Z cyklu SEMPER IUNCTI 600 na 600 Jubileusz
Sokołów Podlaski BARWY MIASTA odc. 64
Skok na Kasę Miejską, czyli sędzia - detektyw w akcji
W 1843 r. doszło do zmiany właścicieli Sokołowa, o czym już pisaliśmy. Kobylińskich zastąpili Hirschmanowie. Tym razem chodzi nam o nieco inny aspekt tej sprawy, a mianowicie to, że przy takiej okazji zawsze powstaje zamieszanie i chaos, i próby ich opanowania przez nową ekipę nierzadko prowadzą do wykrycia skrzętnie ukrywanych dotychczas wszelkiego rodzaju nadużyć. Przeprowadzane spisy, inwentaryzacje, przegląd dokumentów i rachunków dokonywane są przecież przez pełnomocników nowej władzy, czyli ludzi z zewnatrz, dodajmy obcych, nie powiązanych z dotychczas funkcjonującymi układami. Wtedy właśnie odkryto w Magistracie, a dokładnie w Kasie Miejskiej braki, czyli manko, na dość pokaźną jak na warunki sokołowskie kwotę, dokładnie 883 zł i 82 gr., czyli 1/4 rocznego dochodu miasta. Oczywiście nikt nic o tym nie wiedział, ślady prowadziły więc na zupełne manowce. Po mieście zaś ktoś rozpuścił plotkę, pomówienie. Kogo w takim razie wskazywano jako domniemanego sprawcę? Wiadomo, najlepiej kogoś kto był a za chwilę go nie będzie, a więc burmistrza? Nie, za latwe. Plotki wskazały zatem jego nielubianą powszechnie żonę, czyli burmistrzową Mezlerową, znaną z chciwości i pazerności. Języki ludzkie nawet miały gotowe wyjaśnienie jak do tego doszło i że mogła to zrobić wykorzystując łatwość dostępu do pomieszczeń i klucza do sejfu, którym przecież dysponował swobodnie jej mąż burmistrz Sokołowa. Czyli miała się tam zakraść po godzinach urzędowania i przywłaszczyć pieniądze, o czym może i nie wiedział jej mąż. Coś w tym wszystkim jednak nie grało. Sprawę postanowione zbadać z urzędu wykorzystując do tego odpowiednie instytucje znajdujące się w Sokołowie czyli Policję i Sąd. Ten ostatni mieścił się od 1830 r. w mieście w budynku byłej austerii. Nieszczęściem dla prawdziwego złodzieja okazało się, że od 1839 r. pracował w nim sędzia Karol Marceli Łuniewski, dodajmy niezwykle inteligentny i utalentowany prawnik z zacięciem detektywistycznym, który postanowił wyjaśnić zagadkę zaginięcia miejskich pieniędzy. Rozpoczęto więc dochodzenie i żeby wiedziała o nim autorka kryminałów Agata Christie napewno posłużyło by to za kanwę jej książki, ale nie wiedziała. Przesłuchano świadków, sprawdzono jeszcze raz rachunki, a że roczny dochód Magistratu nie przekraczał 4 tys. zł i opłacano z niego w sumie tylko 5 urzędników, w tym burmistrza, kasjera, nauczyciela, policjanta i stróża nocnego podejrzanych głównych było niewielu i zagadkę rychło rozwiązano, zaś wyjaśnienie było najprostsze z możliwych, chociaż trzeba przyznać, że złodziej zrobił wszystko by tak się nie stało i być może i tak by było, gdyby nie nasz sędzia detektyw. Kasjer Zabielski, bo to on dopuścił się tego czynu został wykryty i ukarany, afera finansowa wyjaśniona, a prestiż sędziego Karola Marcelego Łuniewskiego niepomiernie wzrósł w mieście i okolicy, jego przyrodzone i nabyte zdolności zostały zauważone przez nowych właścicieli Hirschmanów i wykorzystane ku zadowoleniu obu stron. W rodzinie sędziego Karola Marcelego Łuniewskiego z matki Marii Izabeli przyszedł na świat w Sokołowie, w 1847 r. ich syn Tymoteusz, piszący się potem Tymoteusz Plewa Łuniewski o którym miał być dzisiejszy odcinek, a będzie następny.
Foto/Tekst Ewa K. Skarżyńska i Dariusz M. Kosieradzki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz