edukacji Narodowej uznało za konieczne nauczanie młodego pokolenia "... nie nazywania polityką tego, co jest chytrością, zdradą, podłością, gwałtem, przemocą, najazdem i cudzym przywłaszczeniem..." Polskie pojęcie o życiu zbiorowym nie odeszło w niebyt historii. Polskość zwyciężała najpierw siłą przyciągającą swej wolności, a później, gdy jej nie stało, duchem wolności w narodzie i jej umiłowaniem. I rzeczywiście, po rozbiorze państwa Naród stanął przed wyborem drogi, czy stać się niewolnikiem, czy też tak wejść w siebie, żeby z humorem i sarmacką fantazją dawać odpór wrażej sile i obcej kulturze:
Oto droga niewolników:
"Kto chce być sługą, niech idzie, niech żyje,
Niech sobie powróz okręci o szyję,
Niech własną wolę na wieki okiełza,
Pan niedaleko - niech do niego pełza!
I tam głaskany, a potem wzgardzony,
Niechaj na progach wybija pokłony,
Niech jak pies głodny czołga się bez końca
Za Pańską nogą, która go potrąca"
I niestety byli tacy, którzy przejmowali myślenie obce, cyniczne wobec każdej wartości i obierali drogę niewolników, dla których jakakolwiek władza jest boską.
Wacław Rzewuski w swoich "Pamiątkach Soplicy" przywołuje postać niejakiego Władysława Rocha Gurowskiego marszałka nadwornego, który konfederatom barskim walczącym o wolność Polki od rosyjskiego zniewolenia cynicznie powiedział: "Bywajcie waćpanowie zdrowi i próbujcie nową konfederacją przeciw nam podnieść, jeśli znajdziecie równych sobie półgłówków. Ale pamiętajcie, że Najświętsza Panna tego zmazać nie potrafi, co carowa jejmość o nas napisała".
A oto droga ludzi wolnych, którzy tak weszli w głąb siebie, że nie zwątpili ani przez moment, że w niszy kultury polskiej zawsze jesteśmy wolni:
"Bogataś, Polsko, w rady i sposoby!
Nie u żyjących wszystkie twoje siły -
Kiedy ci milczą - przemawiają groby,
Kiedy ci wątpią - wierzą twe mogiły"
A jak to niemalże na co dzień wyglądało w życiu naszych przodków żyjących w okowach niewoli, a mimo to wewnętrznie wolnych, niech nam zaświadczy fragment opowiadania św. Zygmunta Szczęsnego Felińskiego, arcybiskupa Warszawy:
"Katarzyna II, znając serdeczność i łatwowierność naszej szlachty, poleciła wyższym przedstawicielom, władzy w zebranych prowincjach, aby jak najuprzejmiej traktowali spokojnych obywateli, starając się ich pozyskać dla swych rządów. Wskutek tego rozporządzenia jenerał dowodzący wojskiem na Podolu nawiedzał od czasu Szaszkiewicza z powodu wpływu, jaki miał w całej okolicy. Otóż zdarzyło się pewnego razu, iż Szaszkiewicz dostał nieznośnego bólu zębów, a chcąc się raz na zawsze pozbyć tak dokuczliwego cierpienia, posłał po cyrulika, by mu ząb zepsuty wyrwał. W chwili jednak, gdy cyrulik do operacji się zabierał, dają znać, że jenerał na dziedziniec wjechał. Szaszkiewicz, ukazawszy cyrulikowi ząb cierpiący, zalecił mu, aby ten, a nie inny wyrwał, kiedy będzie wezwany, po czym wyprawił go do piekarni, sam zaś pospieszył na spotkanie jenerała. Przy sutym śniadaniu, zakropionym co najstarszym węgrzynem, gospodarz wszczął rozmowę o przywiązaniu do tronu, a ożywiając się coraz więcej, zawołał z zapałem do podchmielonego już nieco jenerała:
- Wy utrzymujecie, że Rosjanie więcej kochają cesarzową od Polaków; otóż ja zaprzeczam temu stanowczo, przynajmniej co do mojej osoby, gdyż pewny jestem, że niepodobna, aby ktokolwiek kochał ją więcej ode mnie.
- Wierzę, wierzę - odparł jenerał - że jak na cudzoziemca miłujesz ją bardzo, ale my, rodowici jej poddani, więcej mamy powodów do wielbienia naszej matuszki carycy.
- Otóż ja przekonam pana jenerała - odparł, zrywając się od stołu, Szaszkiewicz - że goręcej od was kocham cesarzowę, bo dla jej miłości zrobię to, czego z pewnością żaden z was nie zrobi.
To powiedziawszy kazał zawołać cyrulika, a gdy ten przybył, usiadł na krześle, wołając:
- Dla miłości cesarzowej daję sobie wyrwać ząb trzonowy. Rwij mi zaraz, żydzie, choćby szczęka pęknąć miała!
Na próżno cyrulik, a następnie jenerał odmawiali go od tej heroicznej ofiary, z której cesarzowa żadnej korzyści nie odniesie; uparł się przy swoim, twierdząc, iż honor Polaków poświęcenia tego wymaga. Po dokonanej operacji, widząc krew lejącą się obficie z ust polskiego szlachcica ku czci cesarzowej, jenerał nie mógł znieść takiego upokorzenia, a krew tak gwałtownie w żyłach mu zakipiała, iż rzucił się na opróżnione przez Szaszkiewicza krzesło, wołając na cyrulika: "Rwij dwa!". Co też bez sporu uskutecznione zostało z większą pociechą polskich niż rosyjskich patriotów"[6].
Prawda, że piękne opowiadanie, jakieś dalekie echo kłuszyńskiej wiktorii nad dominującą siłą wrogiego zniewolenia, pokazujące, że mimo braku zewnętrznych znamion wolności, zachowaliśmy ją w sercach i umysłach pełnych otwartości, gościnności, polskiej fantazji.
Drodzy radiosłuchacze, myślę, że ci z was, którym droga jest kultura polska stwierdza, ze smutkiem, że dziś naród uległ takiemu zaczadzeniu zniewalającemu umysł i serce, że niech ma pretensje do siebie samego jeśli mu źle. A my możemy do niego śmiało odnieść słowa Apostoła Narodów: "Przecież chętnie znosicie głupców, sami będąc mądrymi. Znosicie to, że was ktoś bierze w niewolę, że was objada, wyzyskuje, że was z góry traktuje, że was policzkuje. Mówię to ku waszemu zawstydzeniu"[7]. Narodowi winny w uszach brzmieć słowa przestrogi wypowiedziane przez jego Wieszcza:
"Jak człowiek pojedynczy, tak i naród przede wszystkiem służy Bogu i nie wolno mu udzielności, tj. osobistości, wziętej od Boga za pośrednictwem dziejów, oddawać wiednie i samochcąc za wolność i braterstwo, choćby najkorzystniejsze, kiedy go one nie podnoszą wyżej, ale owszem odrywają od jego najwyższych stosunków z dziejami i z Bogiem! - Nie wolno mu frymarczyć darem żywota osobistego i zsamobójczać w sobie duszy za jaki bądź chleb"[8].
Zatem w świetle tych słów mamy prawo oceniać tych, co nawą ojczystą kierują, czy znają kulturę polską, czy żyją i postępują podług jej wiekowych prawideł, czy ją pomnażają i czy my widząc ich postępowanie możemy być z nich dumni, że są wielcy przed Bogiem i historią. Mamy prawo oceniać ich w kluczu takiego staropolskiego wzorca, jaki nam poddaje poeta:
"Szlachcic, gdy się w publice skąpał, bywał czysty!
I katolik prawdziwy i w sercu ognisty!
Bo z Bogiem poczynano te publiczne sprawy
A człowiek był przed Bogiem pokorny i prawy;
I kiedy ducha skupił w intencji pobożnej,
To był w sercu Wielmożny, naprawdę Wielmożny!"
(W. Pol, Pamiętniki Winnickiego)
Gdy przytaczamy te słowa w Radio Maryja to po to, by naród, który dzięki polskiej kulturze szlachci się, pamiętał i publicznie nie bał się przypominać rządzącym, że:
"A to nie mitrą panie! Ani pańskim nosem
Ale tej braci szlachty pospolitym głosem
Stoi Rzeczpospolita!" (tamże)
A siebie samego winien przestrzegać, że w sumieniu swoim narodowym obowiązuje go odpowiedzialna troska o to dobro wspólne, którą jest ojczyzna wyrosła z kultury przyjaznej człowiekowi, i winien oddawać ster władzy w takie ręce, które wierzą we własne siły i nie ulegają kulturze obcej, niepolskiej, wrogiej człowiekowi. Jeśli ktoś z mających władzę hołduje myślom obcym, to należy go nie tylko władzy pozbawić, ale wzorem naszych przodków przegonić z kraju, jak oni króla Bolesława Śmiałego:
Niech brzmią w naszych uszach słowa, jakie czytamy w Pamiątkach Soplicy:
"Pamiętajcie, żadnemu takiemu, który by choć rok jeden Moskalowi służył, nie wierzcie, czy to marszałek, czy to sędzia, czy to profesor, wypędźcie jego z waszej ziemi, bo nigdy z niego prawy Polak nie będzie, a jeżeli go zostawicie, bądźcie pewni, że furtkę gotową otworzycie nieprzyjacielowi. Jak się ojczyzna wasza odrodzi, żadnych układów nie róbcie z nieprawością: kto tylko u nas urzęduje, dobrowolną, a nie wymuszoną przysięgą związał się z rządem najezdniczym - do waszego sumienia należeć będzie osądzić, na co zasługuje niegodny syn ojczyzny, co dobrowolnie śmiał poddać się takowej przysiędze. Jeśli ją szczerze wyrzekł jest zdrajcą, jeżeli w zamiarze aby ją zgwałcił, jest bluźniercą, depcącym wszystkie prawa boskie i ludzkie. Czy w pierwszym, czy w drugim względzie, jest on równie winnym i nie może być nic wspólnego między nim a wami. Nikomu nie przebaczajcie, pobłażanie bywa korzystnym dla samowładców, bo nim upadlają ludzi niepodległych, a na podłości ich władza się opiera - ale dla narodów wolnych jest zgubą. Jeżeli między wami znajdą się tacy, co was do umiarkowania nakłaniać będą, bądźcie pewni, że to będą ludzie obojętni dla waszej sprawy i radzi mieć środki gotowe do skarbienia sobie na wszelki wypadek względy u nieprzyjaciela. Zatykajcie sobie uszy, jak ci bezbożnicy usta otworzą, wszystko przebaczcie, oprócz najmniejszej obojętności względem świętej sprawy waszej".
Kulturze naszej polskiej służy Radio Maryja i Telewizja Trwam i wydaje się one być jednym z jej ostatnich liczących się bastionów. Jest on atakowany tak wściekle przez wrogów wewnętrznych i zewnętrznych naszej kultury, że bez wsparcia wszystkich zdrowo myślących ludzi ten bastion może się nie ostać. Tym bardziej winni się czuć odpowiedzialni za szerzenie tej kultury, jej należyty przekaz, pracujący w tej jej twierdzy toruńskiej. Oni winni ta kulturą żyć. Nie mogą więc sobie pozwolić na bylejakość, na lenistwo, na marny jej wizerunek, na arogancję wobec niej. Polska kultura bowiem wymaga odpowiedzialności najwyższej od propagujących ją; w świetle jej podstawowego prymatu żąda szacunku dla ludzi przygotowujących audycje o niej, szacunku dla widza i słuchacza, poszanowania tych ludzi i instytucji, dzięki którym młodzi ludzie, akademicy, uczą się tajników sztuki jej należytego przekazu. Krótko mówiąc: kultura polska domaga się, by programy o niej były pod każdym względem na najwyższym poziomie.
Takie rocznice jak 600-lecie Grunwaldu, jak 400-lecie zwycięstwa pod Kłuszynem przypominają nam, że umieliśmy w historii tworzyć rzeczy wielkie, nimi żyć, rozwijać je, bronić, i to nie tylko na polach bitewnych, ale także na bojowisku intelektualnych zmagań oraz promieniować nimi. Pobrzmiewa w tym jakieś echo słów Zbawiciela: "Idźcie i nauczajcie wszystkie narody". Kultura polska wyrastająca z dobrej nowiny o Bogu stającym się człowiekiem z miłości do niego, za najważniejsze przyjmuje właśnie prymat osoby, człowieka - wolnego dziecka Bożego. I jest ona jakąś pieśnią, co rozbrzmiewa w sercach ludzi zamieszkujących polską ziemię, kształtującą jej duchowe i materialne oblicze, idących do nieba po polsku. Jej głównym znamieniem jest to, że jest wolna i czyni takimi wszystkich tych, którzy ją poznają, ukochają i podług niej żyją. Taką też pozostanie dopóty, dopóki Bóg, Pan historii, skłonny nachylać się ku człowiekowi chcącemu żyć i oddychać wolnością, zechce wzbudzać w naszych dziejach wielkich Piewców tej życiodajnej kultury:
Pieśń polska, niepodległa, ta, co jeno wierzy
W Boga, w ducha narodu i jego rycerzy,
Więc przy Ojczyźnie stoi i hasła nie zmienia -
Ta pieśń, co z naszych ojców wyrosła cierpienia
I dotąd wierne syny z całej Polski garnie,
Bo w jej trzech ranach jedną odczuwa męczarnię;
Ta pieśń, której ze sobą nie zabrali wieszcze,
Nie zabrali jej w grób - nie! ona żyje jeszcze!
Ona, kiedy bluźnierców wzmaga się rozpusta,
Zawsze komuś w narodzie rozpłomieni usta
Rozkazując: Idź, mów, głoś! chleb anielski zamień
Na ich gniew, urąganie - a choćby na kamień!
(Kornel Ujejski, Weteranom z r. 1831)
Ci, którzy walczą z kulturą polską i jej obrońcami są w gruncie rzeczy przypominają ludzi o niskim poziomie intelektualnym i takimi są w istocie, bo nienawiść degraduje w nich rozum. Wyrośli oni z duchowych lędźwi kultury bizantyjsko-stepowej i dlatego należy im dać należytą odprawę z finezją, spokojem, staropolską fantazją i to na forum publicznym, w duchu prześlicznej powieści Hrabiego Rzewuskiego przytoczonej przez wspomnianego w tej audycji św. Feliksa Szczęsnego Felińskiego.
Rzecz działa się w Cudnowie posiadłości Hrabiego:
"Z powodu miejscowej kościelnej uroczystości wiele osób zebrało się u mnie na śniadaniu, a między innymi kilku oficerów konsystujących w okolicy. Wszystkie przekąski rozstawione były zawczasu na stole, każdy zaś ze współbiesiadników brał, co mu się więcej podobało. Przypadkiem tak się zdarzyło, iż na jednym końcu stołu umieszczono na stole minogi, na przeciwległym zaś końcu, również na talerzu, przygotowano dla palących cygara. Otóż jeden z młodych oficerów, dla którego cygara były rzeczą całkiem nieznaną, widząc, jak któryś z gości zajadał smacznie minogi, i sądząc, że przy nim stały też same specjały, sporządził sobie z octem i oliwą kilka cygar i spożył je do ostatniego kawałka jakby najwyborniejsze przysmaki.
Opowiadanie to, z ust do ust podawane, przedostało się niebawem do oficerskiego kółka, gdzie ogromne na Rzewuskiego wywołało oburzenie. Nieszczęśliwym trafem w tym rycerskim gronie znalazł się młody kapitan, który istotnie przed paru laty kwaterował z rotą swą w Cudnowie i był na śniadaniu u Rzewuskiego. Wyobraziwszy sobie przeto, że jego to mianowicie dowcipny żartowniś śmiesznością chciał okryć, strasznie się obraził, klnąc się, że nie puści tego płazem, a jeśli potwarca odmówi mu honorowej satysfakcji, to go publicznie opoliczkuje. Niezwłocznie też uprosił dwóch sekundantów, aby w jego imieniu wyzwali Rzewuskiego i ułożyli się o warunki pojedynku. Autor Pamiętników Soplicy pomimo swych ultramontańskich zasad zanadto hołdował tradycjom rodowym, by nie stanąć do honorowej rozprawy, przyjął też wyzwanie i obrał sekundantów. Gdy jednak przyszło do omówienia warunków spotkania, sekundanci ze stron obu, rozpatrzywszy bliżej powód pojedynku, uznali, że nie było w gruncie słusznej racji do krwi rozlewu postanowili przeto wszelkich dołożyć starań, by sprawę polubownie zakończyć. Gdy jednak poczęto do zgody namawiać wyzywającego, obrażony kapitan stanowczo odpowiedział, że wówczas chyba odstąpi od pojedynku, jeśli przeciwnik odwoła rzuconą nań potwarz i publicznie go przeprosi wobec wybranych delegatów, tak ze strony wojskowych, jak i świeckich obywateli. Rzewuski łatwiejszym się okazał, niż przypuszczano, i bez oporu przyjął podane przez przeciwnika warunki. Wybrano przeto delegatów i o naznaczonej godzinie dość liczne grono świadków zebrało się w Sali kontraktowej, do której sekundanci wprowadzili z dwóch stron przeciwnych obu powaśnionych. Skoro się zeszli na środku Sali, Rzewuski pierwszy głos zabrał w te mniej więcej słowa:
-Zagniewałeś się na mnie, panie kapitanie, za żart dla zabawy tylko powiedziany, a co jeszcze smutniejsza, przypisałeś mi intencję wyszydzenia twojej dostojnej osoby. Chętnie też oświadczam wobec przytomnych tu świadków, że opowiadając wymyśloną dla rozweselenia gości facecję o cygarach, nie miałem zamiaru ubliżyć walecznej rosyjskiej armii, gdyż nie przypuszczałem, aby kto tę farsę przyjął na serio. Co do twojej czcigodnej osoby, panie kapitanie, słowem honoru ci ręczę, że w ciągu opowiadania ani mi na myśl ona nie przyszła. Niemniej przecie przepraszam się za tę mimowolnie wyrządzoną ci przykrość. Teraz jednak otrzymawszy ode mnie tak całkowitą wedle życzenia twego satysfakcję, pozwól mi, panie kapitanie, jako starszemu wiekiem i doświadczeniem, dać ci przyjacielską radę, która nieraz w życiu przydać ci się może. Oto nie przyjmuj nigdy do siebie tego, co się w ogólności mówi, chociażby nawet słuszne istniały powody do podobnego przypuszczenia. Całe życie trzymałem się tej zasady i nigdy jej nie opuszczę, chociażby przytyk był niemal oczywisty. Ot i teraz: dwóch nas jest tylko na środku Sali; gdyby jednak który z tych panów, co na nas patrzą, powiedział, że jeden z nas dureń, słowo daję, że póki by nazwiska mego nie wymienił, ja bym nie wziął tego na siebie.
Huczne brawo ozwało się wśród przytomnych. Kapitan, nie mogąc się wśród tego wszystkiego połapać, podał Rzewuskiemu rękę do zgody i całą sprawę utopiono w szampanie".
________________________________________
[1] Jan Paweł II, Program dla Kościoła w Polsce, Warszawa, 2005, s. 20n.
[2] Tamże, s, 12n.
[3] Kurs czwartoletni, dz. cyt., s. 21, zob. H. de Lubac, La postérité spirituelle de Joachim de Flore, Paris-Namur 1981, t. 2, s. 267-268. Por. L. Balter, Noc Bożego Narodzenia, Communio s. 52-53, gdzie czytamy między innymi takie słowa: "Mickiewicz nie wahał się bowiem w tych wykładach zarzucać Kościołowi "instytucjonalnemu", jak go nazywał, ospałość, lenistwo, wygodnictwo, a nawet tchórzostwo polegające na unikaniu spraw drażliwych, trudnych, niewygodnych politycznie (lub dyplomatycznie), a tym samym niemal całkowite uśpienie w nim autentycznego Ducha Chrystusowego..."
[4] Zob. W. Bełza, Kronika potoczna i anegdotyczna z życia Adama Mickiewicza, Warszawa 1998, s. 76.
[5] Por. Przemówienie Jana Pawła II w Warszawie na Agrykoli w 1991 roku.
[6] Pamiętniki, s. 58.
[7] 2 Kor. 11, 27?
[8] Z. Krasiński, Uwagi nad dziełem O Rosyi, Europie i Polsce, s. 392.

Brak komentarzy: