Znacie Ralfa-Stetysza?
Pierwszy polski samochód, który ukończył rajd Monte Carlo (z przygodami). Już po finiszu wygrał w konkursie elegancji, komfortu i wytrzymałość. I był naszą wielką nadzieją na porządną polską markę motoryzacyjną.
Nie? Nic straconego.
Zapraszam na .
Nazwa tego samochodu była obca tylko z pozoru. W rzeczywistości Ralf-Stetysz był po prostu skrótem od: „Rolniczo-Automobilowo-Lotnicza Fabryka Stefana Tyszkiewicza”. I to właśnie hrabia Tyszkiewicz (na zdjęciu trzeci z lewej, otoczony przez mechaników), był ojcem tego niezwykłego samochodu. Niezwykłego, bo mającego wszystko, co potrzebne, by stać się gwiazdą polskiego przemysłu.
A może nie tylko polskiego.
– Tak że musieliśmy zwolnić szybkość do minimum, aby zmniejszyć jego tortury, powstające przy każdej nierówności drogi – opowiadał hr. Gorzeński, który wraz z Tyszkiewiczem prowadził polski samochód.
Ale był nie tylko wytrzymały i wygodny. Był też względnie tani. W 1925 roku Tyszkiewicz wrócił do kraju prototypem i zaraz zaczął szukać partnerów, z którymi mógłby zacząć większą produkcję. Tych znalazł w warszawskim Towarzystwie Przemysłu Metalowego "K. Rudzki i Spółka" SA, które wcześniej produkowało konstrukcje stalowe i turbiny wodne, a teraz miało powołać wydział samochodowy. Zadbano nawet o PR. Powołano... dyrektora ds. "lansowania i propagandy". Rozpoczęto produkcję, a na reklamach pisano: "Idealny na ZŁE drogi".
Ale był nie tylko wytrzymały i wygodny. Był też względnie tani. W 1925 roku Tyszkiewicz wrócił do kraju prototypem i zaraz zaczął szukać partnerów, z którymi mógłby zacząć większą produkcję. Tych znalazł w warszawskim Towarzystwie Przemysłu Metalowego "K. Rudzki i Spółka" SA, które wcześniej produkowało konstrukcje stalowe i turbiny wodne, a teraz miało powołać wydział samochodowy. Zadbano nawet o PR. Powołano... dyrektora ds. "lansowania i propagandy". Rozpoczęto produkcję, a na reklamach pisano: "Idealny na ZŁE drogi".
Gdyby wyszło, mielibyśmy wielką markę samochodów. Ale nie wyszło.
Mówiono o podpaleniu. Czy słusznie?
Straty wyniosły 1,5 mln złotych, ale wszystko było ubezpieczone. Stefan Tyszkiewicz chciał odbudować zakład, jednak nie zgodzili się na to... udziałowcy. Hrabia zrezygnował więc z marzeń i zajął się sprowadzaniem do Polski... Fiatów i Mercedesów.
[Na zdjęciu replika CWS T-1 w wersji Torpedo. Autor: Artur Andrzej - Praca własna/Wikimedia Commons.]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz