1. Podstawowy fakt – o sukcesie w wyborach prezydenckich w Polsce nie decyduje to, ilu ludzi lubi danego kandydata, popiera go lub choćby kojarzy. O tym sukcesie decyduje tylko jeden parametr – ilu ludzi danego kandydata nie lubi. Elektorat negatywny jest najważniejszym czynnikiem. To dlatego Donald Tusk i Jarosław Kaczyński nie wygrali wyborów prezydenckich, w których kandydowali (odpowiednio 2005 i 2010), natomiast wybory w 2015 wygrał PAD, którego 98% społeczeństwa nie kojarzyło, kiedy został kandydatem na prezydenta.
2. Stawiam tezę, że Donald Tusk bardzo chce być prezydentem. Ta funkcja pasuje do niego dużo lepiej niż obecna. To człowiek leniwy, nie lubiący podejmować decyzji i brać na siebie odpowiedzialności. Z drugiej strony – jest łasy na zaszczyty i blichtr władzy. Jestem pewien, że najlepiej wspomina swoje czasy w EU, kiedy za nic nie odpowiadał, ale miał więcej limuzyn, służby i pieniędzy, niż kiedykolwiek w Polsce.
3. Jednak dużo większe szanse na wygranie wyborów w Polsce ma Trzaskowski – ze względu na mniejszy elektorat negatywny. Nie zmieniają tego istotnie jego ostatnie wygłupy w sprawie krzyży w urzędach – pamiętajmy, że kwestie religijne mają coraz mniejsze znaczenie nawet dla wyborców PiS, a co dopiero wyborców środka, którzy rozstrzygną wybory prezydenckie.
4. Ostatnio ruszyła jednak akcja zmierzająca do wyeliminowania Trzaskowskiego z wyścigu. Na jej czele - Gazeta Wyborcza z artykułem Janusza Rolickiego, że Trzaskowski pozbawił się szans zostania prezydentem ze względu na sprawę krzyży. Za akcją tą niewątpliwie stoi Tusk.
wyborcza.pl/7,162657,30986
5. Czy Tusk istotnie nie ma szans na prezydenturę? Otóż zależy to od decyzji PiS. Jeśli PiS wystawi na prezydenta osobę o porównywalnie dużym elektoracie negatywnym (np. PMM) – nic nie jest przesądzone. Natomiast, jeżeli PiS wystawi jakiegoś dobrze rokującego, ale mniej znanego kandydata (nie będę się tu bawił w nazwiska), szanse Tuska będą małe.
6. Oczywiście po stronie PiS są olbrzymie tarcia: z jednej strony chęć wygrania wyborów, z drugiej ambicja PMM, z trzeciej działania jego wewnętrznych przeciwników, z czwartej zdanie PJK, że lepiej nie mieć w ogóle swojego prezydenta niż mieć takiego, który się okaże nielojalny, itd.
7. Przewiduję wojnę nerwów do ostatniej chwili – decyzja o tym, kogo wystawi PO będzie zależała od tego, kogo wystawi PiS i vice versa. Kto się wcześniej zdradzi – będzie w gorszej pozycji.
8. I ostatnia sprawa. Poza głównymi partiami jest jeszcze ktoś, komu bardzo zależy na posiadaniu „swojego” prezydenta RP. Tym kimś są Niemcy, trzymający w ręku tysiąc sposobów nacisku na PO. Niemcy będą blokować wszelkie próby wystawienia kandydata z dużym negatywnym elektoratem, bo tych wyborów Niemcy nie chcą przegrać. Żeby zrekompensować Tuskowi prezydenturę RP, będą musieli zaoferować mu „coś dużego” w Brukseli.
Będzie ciekawie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz