ORP " Groźny" 351

ORP " Groźny" 351
Był moim domem przez kilka lat.

wtorek, 30 marca 2021

Transfer opiewał na znaczną kwotę 1000 zł

 · 

Rudzielec, Klapciuch, Sześciopalczasty, Bękart, Ernest Krzywonogi, Alkoholik, Ezi, Polaczek, Polska Świnia, Ślązak, Niemaszek, Volksdeutsche, Faszysta, Zdrajca, Zdrajca, po stokroć ZDRAJCA....
Są postaci w historii, o których pochodzenie toczą się zażarte spory. Najbardziej sztandardową jest Kopernik. Od setek lat Niemcy i Polacy wydzierają go sobie wzajemnie. Był też ktoś taki o kim najchętniej obie nacje by zapomniały.
Urodził się jako Ernst Otto Pradella dnia 23.06.1916 r. w Katowicach, u prawej stopy miał 6 palców. Od urodzenia był więc wyjątkowy. W życiu zawsze miał pod górkę. On jednak szedł przez życie z uśmiechem, zupełnie nie licującym do mało zabawnych przydomków, które do niego przylgnęły. W jego biografii najczęściej przewijają się trzy słowa: pochodzenie, zdrajca i gdyby. Zacznijmy od pierwszego, jego matka uważała się za Niemkę, ojciec prawdopodobnie również był Niemcem, który zginął podczas pierwszej wojny światowej. Tak naprawdę jednak nic pewnego o nim nie wiadomo. Wiadomo, że nazwisko pod którym przeszedł do historii otrzymał po ojczymie. Jego matka wyszła za mąż za Romana Wilimowskiego, ten go usynowił i dał mu swoje nazwisko. W domu mówił głównie gwarą śląską. W szkole używał polskiego, znał jednak również świetnie niemiecki. Sam o sobie mówił Górnoślązak. Najlepiej czuł się z piłką u nogi. Grać zaczynał na ulicach miast, do końca bardzo lubił uliczny styl. Jeśli wierzyć ustaleniom Andrzeja Gowarzewskiego w ekstraklasie zadebiutował już mając niecałe 13 lat. Jeszcze pod nazwiskiem Pradella (a właściwie Pradelok) w klubie FC Katowice. Niektórzy podważają te ustalenia, być może mają rację. Jakby nie było, na przełomie 1933/34 dokonał pierwszej „zdrady”. Klub FC Katowice był powszechnie kojarzony z mniejszością niemiecką na Śląsku. Tymczasem młody Ernst ku jego radości zostaje sprzedany do Ruchu Hajduki Wielkie (później Ruchu Chorzów). Choć transfer opiewał na znaczną kwotę 1000 zł (butelka wódki w sklepie kosztowała niecałe 2 zł), dla wielu Niemców była to zdrada, której nie mogli mu zapomnieć. Dla wielu Polaków z kolei dalej był jedynie Niemcem. Mimo, że się dwoił i troił, wciąż był przez dziennikarzy krytykowany, pomijany a jego wkład w zwycięstwa drużyny często umniejszany. Zarzucano mu zbytni indywidualizm, gwiazdorstwo oraz szydzenie z przeciwników. To ostatnie na pewno było prawdą. Uwielbiał przejść pół boiska z piłką, przedryblować kilku przeciwników, bramkarza i zatrzymać się z piłką tuż przed linią bramkową. Kiedy przeciwnicy do niego dobiegali, leciutko kopał piłkę i śmiał się im w twarz. W reprezentacji zadebiutował w maju 1934r. Mimo, że jego gra była bardzo dobra po kilku meczach, na kilka lat został praktycznie wykreślony z kadry. Co było przyczyną? Rzekomo powodem tego były jego libacje alkoholowe. Do Wilimowskiego przylgnęła łatka alkoholika, czy faktycznie na nią zasłużył​? Do legendy przeszła jego wizyta w Poznaniu z czerwca 1936r. Przed meczem z Wartą gospodarze postanowili, że spiją najlepszego strzelca i następnego dnia będzie lżej. Okazało się, że Wilimowski jest nie tylko świetnym graczem. Do picia też miał niezłe „kopyto”, koło północy prezes Warty usłyszał w telefonie: „Przyślij drugą zmianę, bo Wilimowski świetnie się trzyma, a nasi już padli”. Druga zmiana podobno dała radę go zmiękczyć, ale za słabo. Wilimowski po pijaku wbił im 3 bramki, a Ruch wygrał 4:3....
Również w czerwcu tego roku piłkarze Ruchu świętowali zdobycie mistrzostwa kraju. We własnym gronie tak się schlali, że przegrali towarzyskie spotkanie z A klasową wówczas Crakowią i to 0:9. PZPN nakłada na niego 6-tygodniową dyskwalifikację, która uniemożliwiła mu grę na olimpiadzie w Berlinie. Tu zaczyna się pierwsze „gdyby”. W Berlinie nasza drużyna zajęła 4 miejsce. Można tylko gdybać co by było gdyby najlepszy polski zawodnik wziął w nich udział. Do legendy przeszedł jego udział w mundialu w 1938r. Ówczesne mundiale były rozgrywane systemem pucharowym. Pierwszy mecz często okazywał się ostatnim. Tak też było z Polską. Przegraliśmy z Brazylią 5:6. Choć to Wilimowski strzelił 4 bramki, dla wielu najlepszym polskim zawodnikiem meczu był....Dytko. Dla wielu najważniejsze nie było to, że strzelił 4 bramki a to, że zmarnował dwie okazje. Natomiast w prasie brazylijskiej i argentyńskiej zaczyna się trwająca 2 lata telenowela z Wilimowskim w roli głównej. W tamtejszej prasie co kilka miesięcy pojawiają się artykuły, że transfer Eziego jest już tuż, tuż. I mamy kolejne gdyby. Gdyby Enzi wyjechał do Brazylii zostałby prawdopodobnie mistrzem świata w 1950r. Brazylia wówczas była gospodarzem mistrzostw świata. W ostatnim meczu wystarczył jej remis w meczu z Urugwajem, przegrali 1:2. Gdyby mieli Ernsta w składzie.... Kolejne gdyby wiąże się z samym meczem z Brazylią. Naprawdę bardzo niewiele brakowało, żebyśmy wygrali. Brazylia zajęła ostatecznie w mundialu 3 miejsce. Według wielu tylko dlatego, że postanowili swojego najlepszego zawodnika oszczędzać na finał. Gdyby Leonidas grał w półfinale Brazylia pokonałaby Włochy - późniejszych mistrzów. Z Węgrami w finale poradziliby sobie na pewno. W końcu w 1939 r. my z nimi wygraliśmy 4:2!!! Wobec tego gdybyśmy nie trafili na Brazylię w pierwszym meczu, lub gdybyśmy z nią wygrali medal mistrzostw świata byłby pewny, być może nawet tytuł mistrzowski. Dorzućmy do tego jeszcze zablokowany transfer Eziego do Francji i mamy już naprawdę sporo. Wielu idzie jednak jeszcze dalej. Część znawców uważa, że gdyby mistrzostwa świata z 1942r. doszły do skutku, Wilimowski byłby równie dobrze znany jak Pele a Polska zdobyłaby mistrzostwo świata. Podsumowując te gdybania Wilimowski, wielokrotnie był o włos od zdobycia mistrzostwa świata. Kolejny raz mógłby je zdobyć w 1954r. Gdyby został powołany do reprezentacji RFN, do tego jeszcze dojdziemy.
Wróćmy do „reala”. Wybucha wojna i Wilimowski dopuszcza się tu nie tylko zdrady ale, według niektórych dziennikarzy wręcz zbrodni. Nie wystarcza, że podpisuje volkslistę. Ma jeszcze czelność grać w reprezentacji Niemiec. Powiem szczerze, kiedy usłyszałem, że to była „zbrodnia” pomyślałem sobie, że facet który to mówi dopuszcza się zbrodni na własnych szarych komórkach. Ile ja bym dał, żeby wszyscy Niemcy zamiast służyć w Wermachcie grali w piłkę....Wczujmy się przez chwilę w sytuację Wilimowskiego. Tak naprawdę, przez Polaków zawsze był traktowany jak Niemiec. Przed wojną niemal wszystkie gwiazdy sportu za kołnierz nie wylewały. Kusociński, Kolczyński, Włodarz itp. Tylko jemu przypięta zostaje łatka alkoholika. Nawet gdy, zdobył 10 bramek w jednym meczu i tak najlepszym piłkarzem był ktoś inny!! W latach 1940-1941 Wermacht był u szczytu potęgi, lada chwila miał podbić cały świat. Czy naprawdę można się dziwić, że zamiast zdobywać ten świat z bronią w ręku i zginąć gdzieś na polach radzieckich, Wilimowski wolał grać w piłkę? Jakim trzeba być idiotą by nazywać to zbrodnią? Podpisanie volkslisty doradzał sam rząd w Londynie, a Wilimowskiemu dodatkowo trener reprezentacji Kałuża. W Wermachcie służyło wielu innych np. Gerard Cieślik. Gra w reprezentacji uchroniła go od służby wojskowej do 1943r. Po klęsce pod Stalingradem, Goebbels ogłasza wojnę totalną. Reprezentacja rozwiązana, Ezi idzie do woja. O przebiegu jego służby nie wiemy zbyt wiele. Wiadomo, że służył w wojskach pancernych oraz że był ranny. Po wojnie zostaje na terenie RFN. Gra w piłkę w niższych klasach. Miał nadzieję, że zostanie powołany do reprezentacji. Okazuje się jednak, że teraz znowu jest Polaczkiem. Jest niczym wrzód na dupie, nikomu do niczego niepotrzebny. Karierę kończy w 1959r. W 1974r. Na mundialu w Niemczech rozmawia z Górskim. Mówi mu, że wie co o nim piszą. Prosi Górskiego, żeby w to nie wierzył. Górski zapytał go, czemu nie wrócił do kraju skoro uważa, że ma czyste sumienie? Odpowiada „bałem się”. Czy miał czego? Według mnie jak najbardziej. Bardzo wielu z tych, którzy powrócili po wojnie do Polski, całe lata spędzili w więzieniach. Jego nazwisko było zbyt „gorące”, żeby komuniści ot tak pozwolili mu grać w piłkę. Była spora szansa, że przyjedzie do Polski w 1995r. Ruch Chorzów świętował wówczas 75-lecie istnienia. W domu zatrzymała go fala hejtu – okazało się, że jest nie tylko Niemcem ale i zatwardziałym faszystą, zbrodniarzem itp. Zmarł w 1997 roku na jego pogrzebie nie było ani jednego Polaka....
Pamiętajcie, że jeśli spodobał Wam się ten wpis, najlepsza formą zapłaty jest polubienie
Historie sportowe

Brak komentarzy: