ORP " Groźny" 351

ORP " Groźny" 351
Był moim domem przez kilka lat.

czwartek, 25 lipca 2019

Jaki był Franciszek Głowacz

Raz prozą, raz rymem - walczymy z propagandowym reżimem
W chwili wybuchu wojny, a raczej - w chwili bandyckiej napaści Niemiec na Polskę, Franciszek Głowacz miał 29 lat. Miał rodzinę, kochającą żonę, małe dzieci. Chciał żyć normalnie, jak każdy Polak.
Ojczyzny bronił pod Częstochową. Po przegranej kampanii wrześniowej, dostał się do niemieckiej niewoli, z której - jako sprawny żołnierz - uciekł. Nie umiał bezczynnie patrzeć na gwałt zadawany Polsce przez odwiecznych wrogów, wstąpił do oddziału legendarnego Hubala.
Miał się za co mścić. Już pierwszego dnia wojny, 1 września 1939, żołnierze polscy i niemieccy starli się we wsi Parzymiechy. Niemieckie pany ubzdurały sobie, że strzelali do nich również mieszkańcy wsi, wobec czego już w pierwszych godzinach wojny (!) złamali wszelkie prawa międzynarodowe i zastosowali odpowiedzialność zbiorową.
Niemcy brutalnie skatowali a następnie zastrzelili proboszcza Metlera, księdza Daneckiego i organistę Sobczaka. Bo podobno ktoś do nich strzelał z wieży kościelnej. Nieważne kto, nieważne w jakich okolicznościach, nieważne czy ksiądz w ogóle wiedział że jakiś żołnierz wtargnął na wieżę jego kościoła. Naziści wymordowali tysiące polskich księży w takich, podobnych albo jeszcze bardziej szokujących okolicznościach - ale to nie przeszkodziło psychicznej polskiej aktorce, Krystynie Jandzie, w udostępnieniu wczoraj grafiki księdza podlewającego kwiatek, z którego wyrasta swastyka.
Masakra w Parzymiechach i Zimnowodzie nie ograniczała się jednak tylko do duchownych, wręcz przeciwnie. Rozkazy dowódcy były jasne: ,,To jest polskie gówno. Wszystkich rozstrzelać". Ale Niemcom szkoda było na to ,,polskie gówno" nawet kul. Dlatego spędzali wiejską ludność do zabudowań i wielu mieszkańców... spalili żywcem.
Zamordowali między innymi mężczyznę o nazwisku Gierczak. Zamordowali jego ciężarną żonę i dwójkę dzieci. Z 39 Polaków zamordowanych przez Niemców w Zimnowodzie, kobiety i dzieci stanowiły ponad połowę. Prawdopodobnie nawet kilka razy więcej Polaków straciło życie w położonych obok Parzymiechach. Wśród ofiar - 12-letnia Zdzisia Głowacz, i jej 9-letni brat Artur. Bohater tego wpisu, Franciszek Głowacz, był ich wujkiem.
Majora Hubala Niemcy zabili w 1940 roku, ale Franciszek ,,Lis" Głowacz, mimo tragicznego położenia, walczył dalej. Widział okropieństwa i bestialstwo Niemców. Wiedział, że Niemcom nie trzeba pretekstu w postaci oporu, żeby mordować Polaków - wystarczy kaprys. Uznał więc, że skoro Niemcy i tak wybijają polską ludność, należy z nimi walczyć za wszelką cenę. Cena była bardzo wysoka.
W 1941 roku Niemcy dopadli jego żonę, 29-letnią Józefę. Skatowali, torturowali (między innymi została pogryziona przez psy, które na nią napuścili), na koniec zamordowali albo zostawili na śmierć.
Ojca Niemcy zamordowali mu w Auschwitz (Tak, tam masowo ginęli POLACY, ale o tym świat dzisiaj w ogóle nie ma pojęcia), 23 marca 1942. Franciszek przeżył tatę zaledwie o... dwa tygodnie. Zastrzelił się podczas obławy, żeby nie wpaść w ręce niemieckich zbrodniarzy, ale walczył do końca. Ocenia się, że zlikwidował co najmniej 118 hitlerowskich okupantów.
Jaki był Franciszek Głowacz, najlepiej charakteryzuje nie liczba jego ofiar, lecz ta historia, opowiedziana przez jego kolegę z oddziału, Romualda Rodziewicza: ,,Kiedy to już większość naszych koni pod obstrzałem niemieckim z broni maszynowej przeskoczyła szosę, koń mój wpadł do rowu, przewrócił się, lecz powstał i pobiegł za innymi. Ja zostałem sam na ziemi i wołam: poczekajcie! Chciałem dosiąść do któregoś z jeźdźców, lecz nikt nie zatrzymał się, bo tak wszystkim było śpieszno by uciec przed śmiercią. Zaraz też wyjmuję pistolet i kieruję do swej skroni, by szwaby nie wzięli mnie żywym. Nagle jeden z naszych jeźdźców zawraca. Niemcy padają do rowów, nie strzelają. Patrzę, a to „Lis” podjeżdża do mnie, pomaga wskoczyć. Szybko wskakuję na jego konia, „Lis” rzuca granatem w prawo, krzyczy: rzuć w lewo... i po kilku sekundach już nas kryją przyjazne gałęzie sosen.“
Po latach Rodziewicz w rozmowie z tym synem Głowacza, który przeżył, powiedział: „Mirku, czy ty rozumiesz, jaką to było dla mnie miła niespodzianką? To, co zrobił Twój ojciec, to było bohaterstwo połączone z szaleństwem, albo jeszcze coś więcej, to była odwaga, na jaką było stać tylko „Lisa”. Z takim przypadkiem poświęcenia życia dla żołnierza już więcej się nie spotkałem. Będę mu to pamiętał do końca życia. Jego odwaga i męstwo oraz pogarda dla swego życia, to jakby osobista zawziętość i chęć pomsty za krzywdy i okrucieństwa na jego rodzinie i bliskich".
---
Dla ignoranta, głupka i prostaka, który o historii Polski wie tyle, ile mu nauczycielka w podstawówce opowiedziała - polskość kojarzy się z chytrą babą z Radomia, internetowym chamem z reklamy OLX, cebulakami na mieście i ,,zawistnymi polaczkami" w pracy lub za granicą.
Dzisiejsza Polska po niemieckim mordzie a potem po kilkudziesięcioletnim radzieckim, komunistycznym gwałcie, ta Polska bez dekomunizacji - nie ma z polskością prawie nic wspólnego. Prawdziwa polskość została niemal doszczętnie wymordowana przez Niemców, Rosjan, Żydów z NKWD i Ukraińców. Prawdziwa polskość umarła razem z Franciszkiem Głowaczem, Witoldem Pileckim, Augustem Fieldorfem, Danutą Siedzikówną, Łukaszem Cieplińskim, później - z Emilem Barchańskim czy Jerzym Popiełuszko. A to, czego nie udało się spalić w popiół, zostało połamane. Żyjemy w wydmuszce. W pustej skorupie.
Odbudowanie polskiego DNA to perspektywa wielu lat tytanicznej pracy. Czy to zadanie jest wykonalne? Wierzę, że tak. Od czego więc zacząć? Od tego, od czego zaczęło się niemal WSZYSTKO co w historii ludzkości wartościowe.
Trzeba chcieć.
Dobrym pierwszym krokiem na tej drodze jest postawienie sobie w roli niedoścignionego wzoru człowieczeństwa i polskości Franciszka Głowacza. A nie Wałęsy, Schetyny albo Michnika.

Brak komentarzy: